Przyjaciele są jak ciche anioły,które podniosą nas,kiedy nasze skrzydła zapomną,jak latać...
poniedziałek, 5 listopada 2012
13. Tchórze.
Dwudziesty października przyszedł bardzo szybko. Za szybko.
Lily siedziała właśnie na lekcji transmutacji. Starała się ignorować fakt, iż James cały czas się na nią gapi. Wreszcie po długim monologu profesor McGonnagal na temat przygotowań do owutemów zabrzmiał dzwonek. Lily wyszła powoli z klasy za przyjaciółkami. Obok niej szedł zamyślony James. Syriusz szedł po jego drugiej stronie, a obok niego reszta Huncwotów.
W końcu Dorcas spojrzała wymownie na Blacka, a ten uśmiechnął się z błyskiem w oku. Szepnął coś i machnął różdżką. James stracił równowagę i próbował się czegoś złapać. Na nieszczęście obojga była to Lily. Jednak drobna dziewczyna nie była w stanie podeprzeć Jamesa i oboje runęli na podłogę przy akompaniamencie śmiechów dookoła zebranych.
- E, James ? Weź te ręce... - powiedziała Lily i strzeliła buraka. James poderwał ręce z pośladków dziewczyny i poczerwieniał aż po cebulki włosów.
***
- Tak, Lily. Myślę, że nadajesz się najbardziej. Masz dwa dni na zastanowienie. Zrozumiano ?
- Tak jest, pani profesor.
Lily wyszła z gabinetu McGonagall i szła pustym korytarzem. Nie musiała martwić się o Filch'a gdyż teraz była jej kolej patrolu. Usłyszała ciche dźwięki. Schowała się za starą zbroją i wychyliła głowę. Prawie straciła równowagę, ale nadal wpatrywała się w Jamesa i Christy całujących się przy ścianie. Odetchnęła głęboko. Nie pozwoli sobie na łzy. Jeszcze nie.
Pognała z powrotem do gabinetu opiekunki Gryffindoru. Zapukała, a gdy usłyszała ciche "proszę" weszła.
- Zgadzam się pani profesor.
- Co ? Och, wspaniale, Evans.
- Jednak chciałabym wrócić meczem w listopadzie.
- Naturalnie. Razem z Tobą jedzie prawdopodobnie Lupin, ale jeszcze nie dostałam odpowiedzi. Wyjeżdżacie pojutrze z samego rana.
- Dobrze. Dobranoc.
Lily wyszła i biegiem puściła się do wieży. Już nawet nie powstrzymywała łez. Przecięła sprintem Pokój Wspólny, nie patrząc na zdziwione spojrzenia przyjaciół i rzuciła się na łóżko w damskim dormitorium.
Tak. Lilyanne Evans uciekała.
Po prostu tchórzyła.
*********
Lily szła z przyjaciółkami na ostatnią w tym dniu lekcję, gdy nagle usłyszała jak ktoś woła jej imię.
Odwróciła się i zobaczyła Remusa.
- Lily, to prawda ?
- Tak.
- Ale...
- Nie, Remus. Nie ma żadnego ale.
- Lily...
- Nie.
- Ja też jadę.
- Nie chcę już o tym mówić. Mógłbyś nikomu nie mówić ?
- Tak, Lily, ale...
- Nie Remus !
Lupin westchnął i oddalił się do Huncwotów.
- O co chodzi ? - spytała zaniepokojona Dorcas.
- Później wam powiem.
Weszły do klasy i zajęły swoje miejsca. Dorcas próbowała się jeszcze czegoś dowiedzieć, ale Lily zbywała ją niedbałym ruchem ręki.
- Wasze wypracowania na temat Patronusów były bardzo ciekawe. Co najlepsze, są same "wybitne" i "powyżej oczekiwań". Jestem zadowolony, choć, wiem, że moglibyście wszyscy postarać się na "wybitny -zaczął profesor Nettled - Poproszę trzech najlepszych uczniów, którzy wspaniale napisali pracę...proszę...Lupin, Evans i Potter ! Zaprezentujcie nam swoje Patronusy.
