Przyjaciele są jak ciche anioły,które podniosą nas,kiedy nasze skrzydła zapomną,jak latać...

poniedziałek, 29 października 2012

12. Pogrzeb


- Obiecaj, że napiszesz, jak tylko wrócisz do domu. Pilnuj ją, James - Dorcas uściskała przyjaciółkę i spojrzała surowo na chłopaka.
- Tak jest ! - odpowiedział James lekko znudzonym głosem. To zdanie słyszał już dzisiaj od każdego - Dobra, świstoklik już czeka. Nara !
- Pa - mruknęła Lily i poszła za Jamesem do gabinetu McGonnagal.
Od rana najmniejsza rzecz ją wkurzała i bez powodu wybuchała płaczem. Jak ona spojrzy matce w oczy ? A Petunii ?
- Lily nie zamartwiaj się. To nie twoja wina. Musisz być silna. W razie czego służę ramieniem - zapewnił ją chłopak i poklepał przyjacielsko po plecach.
Czuł się dziwnie. Z jednej strony jego serce śpiewało, a z drugiej wolał by zostać w zamku. Bardzo zdziwiła go reakcja Lily wczoraj. Przecież to niemożliwe, żeby go polubiła. Chociaż już dawno się nie kłócili.
Co innego z Christy. Była wyrozumiała, ale jak usłyszała, że ma jechać z Lily, lekko się wkurzyła.
Cały czas nie może pozbyć się wrażenia, że ich związek jest po prostu przyjaźnią. Całują się, prawda, ale traktują się raczej jak przyjaciele. Po części jest to dziewczyna idealna, ale on od trzeciej klasy ma swój własny ideał...
- James ?
- Tak ? - potrząsnął lekko głową i spojrzał na Lily.
Na jej twarzy widniały świeże plamy łez. Współczuł jej bardzo. Chyba nie wytrzymałby, gdyby to jego ojciec umarł, a ona radziła sobie całkiem nieźle. Bez słowa objął ją ramieniem i weszli do gabinetu.
- Nareszcie ! Łapcie szybko świstoklik ! - powiedziała McGonnagal i wskazała na czajnik.
Przedmiot już jarzył się na niebiesko. James pchnął lekko Lily i oboje chwycili rączkę czajnika. Poczuli charakterystyczny ucisk wokół brzucha i przez chwilę wirowali. Nagle wszystko pojaśniało. Wylądowali na Privet Drive 4.
Lily zamknęła oczy i automatycznie chwyciła chłopaka za rękę. James zesztywniał na chwilę, gdy przeszedł go dreszcz. Odetchnął kilka razy i odwzajemnił ucisk. Zapukali do drzwi.
Otworzyła im wysoka nastolatka z długą szyją. James skrzywił się lekko. Chyba przesadził wtedy z tą kłótnią, bo teraz podzielał zdanie Lily.
- Po co tu przyjechałaś ? To wszystko przez ciebie ! - zaczęła Petunia Evans, patrząc na siostrę z nienawiścią.
- Hej ! Ze spokojem - zaoponował czując jak Lily zaczyna drżeć - To nie jest jej wina. Wpuść nas.
- A tym kim jesteś, żeby pakować się do naszego domu ? Jesteś tym samym dziwolągiem co ona ? - spytała z drwiną w głosie.
Fakt, chłopak był przystojny ! Nawet bardzo, ale efekt psuło to, że był NIM.
Przerwała im mama Lily i Petunii, Mary Evans.
- Och kochanie ! - krzyknęła rzucając się córce na szyję. Wyściskała ją, a po policzkach obu popłynęły łzy. Petunia skrzywiła się i odeszła w głąb domu.
- Dzień dobry, pani Evans. Jestem przyjacielem Lily, James Potter - przywitał się lekko zdenerwowany. Zawsze wyobrażał sobie moment, kiedy przywita się z rodzicami Lily, lecz nigdy w takich okolicznościach.
- Dzień dobry, kochany. Zapraszam do środka.

***

- Był to naprawdę wspaniały człowiek. Teraz pozostaną nam tylko wspomnienia, których nie zapomnimy do końca życia. Ale pamiętajmy : nie żałujmy umarłych, żałujmy ludzi, którzy żyją bez miłości.
Lily w końcu nie wytrzymała i przytuliła się do Jamesa. Oparła policzek o jego pierś, gdyż sięgała głową do jego brody. Chłopak lekko zdziwiony zaczął głaskać ją po włosach. Było mu niesamowicie dobrze, jednak okoliczności na to nie wskazywały.
- No już, Lily...dasz radę - szeptał jej do ucha.
 Po jej twarzy popłynęły jeszcze tylko trzy łzy. Otarła je rękawem i poderwała głowę do góry. Przez chwilę patrzyła na orzechowe oczy.
- Dziękuje.
- Nie ma sprawy. Jestem twoim przyjacielem. Zawsze możesz na mnie liczyć.
Lily spojrzał na niego smutna.
Czy tak trudno zrozumieć, że ona nie chce tej cholernej przyjaźni ? Chciałaby teraz utonąć w jego ustach, a nie wysłuchiwać o pieprzonej, nieistniejącej przyjaźni !
Oderwała się od niego gwałtownie i stanęła przodem do chowanej trumny.

Przepraszam tato, pomyślała, wszystko moja wina. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.

Podeszła do matki i objęła ją ramieniem. Nie pozwoliła sobie na więcej łez. Nie teraz. Musi być silna dla mamy. Spojrzała na Petunię. Przytulała się do narzeczonego i chlipała w jego garnitur.
- Co się stało, to się nie odstanie, ale my możemy zmienić przyszłość, podejmując właściwe kroki. Musimy tylko wiedzieć, którą drogę wybrać. Inaczej się pogubimy. A teraz w ciszy każdy pomodli się za zmarłego, Marka Evansa.
Zaległa niczym niezmącona cisza. Lily pomodliła się, przeprosiła.
Podeszła do trumny i położyła na niej pierwszy bukiet kwiatów.
- Kocham cię, tato - wyszeptała i oddaliła się od tłumu.
Przeszła szybko przez mały cmentarz i wyszła za bramkę. W oddali widniała mała ławeczka pod drzewem. Usiadła na niej i zapatrzyła się w przestrzeń. Przed oczami mignęły jej wszystkie momenty spędzone z tatą. Przeplatane były sytuacje z przyjaciółkami i z tatą na rybach, w cyrku, nad jeziorem.
Nagle, ku jej niezadowoleniu usiadł obok nie kto inny jak James. Lily zamrugała szybko i zadała pytanie, które męczyło ją od wakacji.
Prosto z mostu :
- Dlaczego już się o mnie nie starasz ? Znudziłam ci się ? - w jej głosie wyraźnie słychać było gorycz.
James nie spodziewał się tego pytania. Spojrzał przed siebie.
- Zdałem sobie sprawę, że nie mogę zmusić cię do miłości. Wolę, żebyś była szczęśliwa z innym.
- A spytałeś się mnie ? Co jeśli zmieniłam zdanie ? - spytała, a po jej policzku spłynęła łza.
James otarł ją kciukiem i spojrzał jej w oczy.
- Zmieniłaś zdanie ?
- Zauważyłam,jak się zmieniłeś. Z początku chciałam wierzyć, że dla mnie, ale kiedy usłyszałam, że powiedziałeś : koniec z Evans, można powiedzieć, że mnie zraniłeś, choć nie wiedziałeś o tym.
- Ale ja nie wiem, czy coś do ciebie czułem, czuję...Te sześć lat odpychań...Sam nie wiem, czy to była szczera miłość, czy chęć zapisania cię do kolekcji. Zależało mi na tym  bardzo, bo byłaś inna niż wszystkie.
Lily spojrzał na niego zszokowana. Przyznała się...a on powiedział, że jej nie kocha....nie, to nie może być prawda !
Poczuła jak jej serce rozbija się na tysiące kawałków. Bez słowa wstała i pobiegła do domu. Nie zatrzymała się, gdy usłyszała jego krzyk. Dom był jakieś dwa kilometry od cmentarza. Jak na złość zaczęło padać.
Lily szła przed siebie, a na jej twarzy widniały łzy wymieszane z kroplami deszczu. Dlaczego tak się stało !?
Życie jest bez sensu...

" Świat przewalił się na bok, a ja nie miałam,pojęcia, gdzie się znajduje. Sekret, który taiłam przez lata, wydał się, a ty w ogóle nie zareagowałeś. "

***

Lily siedziała samotnie w swoim magicznym miejscu. Rozłożyła się na kocu i spojrzała w gwiazdy. Migotały wesoło w przeciwieństwie do jej humoru. Nagle usłyszała cichy trzask.
Obok niej położyła się Dorcas.
- Możesz mi powiedzieć, co się stało ? Wracasz bez słowa i od razu idziesz spać. Przez cały ten tydzień nie odzywałaś się do Jamesa. O co chodzi ? Lily...mi możesz powiedzieć.
- To skomplikowane.... - Lily po krótkich namowach przytoczyła jej całą rozmowę.
Szatynka spojrzała na nią współczująco.
- Ale z niego idiota ! Lily ?
- Hmm ?
- Powiedziałaś mu, że go kochasz ?
- Prawie. Poza tym on wyraźnie powiedział, że mnie nie kocha i chciał zapisać mnie do kolekcji. No i ma tą Christy. Jest szczęśliwy, a ja muszę z tym żyć.

***

- Stary ! Ona prawie wyznała ci miłość, a ty powiedziałeś jej, że chciałeś ją tylko zaliczyć ? -krzyknął Syriusz z niedowierzaniem - Nie odzywa się do ciebie już cały tydzień, a ty nic nie robisz !
- To trudne, zrozum ! Skąd wiesz, co ona może czuć ?!
- James ! Ty jesteś naprawdę aż tak ślepy ? Może inaczej. Kochasz Christy ? - spytał ostro Remus.
- Nie wiem !
- Albo kochasz, albo nie ! Zdecyduj się, stary ! To może jeszcze inaczej ! Kochasz Lily ?
- TAK ! CHOLERA JASNA !
- Ja nie widzę problemu, Rogaczu. Czemu tak bardzo się przed tym bronisz ? - spytał, ku zdziwieniu wszystkich, Peter.
- A może znowu źle coś zrozumiałem ?
- Z nim się nie da gadać - oznajmił Syriusz i wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami.

***

UWAGA!

Dnia 21.12.1976 odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy. Zapraszam wszystkich uczniów powyżej trzeciej klasy, chyba, że ktoś zaprosi młodsze towarzystwo. Obowiązują stroje galowe oraz piękne uśmiechy.

                                                                         Z poważaniem Albus Dumbledore

***

Zbiegł po schodach i usiadł na kanapie. Dlaczego ten dureń jest taki uparty !?
Chociaż z drugiej strony sam nie jest lepszy. Nie może wydusić z siebie uczucia, które czuje do Dorcas.
Ale on przecież jej nie kocha ! Jedynie mu się podoba, chyba. To wszystko w ogóle jest trudne.
No bo on, Syriusz Black może się jedynie zauroczyć, ale nie kochać.
Nie. To przecież tylko głupie hormony. I kropka.
- Hej, o czym tak rozmyślasz ?
Obok niego usiadła Dorcas. Przyjrzała mu się badawczo.
Teraz, albo nigdy ! , pomyślał Syriusz i wydał z siebie dziwny dźwięk.
- Idiota ! - zganił się na głos.
- Że co ?
- Nie, nic. Dorcas?
- Tak ?
Pierwszy raz zająknął się przy dziewczynie. Merlinie !
- Pójdzieszzemnanaballl ?
- Że co ?
- Czy ty pójdziesz ze mnąnabal ?
- Syriusz ! Powiedz wyraźnie, bo cię nie rozumiem !
- Cholera ! Pójdziesz ze mną na bal ? - spytał wkurzony.
Z ulgą zobaczył piękny uśmiech i rumieńce na twarzy Dorcas.
- Zrozumiałam za pierwszym razem, ale nigdy nie widziałam, żeby Syriuszowi Blackowi odebrało mowy. Oczywiście, że z tobą pójdę - wydusiła i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
Uśmiechnął się szeroko i przejechał włosy palcami.
- Co tam u Lily ? Nie wygląda za dobrze - spytał niby od niechcenia, ale w środku aż go rozpierało.
- No a jak ma wyglądać ? Czemu oboje są tacy uparci ? Kochają się, a nic z tym nie robią !
- Wiedziałem ! A ten pacan znowu myśli, że źle zrozumiał. Chętnie popatrzyłbym jak się męczą - powiedział z szyderczym uśmiechem.