Serce Lily zaczęło mocniej być. Nie ruszyła się nawet o centymetr, tylko wpatrywała się przerażona w twarz równie zdenerwowanej Dorcas.
- Panno Evans ?
- J-ja nie czuję się na siłach...
- Na pewno dasz radę. Zapraszam na środek.
- Nie.
- Słucham ?
- Nie mogę ! - powiedziała stanowczo i odprowadzana zdziwionymi spojrzeniami wyszła z klasy.
Szła wolno do wieży. Przecież nie mogła tam wyjść i pokazać łani ! Jeszcze James też tam był i wyczarowałby jelenia ! Po prostu nie mogła tego zrobić i koniec.
Weszła w końcu do siebie i wyciągnęła kufer z pod łóżka. Zaczęła wkładać tam rzeczy z szafy i z łazienki. Może pozna tam kogoś ciekawego ? Kto pozwoli jej zapomnieć o tym wszystkim ? Właśnie wkładała buty, gdy do dormitorium wpadły dziewczyny.
- Co ty robisz ?!
- Pakuję się.
- Lily ! Chyba nie przez tą głupią lekcję ?!
- Po części.
- Lilka ! Co ty wyprawiasz ? - Ann wyrwała jej z ręki bluzkę.
- Wyjeżdżam - odpowiedziała krótko i odebrała z powrotem swoją własność.
- Niby gdzie ? Nikt by ci nie pozwoli - Alicja uśmiechnęła się z pobłażaniem.
- Jadę na wymianę do Francji.
Dziewczyny wybałuszyły na nią oczy.
- Uciekasz - stwierdziła cicho Ann.
- Wcale nie ! Chcę po prostu wszystko przemyśleć. I tyle.
- Lily...to przez Niego, prawda ? To to chcesz przemyśleć ? - spytała łagodnie Dorcas.
- Może. Będzie lepiej. Będę do was pisać. Okej ?
Przyjaciółki pokiwały głową i spojrzały na nią współczująco.
- Ale z niego kretyn ! - krzyknęła nagle Alicja.
Lily spojrzała na nią z bólem w oczach. Wzruszyła ramionami i po prostu wyszła z dormitorium. Nikt jej nie zatrzymał.
***
Szła już od jakiejś godziny. Rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Bardzo często jej to teraz towarzyszyło. Usłyszała jakiś krzyk, a później szepty.
Nie pewnie przybliżyła ucho do drzwi starego schowka.
- Na prawdę, Ryan ! Ja długo z nim nie pobędę. Traktuję go jak przyjaciela, nie kocham go ! On pewnie czuje to samo, bo wciąż nie może zapomnieć o Lily Evans.
- Jesteś pewna ?
- Na sto procent.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też, Ryan.
Później Lily usłyszała już kroki, więc czym prędzej odsunęła drzwi. No i nowy problem zawitał w jej krótkim i dziwnym życiu :
Powiedzieć Jamesowi, czy nie ?
******
- Co do...?
Nagle wszyscy Ślizgoni zamienili się w...Smarkerusa !
Dziewczyny jadły kolację, obserwując z obrzydzeniem i rozbawieniem na stół węży. Jedynie Lily patrzyła obojętnie w swój talerz. Huncwoci ryczeli ze śmiechu, a tuż nad nimi pojawiła się profesorka.
- Potter, Black, Lupin no i Pettigrew ! Za mną !
Chłopcy przybili sobie piątki i w akompaniamencie gratulacji i śmiechów, wyszli dumni z Wielkiej Sali.
***
Lily odkopała kołdrę i westchnęła głośno. Wydarzenia dnia nie dały jej zasnąć. Wstała i na palcach wyszła z dormitorium. Przebiegła przez pusty Pokój Wspólny i przeszła przez obraz. Rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona i zaklęcie skradające. Zrobiła sobie spacer po zamku rozmyślając nad swoim zachowaniem. Nie powinna tak reagować, ale co się stało już się nie odstanie.
Nagle usłyszała cichą melodie skrzypiec i pianina. Podążając za dźwiękami doszła na najniższe piętro. Przeszła przez cały korytarz, dochodząc do ostatnie, pustej klasy. Uchyliła cicho drzwi i zajrzała do środka.