niedziela, 14 października 2012

11. Za jakie grzechy?


- Nudzi mi się - mruknęła Dorcas przeciągając się rozkosznie i patrząc się na chłopaków, którzy wlepiali w nią swój wzrok.
Dziewczyny siedziały w Pokoju Wspólnym Gryfonów nad książkami.
- No to się zabawię - odparła Lily, a na jej twarz wykwitł diabelski uśmiech.
Wycelowała różdżkę w Jamesa. Gdy ten chciał usiąść, zaklęciem odsunęła fotel, tak, że James gruchnął na podłogę. Dziewczyny śmiały się głośno, a Lily dalej działała pod stołem. Nagle wszystkie rzeczy chłopaka zaczęły fruwać po pokoju. Lily wybuchła śmiechem i zaczęła dyrygować latającymi przedmiotami.
- Evans ! - krzyknął wściekły James.
Lily uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem. Od wczorajszej kłótni Lily nie odzywała się do niego słowem, a jak już musiała, to robiła to jak najchłodniej. Przechodziła obok niego z podniesioną głową, a ona robił wtedy tylko minę zbitego psa.
W głębi serca czuła jednak bolesny ucisk. Ból wrócił ze zdwojoną siłą. Całą noc przepłakała. Po części przez to, iż cios zadał jej on.
- Czego ? - burknęła.
- Cofnij zaklęcie ! - zażądał, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś taki mądry, to sam cofnij. Jesteś doświadczony, tyle wiesz o życiu.
- Do cholery, Evans ! - krzyknął, gdy jego zeszyt trzasnął go w ucho.
- Spadaj Potter !
- Och, a umówisz się ze mną ? - spytał z szyderczym uśmiechem.
Dopiero po chwili dotarło do niego to,co zrobił.
Lily na chwilę oniemiała, ale Dorcas kopnęła ją w kostkę.
- Zapomnij - syknęła.
Potter uśmiechnął się jeszcze blado i ruszył do dormitorium, ignorując zawartość jego torby w powietrzu. Gdy wszedł do pustego pokoju, osunął się po zimnej ścianie.
Po co znowu to zrobił ? Nie powinien ! Dobrze znał jej odpowiedź ! Idiota ! Przecież sobie obiecał !
Ale gdy tylko spojrzał w te piękne, zielone oczy...
- Miłość jest głupia.

****

Kolejny płatek odpadł. Piękny kwiat coraz bardziej więdnął. Czerwone płatki stały się szare i ponure tak, jak humor właścicielki. Z każdym kolejnym dniem Lily czuła się coraz gorzej.
Zbliżał się pogrzeb pana Evansa. Wszyscy próbowali ją rozbawiać. Jamesa nie było. Wolał towarzystwo Christy.
I to właśnie dodatkowo ją dobijało.

****

- Dobrze ! Wytężcie umysły ! Poradźcie się wewnętrznego oka i powróżcie sobie nawzajem z kuli ! -  krzyknęła profesor Natalia Sereweneh, nauczycielka wróżbiarstwa. Nikt nie brał jej na poważnie, bo zazwyczaj przepowiadała śmierć, a jeszcze żaden uczeń nie zginął.
Syriusz zachichotał i spojrzał w kryształową kulę, leżącą na stole. Siedział w parze razem Rogaczem. Wydawało mu się, że mignęło mu coś czerwonego. Wytężył wzrok jeszcze raz, ale nic nie zobaczył.
- No cóż, Rogaczu. Ożenisz się z Evans i będziecie mieć dwójkę bachorów. Będziecie bardzo szczęśliwi -  oznajmił z szerokim uśmiechem.
- Chyba powinieneś iść do okulisty, żeby zbadał ci wewnętrzny wzrok, idioto - burknął pod nosem James.
Spojrzał w kulę. Odbijały się w niej oczy Dorcas.
- Będziesz z Dorcas, ożenisz się z nią i będziecie mieć bliźniaki - oznajmił i zarechotał.
- W takim razie idziesz ze mną do tego okulisty - odpowiedział Black ze śmiechem i spojrzał na tył Szatynki.
- Eh, chyba powinienem przeprosić Lily.
- O ! Naprawdę ? Bystry jesteś - odpowiedział z ironią Black i pokręcił głową.
- Nie wiem jak.
- Zapytaj Meadowes. Ona ci pomoże, bo ja jestem kiepski, jeśli chodzi o przeprosiny.
Nagle do klasy wtargnęła profesor McGonnagal.
- Potter !
- To nie ja ! - powiedział szybko.
- Ale co ? - spytała zbita z tropu McGonagall.
- Nie wiem, ale to na pewno nie byłem ja.
- Potter ! Za mną ! Porywam go na chwilę, Natalio.
James wyszedł za nauczycielką.
- Coś się stało, pani profesor ?
- Owszem. Prewett jest kontuzjowany, tak więc do jutra musisz znaleźć nowego pałkarza. Wyraziłam się jasno?
- Tak jest.
- Skoro już zawołałam ciebie, to niech będzie - powiedziała do siebie nauczycielka, po czym spojrzała groźnie na Jamesa - Oboje dobrze wiemy, że ojciec panny Evans nie żyje - James przełknął głośno ślinę -Miałam poprosić pana Lupina, no ale dobrze. Pojedziesz z Evans na pogrzeb. Nie ma dyskusji - ucięła stanowczo, widząc, że chłopak już otwiera buzię.
- Tak jest, pani profesor - mruknął i wrócił do dusznej klasy. Opowiedział pokrótce o wszystkim Syriuszowi. Ten chwilę powściekał się na Prewetta, zresztą nie wiadomo którego, bo byli identyczni, a później pełen entuzjazmu zaczął pocieszać kumpla.
- Spoko, Rogacz ! No i zobacz. Masz wspaniałą okazję ! Jedziesz tylko z Evans. Wspaniale !
- Obiecałem, że z nią skończę, Łapo. Chociaż z drugiej strony...

****

- ŻE CO !?
W całej wieży Gryffindoru było słychać krzyk jednej z siódmoklasistek.
James ma jechać z nią ? O nie !
- Lily, wyluzuj. Po za tym, to świetna okazja, nie uważasz ? - spytała Dorcas przygryzając dolną wargę.
- Nie, nie uważam. Jadę tam dla taty ! Za jakie grzechy ?
- Za to, że bronisz się przed miłością, Lily - powiedziała Ann. Wszystkie dziewczyny spojrzały na nią zdziwione. Ta zaśmiała się krótko - Lily, myślisz, że nie widzimy, jak na niego patrzysz ? Jak odpływasz patrząc na jeden punkt ? Proste słowo, Lily. Miłość. Szkoda, że musiałam się tego domyślać.
Tego wieczora, dziewczyny zrobiły sobie godzinę szczerości, po tym,jak Alicja wróciła ze swojego szlabanu, za podrzucenie kilku łajnobomb do gabinetu Filcha. Lily rzuciła na drzwi Muffliato.
- A skoro mówimy już o Huncwotach, to czy my o czymś nie zapomniałyśmy ? - spytała z błyskiem w oku Alicja.
 Lily klepnęła się w czoło. Ann i Dorcas patrzyły na nią zdziwione.
- Och ! Działalność Huncwotek zmalała i trzeba...
- DZIEWCZYNY ! - zza drzwi rozległ się głos Syriusza - Możemy wejść ? Proszę...
Lily wstała i pochwyciła dużą poduchę. Gestem nakazała przyjaciółkom zrobić to samo. Jednym stanowczym ruchem otworzyła drzwi i wycelowała w Pottera. Nie chybiła.
James spojrzał na nią odrobinę rozbawiony i zdziwiony. Chwycił "broń" i rzucił w Rudą. Ta w ostatniej chwili uchyliła się. Walka rozpoczęła się na dobre.
Każdy rzucał w każdego, ale najwięcej i tak obrywali Huncwoci. W całym dormitorium latał pierz.
Lily korzystając z nieuwagi Jamesa, chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać. James mógł jednym ruchem wyrwać jej broń i powalić na ziemi, ale nie chciał psuć zabawy. Gdy dostał w ucho i usłyszał triumfalny śmiech Lily, powalił ją na podłogę.
- Eee, Lily ? No ten...wybaczysz ? Przepraszam...zachowałem się jak idiota - szepnął jej do ucha, wdychając jej zapach. Pachniała liliami i odrobiną mięty. Obojga przeszedł dreszcz.
- To prawda. Wybaczam ci, chociaż jesteś idiotą... - wyszeptała drżącym głosem.
James uśmiechnął się szeroko i trafił ją miękką poduchą w ramię. Śmiali i bawili się jak dzieci. Na nowo rozgorzała walka.
Huncwotki vs Huncwoci.
- Ha ! Jeden zero dla nas ! - krzyknęła Dorcas i uchyliła się przed kolorowym jaśkiem.
- Jeden jeden ! - odkrzyknął James, trafiając poduszką w głowę Lily.
- Ha ! Dwa jeden dla Huncwotek ! - wrzasnęła Ann, powalając Remusa na ziemię.
- KONIEC ! No błagam nooo ! - krzyknął Peter, dostając po raz setny od Alicji. Zaległa cisza, po czym wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. Usiedli na ziemi, opierając się o łóżka.
- Gramy w butelkę ? - spytał Łapa z błyskiem w oku. Przywołał fałszoskop i pustą butelkę po Ognistej Whiskey. Zakręcił nią.
Wypadło na Dorcas.
- Wspaniale ! Prawda czy wyzwanie ?
- Prawda - odparła.
Gdyby wybrała wyzwanie, na pewno musiałaby kogoś pocałować.
- Czy któryś z Huncwotów ci się podoba ? - spytał Syriusz uważnie na nią patrząc.
Dziewczyna spojrzała zrezygnowana na Lily.
- Tak - powiedziała i zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, już kręciła butelką.
- James ! Pytanie czy wyzwanie ?
- Eh, pytanie.
- Czy kochasz którąś z Huncwotek ? - spytała patrząc na niego badawczo.
Lily spuściła wzrok i napięcie czekała na odpowiedź.
- Tak - odparł.
Lily podniosła głowę powoli. Jej oczy odszukały oczy Jamesa. Patrzyli na siebie chwilę, aż oboje opuścili wzrok.
- Eee, przepraszam, ale spóźnię się na spotkanie z Christy - powiedział, czując jak wzrasta w nim wściekłość na Dorcas, Syriusza, Lily i na siebie.
Nagle cała atmosfera pękła jak mydlana bańka. Lily pognała do łazienki, a on wyszedł i biegiem rzucił się do Wielkiej Sali na spotkanie.Syriusz spojrzał lekko zdezorientowany i zły na Dorcas. Ta spojrzała na niego zacięcie.
- Przynajmniej wie na czym stoi. Tak jest lepiej.

***

Siedział w bibliotece nad nudnym wypracowaniem z Zielarstwa. Oprócz niego znajdowały się tam jeszcze tylko trzy osoby. Jeden Puchon, siedzący daleko od niego. Ale on wolał spoglądać rozbawiony na poczynania pewnej rudej osoby, która usilnie próbowała ściągnąć książkę z półki i na siłę próbowała na niego nie patrzeć. Dziewczyna zmarszczyła śmiesznie brwi i machnięciem różdżki przywołała starą drabinę. Z każdym kolejnym szczeblem, drabina coraz bardziej trzeszczała, mimo, iż Ruda nie były ciężka.
Gdy była na szczycie drabiny,podskoczyła lekko. To ostatecznie przeważyło. Drabina jęknęła i załamała się. Dziewczyna poczuła,jak traci grunt pod nogami. Rozpaczliwie zamachała rękami, próbując złapać się czegoś. Jednak nie miała czego i po chwili już spadała w dół. Zamknęła oczy i jęknęła w duchu.
James rzucił się w tamtą stronę i w ostatniej chwili złapał dziewczynę. W nozdrza Lily uderzył znajomy zapach. Uśmiechnęła się.
Może jest nieprzytomna i śni jej się to ?
- Lily ? Hej, wszystko w porządku ? - spytał Rogacz lekko drżącym głosem, gdy zobaczył, że dziewczyna uśmiecha się lekko.
Sam fakt,że trzyma ją na rękach, go trochę onieśmielał. Kiedyś pewnie skakał by z radości...
- James ? - krzyknęła i zeskoczyła z niego, odbijając się od regału - Ałaaaa...
- Głupol - stwierdził James i uśmiechnął się szeroko.
Lily wymamrotała coś pod nosem, podziękowała i wybiegła z biblioteki.
Chłopak westchnął.
Ta gra w butelkę to był idealny, a zarazem koszmarny pomysł.

piątek, 12 października 2012

10. Miłość jest głupia.


Jej oczy....Severusie...Zawsze razem...

- Expecto Patronum ! - krzyknął, a z jego różdżki wyleciała srebrna łania.
Przebiegła przez pustą klasę i zniknęła za ścianą. Upadł na kolana i schował twarz w dłoniach. Nigdy nie będzie jego. On to zniszczył.
To wszystko jego wina.
To głupie słowo...tak wiele zniszczyło.
Jedno głupie słowo - szlama...

***

- Hej, masz ochotę na spacer ?
- A nie masz czasem treningu ? - spytała dziewczyna podnosząc brwi do góry.
- Przepraszam,kochanie. No chodź...
Christy cmoknęła go w policzek i wzięła go pod ramię.
- Skoro tak dużo trenujecie, to mam nadzieję, że następny mecz będzie wygrany ?
- Oczywiście. Moja drużyna jest w wyśmienitej formie !
James uśmiechnął się do Christy. Spojrzał w jej oczy. Były tak bardzo inne od Jej oczu...
- To co, idziemy nad jezioro ?
- Uciekaj ! - krzyknął, a ona pisnęła i zaczęła uciekać.
Związał się z Christy, jednak czuł, że oboje nie są w tym związku tak szczęśliwi jakby chcieli.
Dlaczego musiał kochać inną dziewczynę ?
Dlaczego tym kimś musiała być osoba, która go nienawidzi ?
Dlaczego !?