Przy pianinie pod oknem siedział James. Z zamkniętym oczami grał piękną melodię przy akompaniamencie samogrających skrzypiec.
Mimowolnie również zamknęła oczy i wsłuchała się w cudowną melodię.
Wyszło na jaw, jak mało wiedzą o sobie. I to przeważyło.
Lily była pewna,że chce wyjechać.
http://ulub.pl/M65onK3MKd/vi-hart-harry-potter-septet-4-excerpt-dumbledores-speech
******
- Lily, jesteś pewna ? - pytała po raz setny Alicja.
- Tak - odpowiadała cicho Lily, a one wzdychały ze smutkiem.
- To tylko do meczu w listopadzie ! Będę tęsknić !
Rzuciły się sobie w ramiona. Huncwoci patrzyli na nich z daleka.
- Czemu mi nie powiedziałeś ? - spytał z żalem James.
- Nie chciała żeby ktoś wiedział. I sądzę, że ona ucieka. Wiesz przez co ? Mam nadzieję, że jak jej nie będzie, to zrozumiesz. Nara ! - odpowiedział Lupin.
Chłopcy poklepali go po plecach i w końcu podszedł do Lily.
- Gotowa ?
- Tak...
- Idziemy - oznajmił głos profesor McGonagall.
Zaprowadziła ich do jakiegoś dziwnego powozu, z którego w asyście Hagrida wyszła wysoka kobieta.
- Witaj Maxime - przywitał się dyrektor Hogwartu, który pojawił się nie wiadomo skąd.
- Aui ! Witaj Macigonagall i Dumbledorr!
- Oto moi uczniowie. Lily Evans oraz Remus Lupin. Najlepsi uczniowie Hogwartu.
- Dzień dobry - przywitali się zgodnie.
- Witajcie. Antoinette Bluspur ei Fabien Frustehro - wskazała na parę wyjątkowo ładnych nastolatków.
Dziewczyna miała długie srebrzyste włosy i białe zęby. Biła od niej jakaś magiczna aura. Huncwoci wytrzeszczyli na nią oczy. Obok niej stał bardzo przystojny młodzieniec. Miał gęste brązowe włosy, które opadały mu lekko na czoło. Oboje spoglądali na innych z widoczną wyższością.
Dziewczyny zachichotały i spojrzały na Fabiena. Za to on sam patrzył na Dorcas zaciekawiony.
Antoinette również spoglądała na chłopaków, a konkretnie na Jamesa.
Lily ostatni spojrzała na przyjaciół, po czym weszła do powozu, zaprzężonego w Abraksany*. Zamiast kanap, w środku był wielki pokój. Lily ustawiła swój kufer przy wielkim fotelu, po czym wyciągnęła książkę. Była wdzięczna rodzicom, że gdy była mała zapisali ją na kurs język francuskiego. Po chwili wszedł Remus i dyrektorka Beauxbatons. Ta ostatnia skinęła im głową i zniknęła w swojej osobnej komnacie.
Lily rozejrzała się. Panowały tu barwy niebieskie i białe. Na środkowej ścianie wisiało wielkie godło, na którym widniały dwie skrzyżowane ze sobą różdżki. Pełno było tu foteli, kanap i miękkich dywanów.
- No to lecimy... - westchnął Remus i zabrał się za studiowanie książki.
- Tak...Witaj przygodo !
~~~~~~~~
*Abraksan – wielki skrzydlaty koń. Abraksany piją niemieszaną whisky i wymagają „mocnej ręki”. Hoduje je Madame Maxime. Abraksany mają złotawą sierść.Są bardzo narowiste.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetny rozdział <333
OdpowiedzUsuńWedług mnie piszesz trochę zbyt chaotycznie. Nowy akapit i zaczyna się całkiem inna historia. Mogłoby być więcej opisów i mniej bałaganu w tym wszystkim bo czasami to trudno się połapać o co chodzi
OdpowiedzUsuńTo jest smutne... Ja wiem, że oboje muszą sobie to przemyśleć, ale czemu to tak długo trwa ???
OdpowiedzUsuń