Odpowiedź jest prosta. Bo życie to ciągły labirynt, w którym czasem trudno się odnaleźć.

***

Dorcas siedziała na fotelu przy kominku. Była zapatrzona w skaczące płomienie.
To ostatni rok nauki, w tym magicznym miejscu. Już nigdy nie będzie tak samo. Skończą się beztroskie lata, a zacznie się prawdziwe życie. Czemu to tak szybko minęło ? Doskonale pamięta swój pierwszy rok w Hogwarcie. Poznała Lily, Ann i Alicję.
Później zakolegowała się z Huncwotami. Z każdego dowcipu się śmiała, ale gdy to jej coś zrobili, to aż kipiała ze złości.
Ostatni rok sporo zmienił. I zmieniła się ona. Postanowiła, że z wrażliwej dziewczyny zmieni się w dziewczynę, której będą pożądać wszyscy chłopcy. I udało jej się. W szkole uchodziła za jedną z najpiękniejszych dziewczyn. Długie,opalone nogi, jędrne ciało, długie lśniące włosy. Ale nie tylko o wygląd chodziło.
Zmienił jej się pogląd na świat. Już nie uważała, że miłość to tylko hormony. Wierzyła w przeznaczenie. Popracowała trochę nad sobą. Cięty język wypracowała specjalnie dla Blacka.
Niech sobie nie myśli, że będzie kolejną dziewczyną, która padnie mu do stóp. Tylko czy to już się nie stało?
- No hej, Meadowes.
- Hej, Black - mruknęła udając obojętność.
- Co tam ?
- Właśnie zastanawiałam się, czym cię otruć.
- Bardzo śmieszne - odpowiedział i stanął za oparciem jej fotela.
Nachylił się i jego oddech owiał jej kark. Przeszły ją dreszcze, co nie uszło uwadze Syriusza. Uśmiechnął się triumfalnie i szepnął jej do ucha zmysłowym głosem.
- Nie chciałabyś porobić czegoś ciekawszego ?
- N-nie - odparła dzielnie.
- Szkoda. Wiesz gdzie mnie szukać, Meadowes.
Syriusz z bezczelnym uśmiechem zniknął na klatce schodowej. Dorcas nadal siedziała w jednej pozycji. Opuszkami palców musnęła kark. Mimo, iż wiedziała, że to koszmarny podrywacz, wieczny huncwot, wierzyła, że się zmieni.
Chociaż jeśli kogoś kochasz, to akceptujesz jego wady...
- Miłość jest głupia.

***

Przecież nie może pozbyć się choroby. No i musi powiedzieć dziewczynom. Dlaczego życie musi być tak okrutne ?!
Czy nie zasługuje na odrobinę szczęścia ?

***

Ósemka przyjaciół siedziała przy kominku. Lily skryta była za książką. James pisał coś w zeszycie, co chwilę przygryzając dolną wargę. Reszta pogrążona była w rozmowie. Nagle do okna zapukała sowa. Lily rozpoznała w niej swojego domowego puchacza. Odwiązała list i zagłębiła się w jego treści. Z każdym następnym zdaniem jej oczy robiły się coraz większe.
- A to krowa ! - krzyknęła i rzuciła list do kominka.
Opadła na fotel i schowała twarz w dłoniach.
- Lily ? Co się stało ? - spytała łagodnie Dorcas.
- Co się stało ? A to, że Petunia wychodzi za mąż !
- Że co !? - krzyknęły równocześnie Ann, Dorcas i Alicja.
- Po tym co się stało, ona chce wziąć ślub ?! Kiedy !? - zbulwersowała się Alicja.
Chłopcy przerwali swoje czynności i patrzyli szeroko otwartymi oczami na dziewczyny.
- W czerwcu - powiedziała krótko Lily - Nie wiem po co ona to robi. Kto ją chce ?
- Bo przecież ty jesteś najlepsza, co nie, Evans ? - spytał James patrząc na nią wyzywająco.
Zaległa cisza, a wszyscy wybałuszyli oczy na tą dwójkę.
- Słucham ?
- Przecież nikt nie może pokochać siostry wspaniałej Lily, czyż nie ? A może znalazł się ktoś, kto ją pokochał z każdą wadą ? Nie wpadłaś na to ? Och, oczywiście ! Nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa - oznajmił James.
Sam nie wiedział, dlaczego tak nagle ją zaatakował. Może wreszcie wypowiedział swoje wszystkie żale, zbierane przez sześć lat ?
- Przynajmniej nie jestem napuszonym kretynem - Lily zaczęła walczyć.
- Wolę być napuszonym kretynem, niż rudą egoistką ! Nic nie wiesz o życiu, a zachowujesz się, jakbyś zjadła wszystkie rozumy!
Lily zabrakło słów. Drżącymi rękami wyciągnęła różdżkę. Przyjaciele spojrzeli na nią przerażeni. James wpatrywał się w nią z nienawiścią w oczach. Tą, której nigdy nie chciała zobaczyć...tą, którą pewnie on widział kiedyś w jej oczach.
- Ja nic nie wiem o życiu ? Nie przeżyłeś żadnej  wielkiej straty ! Nigdy ! No chyba, że była jakaś dziewczyna, która rzuciła wielkiego Jamesa Pottera ! Nie mów mi, że znasz się lepiej na życiu ! Nie mów tak ! I to ja wiem, co to oznacza ból ! I na jakim ty się życiu znasz, co ? Właśnie dlatego zawsze ci odmawiałam ! Jesteś rozpieszczonym jedynakiem, który myśli, że świat kręci się wokół niego ! Ale ja nie będę za tobą latać ! Twoje życie jest idealne ! A moje nie ! Siostra mnie nienawidzi , a ojciec umarł kilka tygodni temu ! Jak kogoś stracisz, dopiero wtedy mów mi, że znasz się lepiej ! Na prawdziwym życiu ! - krzyknęła i wycelowała w niego różdżką - Imaginemmeam devobis !
James upadł na podłogę. Wszyscy nagle wybuchnęli śmiechem, oprócz Lily, która pobiegła ze łzami w oczach do dormitorium. Potter zmienił się nie do poznania. Kruczoczarne włosy zamieniły się w rude, a na twarzy pojawiły się piegi i pryszcze.
- Remus ! Zrób coś ! - krzyknął James, patrząc na swoje odbicie w lusterku Dorcas.
- Zasługujesz na karę, po tym jak ją potraktowałeś.
- Właśnie, Rudzielcu ! - wykrztusił Syriusz.
Brakło mu tchu ze śmiechu.
- Ktoś w końcu musiał ją uświadomić, że nie jest idealna - powiedział stanowczo.
Dorcas ukucnęła przed nim i spojrzała na niego z żalem. Dotknęła jego policzka i powiedziała cicho :
- I to musiałeś być ty, James ? Akurat ty ? Nie pomyślałeś, że może zmieniła zdanie ? Nie. Ty nie myślisz. I właśnie w tym jest twój problem - uśmiechnęła się smutno, po czym wraz z dziewczynami udała się do dormitorium.
James walnął się dłonią w czoło i jęknął :
- Miłość jest głupia !




sobota, 6 października 2012

9. Jeleń i łania.


- Panie Black ? - po klasie rozległ się głos profesora Nettleda.
- Hmm ? - Syriusz otworzył oczy.
- Proszę o zaprezentowanie zaklęcia Patronusa. Zapraszam na środek sali.
Łapa wyszedł leniwie z ławki. Wyciągnął różdżkę i krzyknął :
- Expecto Patronum ! - z różdżki wyleciał wielki pies.
Przebiegł wokół ławek i zniknął za drzwiami.
- Bardzo dobrze ! Dziesięć punktów dla Gryffindor'u. Jestem pod wielkim wrażeniem, panie Black. Na następną lekcje poproszę dwie stopy pergaminu na temat Zaklęcia Patronusa oraz ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć !
Rozległ się dzwonek i cała klasa wysypała się na korytarz. Lily szła z przodu wraz z Dorcas. W pewnej chwili dziewczynom drogę zastąpił Regulus Black, młodszy brat Syriusza ze swoją paczką. Byli to obleśni Ślizgoni, którzy znęcali się nad uczniami z rodzin mugolskich.
Lily, Dorcas i Huncwoci stanęli jak wryci.

- No, no, no. Kogo my tu mamy ? Szlama Evans ?
- Odwal się, Black !
- Co taka pyskata ? - spytał z drwiną w głosie.
- O, Regulus. Zatruwasz nam powietrze ! - wtrącił się Syriusz i spojrzał na brata wyzywająco.
- Nie chce cię widzieć, po tym co zrobiłeś ! - wysyczała młodsza, lecz mniej przystojna, kopia Syriusza.
- Ja tylko uwolniłem się od naszej chorej rodzinki !
Wokół nich zebrał już się spory tłum uczniów.
- To już nie jest twoja rodzina !
- I całe szczęście !
Lily prychnęła i odeszła parę kroków. Nie uszło to uwadze Regulusa.
- Gdzie się wybierasz, szlamo ?
Potter wyciągnął różdżkę i wycelował nią w Ślizgona. Lily wyciągnęła swoją.
- Nie wtrącaj się, Potter ! - wrzasnęła - Petrificus Totalus !
Regulus padł na ziemię rażony zaklęciem. Lily podeszła do niego, pochyliła się i walnęła go pięścią w nos.
- Żal mi cię, Black !
Dorcas wzięła ją za rękę i odciągnęła od tłumu, który patrzył z podziwem na Rudą.
Rozległy się gwizdy i śmiechy, gdyż Huncwoci nie odpuścili Ślizgonom i pobawili się jeszcze. Lily biegła z przyjaciółka ile sił w nogach do swojej wieży.
Wpadła do dormitorium i pobiegła do łazienki. Spojrzała w lustro. W odbiciu patrzyła na nią w miarę ładna dziewczyna. Rude kosmyki wypadające z luźnej kitki oplatały jej piegowata twarz. Zamknęła swoje duże, zielone oczy,  spod których wypłynęły łzy. Czy zawsze będzie postrzegana jako szlama ?
To nie jej wina. No i jak w takiej dziewczynie, rudej szlamie mógł kochać się James Potter ?!
Przecież on jest od wielu pokoleń czystej krwi...
Eh,jakie życie jest niesprawiedliwe....

***

Niebo za oknem powoli ciemniało. Słońce chowało się już, ale siódemka przyjaciół tego nie zauważała.
Lily po raz kolejny czytała ten sam fragment w książce. Siedziała wciśnięta w fotel. Na kanapie obok niej siedziała Dorcas, Ann i wszyscy Huncwoci. Co dziwne, każdy czytał opasłą księgę. Jedynie Peter co jakiś czas sięgał po coś do jedzenia. Ruda znów spojrzała na opis zaklęcia Patronusa.
Czy jest teraz w stanie je rzucić ? Po tak bolesnej stracie ? Łzy napłynęły jej do oczu. Zamrugała kilkakrotnie i wlepiła wzrok w tekst.

Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrnego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcą. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa (Expecto Patronum). Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. Nie każdy czarodziej potrafi wyczarować określonego, cielesnego patronusa. Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus może się zmienić pod wpływem silnych emocji. Patronus to coś w rodzaju antydementora, który jest tarczą między osobą go wyczarowującą a dementorem. Jest uosobieniem tego, czym dementor się żywi, lecz nie posiada złych wspomnień przez co dementor nie działa na niego tak jak na żywe stworzenia. Patronusa można też tworzyć, by wysyłały innym jakieś wiadomości.Niektórzy twierdzą,co jest bardzo prawdopodobne,że cielesna postać Patronusa może odpowiadać osobie,którą kocha lub z którą łączy silne uczucie z rzucającym zaklęcie.

Lily wzięła swoje rzeczy i wspięła się do dormitorium. Odetchnęła głęboko.
- Expecto Patronum ! - powiedziała, ale z jej różdżki wyleciała jedynie niebieskawa poświata.

James. Jego orzechowe oczy. Wyznaje jej miłość...
- Expecto Patronum ! - krzyknęła.
Nic się nie wydarzyło, więc spróbowała jeszcze raz, tym razem wkładając w to więcej serca, a w pamięci mając roześmianą twarz taty.
Z jej różdżki wyleciała jasna łania. Zaskoczona zatoczyła się lekko.
Patronus wyleciał przez okno, ona usiadła zafascynowana na łóżku.
Jej patronus był łanią.
Jeleń i łania...


"....Niektórzy twierdzą,co jest bardzo prawdopodobne,że cielesna postać Patronusa może odpowiadać osobie,którą kocha lub z którą łączy silne uczucie z rzucającym zaklęcie..."


Zachłysnęła się powietrzem. Spojrzała jeszcze raz do książki. To niemożliwe ! Co prawda spodobał się jej, cierpiała przez niego, ale chyba go nie kocha!Merlinie!Usiadła na ziemi i ukryła twarz w dłoniach.


***


- Na pewno, Hagridzie. Przepraszam, że tak długo nie przychodziłam, ale miałam dużo nauki i tak dalej. Wybaczysz ? - spytała z uroczym uśmiechem.
Hagrid zachichotał.
- Oj Lily, Lily. Ale odwiedź mnie jeszcze. Jestem tu sam jak palec, nie licząc Aragoga. Cholibka, nawet nie wiesz ile ich tam już jest ! - krzyknął z entuzjazmem.
- Fantastycznie ! No to pa ! - powiedziała szybko Lily i pobiegła w stronę jeziora.
Skierowała swoje kroki pod piękne, stare drzewo,rosnące przy brzegu jeziora. Wyciągnęła różdżkę.
- Permotionem flos - mruknęła, a obok niej wykwitł mały kwiat.
Był nieco zwiędły. Lily wyrwała go z ziemi i wsadziła ostrożnie do kieszeni. Rozejrzała się wokoło. Gdy zanotowała, że nie ma nikogo w pobliżu, znów podniosła różdżkę.

Wszystkie wybitne z Sumów...zostaje Prefektem Naczelnym...

- Expecto Patronum !
Nic się nie wydarzyło. Znów machnęła. Tak bardzo nie chciała myśleć o Jamesie !

Kocham Cię Lily!....Orzechowe oczy, prąd przechodzący przez ich ciało...

Srebrna łania zatoczyła kółko wokół niej i zniknęła za drzewami. Westchnęła cicho. Z jednej strony była z siebie zadowolona, a z drugiej strony lekko przestraszona. Nie może przecież go kochać. To wieczny Huncwot, który nigdy nie dorośnie, tak samo jak Black. Nie są stali w uczuciach.

Ale ciebie kochał przez sześć lat...powiedział jakiś głos w jej głowie.
No właśnie, kochał....odezwał się drugi.
Masz pewność, że już nie ?
Nie, ale wyraźnie to powiedział.
Powiedział : koniec z Evans, a nie : nie kocham już jej. A to różnica.


Po prostu nie mogą być razem.
Ona - wrażliwa, lubiąca naukę, spokojna.
On - Huncwot gardzący nauką, puszący się, popisujący.
Chociaż czy już się nie zmienił ?Czy nie wydoroślał? No właśnie....
Ruszyła do zamku z mętlikiem w głowie.

"Nigdy już nie będzie tak samo. Nigdy nie będzie, jak powinno być."


8. Nie załamuj się.


Lily zapłakana siedziała na wieży astronomicznej. Oparła plecy o chłodną ścianę i po raz kolejny przeleciała wzrokiem treść listu, w który tak trudno było jej uwierzyć.

Kochana córeczko!

Ojciec zmarł dwa dni temu. Nawet nie wiesz ile mnie kosztuje pisanie Ci o tym. Jest mi tak trudno... Ale dam sobie radę, dla Ciebie i Petunii. Spotkamy się na święta, prawda? Pogrzeb odbędzie się 25 września. Jakbyś mogła, to poproś dyrektora, aby pozwolił Ci jechać. Nie dam rady sama.


                                                                                                                Kocham Cię, mama.




W wielu miejscach widniały plamy łez - i te Mary Evans jaki i te Lily.
Było jej tak trudno ! Dlaczego akurat ją to spotkało ?! Tak bardzo kochała ojca !
I głupi wypadek wszystko zniszczył !
Dlaczego życie jest takie okrutne ? Walnęła pięścią w ścianę. Coś chrupnęło nieprzyjemnie. Po policzkach Lily popłynęły kolejne łzy bólu i rozpaczy.


"Ci, którzy nas kochają,nigdy tak na prawdę nas nie opuszczą i ty zawsze możesz znaleźć ich w swoim sercu." ~S.B


***

Lily leżała pod kołdrą w swoim łóżku. Kotary były zasłonięte, a jej głowa znajdowała się pod poduszką.
Zabrakło jej już łez, więc tylko szlochała. Mimo, iż tak bardzo chciałaby by wstać i pokazać światu, że jest dzielna, nie była w stanie.
Jest słaba.
Tyle rzeczy chciałaby zrobić, ale po prostu tchórzy i wymięka. To jest silniejsze od niej. Tak bardzo chciałaby cofnąć czas, zatrzymać ojca i nie pozwolić mu jechać do tego głupiego sklepu po buty ! I to dla niej! Zżerały ją niewyobrażalne wyrzuty sumienia. To przez nią ojciec zginął. Wszystko przez nią.
Przez głupią szlamę...
- Lily ? Jesteś tu ? - Dorcas rozsunęła czerwone kotary.
Przeraziła się widokiem, który ujrzała. Spod pierzyny wystawała ruda głowa Lily. Dziewczyna miała zapuchniętą całą twarz. Usiadła obok niej i przytuliła mocno.
- Co się stało ? - spytała cicho Dorcas.
Lily wyswobodziła się z jej uścisku i sięgnęła kartkę leżącą pod jej łóżkiem. Bez słowa ją podała i usiadła, obejmując nogi rękami. Zaczęła kołysać się w przód i w tył, a po jej policzkach popłynęły świeże łzy. Z każdym następnym zdaniem oczy Dorcas robiły się bardziej mokre.
Znała pana Evansa. Był to bardzo miły i wesoły mężczyzna. Co roku wraz z Ann przyjeżdżała do Lily na wakacje i chodziły z panem Markiem na ryby. Po jej policzku popłynęła łza. Objęła Lily ramieniem i szepnęła :
- Nie możesz się załamywać, słyszysz ? Musisz być silna.
Ruda kiwnęła tylko głową i opadła na poduszki.

Jakie życie jest niesprawiedliwe...

***

- Lilka ! Wstaniesz ? Dzisiaj mój pierwszy mecz...proszę, będziesz ? - Dorcas klepała lekko Rudą po ręce.
Lily wymamrotała coś niewyraźnie i wstała. Od feralnego listu minęły już trzy dni. Nikt oprócz Dorcas, Ann, Alicji, Dymbledora i nauczycieli nie wiedział o śmierci pana Evans'a.
Tak było lepiej. Przynajmniej uniknie współczujących spojrzeń, które dodatkowo by ją dobijały. Dziewczyny chodziły przy niej jak na szpilkach, a nauczyciele jakby trochę jej odpuszczali. Dziewczyna schudła i była lekko przygaszona, ale po kilku ponurych dniach wzięła się w garść i nie dawała pretekstu do zamartwiania się nad nią. Mimo to, bólu nikt nie cofnie, a ona zawsze będzie miała wyrzuty sumienia.
Takie już jest życie...
- Oczywiście, Dorcas ! - Lily zerwała się z łóżka i popędziła do łazienki.
Ubrała się szybko w dżinsy i golf Gryffindor'u. Przemyła twarz, zrobiła lekki makijaż i zarzuciła na siebie płaszcz wybiegając z pokoju za Dorcas.

" Jak często ludzie żyją złudnymi nadziejami na lepsze jutro ? Tylko jeśli ono nadejdzie, to czy będzie nadal lepsze ?  Bo przecież ciągle się zmieniamy... cały świat wokół nas się zmienia, mimo, że my czasami tego nie zauważamy. "

*

- HEJ ! TO BYŁ FAUL ! ŚLEPY JESTEŚ, GUMOCHŁONIE ?! - Caradoc Dearborn krzyczał przez magiczny megafon - Już, już pani psor, przepraszam. Teraz Meadowes, tak,ta piękna, długonoga...przeraszam pani psor...jest ! TAK ! DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA GRYFFINDOR'U ! BRAWO MEADOWES ! To nowy nabytek Pottera i jak widać, sprawdził się w stu procentach ! Wspaniale współpracuje z Blackiem ! Dalej ! Potter ! TŁUCZEK ! UWAŻAJ !
Wszyscy spojrzeli na Jamesa. W ostatniej chwili uchylił głowę. Tłuczek przejechał mu po włosach.
Odetchnął  z ulgą. Nagle błysnęło mu coś przed oczami. Przeszukał teren wzrokiem i zauważył. Znicz wisiał w powietrzu nad głową Lily.
Rozpędził miotłę wpatrując się w złotą piłeczkę. Ruda spojrzała na niego przerażona.
- Proszę państwa ! Potter goni znicza ! Zaraz...zaraz wpadnie w trybuny !
James uśmiechnął się do siebie. Podniósł nogi do góry i widowiskowo złapał złotego znicza, który latał nad głową Rudej i Ann.
Lily odetchnęła i zaczęła klaskać.
- POTTER ! POTTER ! - tłum skandował nazwisko James'a, a on sam siedział na rękach pałkarzy.
- Impreza w Wspólnym ! - krzyknął któryś Gryfon.
Lily pobiegła do szatni. Otworzyła wejście i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
- Byłaś wspaniała !
- A ja ? - spytał Syriusz wychodząc z łazienki.
- Wszyscy byliście świetni ! - oznajmiła Ruda i uśmiechnęła się wesoło - Dziękuję ci, kochana. Kocham Cię ! - dodała już ciszej do Dorcas.
Przytuliły się serdecznie. Ruda chwyciła zawieszkę przy swojej bransoletce. To samo zrobiła Dorcas. Przytknęły połówki serca z napisem: Przyjaciółki na zawsze.
Pasowały do siebie idealnie i doskonale się uzupełniały.

Dobrze jest mieć przyjaciela. Mieć do niego bezgraniczne zaufanie i kochać go jak brata. Na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń.

7. Te dwa słowa.

" Gdy ktoś bliski Ci, odejdzie, wszystko straci blask. Ten ktoś jest dla Ciebie jak narkotyk. Bez jego głosu, dotyku, spojrzenia...powoli umierasz. Gdy widzisz, jak ktoś inny trzyma Go za rękę i całuje, pragniesz umrzeć, ale niestety śmierć nie chce do Ciebie przyjść. Chciałbyś jej pomóc, ale nie masz na to odwagi. "

Czarnowłosy chłopak z haczykowatym nosem usiadł pod starą wierzbą.
Często tu przychodził, by powspominać czasy, w których miał do kogo się uśmiechać.
Ale przez swoją własną głupotę, wszystko stracił. Mimo, iż kocha dziewczynę całym sercem, nie może nic zrobić, bo ona go nienawidzi.
Ile by dał, by Lily znów spojrzała w jego oczy i szczerze się uśmiechnęła. Ale to przez niego samego to już nigdy się nie stanie. Sam zrobił sobie krzywdę. I to on teraz będzie cierpiał.

Jak sobie pościeliłeś, tak się wyśpisz.


***


Piosenka Ryan'a Dan'a  "Tears Of An Angel"

Szybko nadszedł październik, a co z tym idzie również deszcze. Pogoda robiła się coraz gorsza. Liście opadły i całe błonia wyglądały bajecznie, pokryte szkarłatem i złotem. Uczniowie wychodzili na błonia, aby zakosztować ostatnich promieni słońca. Lily wraz z Dorcas, coraz częściej chodziły odrabiać lekcje do swojego tajemniczego miejsca. Było tam cicho i spokojnie. Z dala od wścibskich spojrzeń i szeptów. Do problemów miłosnych dochodziła nauka i obowiązki. Nie miały czasu nawet pomyśleć, chociaż może wcale tego nie chciały, bo od razu do ich głów wchodzili Oni. Z niepokojem obserwowały siebie nawzajem. Nie były takie pewne siebie i Lily często przyłapywała się na tym, że siedziała w bezruchu przez kilka minut wpatrując się intensywnie w ścianę.
Czemu życie musi być tak niesprawiedliwe ?
Przyjaciółki starały się je pocieszyć, ale średnio im to wychodziło.
Christy i każda kolejna dziewczyna Syriusza dobrze o nich dbają. Nigdy nie przebywają z Lily i Dorcas więcej niż wspólna lekcja.
Lily zanotowała sobie,że James kilka razy próbował zagadać, zaczepić, ale zawsze zostawał odciągnięty na bok. W obojgu zniknęła ta dawna radość, te znajome błyski w oczach. Lily tęskniła za dawnym Jamesem, który ją rozbawiał, zagadywał i wkurzał.
Podobnie on tęsknił, za tym, że chociaż Lily na niego krzyczała, to odzywała się do niego. Chciał coś powiedzieć, ale wtedy zawsze Christy dawała mu znać, że to ona jest jego dziewczyną.
Z utęsknieniem czekał, aż Ruda się do niego odezwie. Jak będzie mógł zatopić się w jej spojrzeniu.
Lecz ze smutkiem patrzył jaka jest przygaszona i nieobecna.
Z wielkim zdziwieniem stwierdził, że Łapa też coraz częściej odlatuje. Ale wtedy zawsze przypominał sobie to, co wtedy powiedział w dormitorium.
Syriusz Black po prostu się zakochał.
Łapa czasami ma ochotę podejść do Dorcas. Scałować łzy z jej twarzy, które czasami płyną, gdy myśli, że nikt nie patrzy. Lecz jest to trudne, gdy cały czas jest pilnowany przez swoje dziewczyny. Nie darzył ich takim mocnym uczuciem jak ognistej Szatynki.
Ich ostatni rok wyglądał tak jak u Lily i Rogacza. Ciągłe dogryzanie, złość i drwiny. Jednak wolał tamtą Dorcas od tej, która jest przygaszona, a gdy ich spojrzenia się spotykają, szybko opuszcza wzrok i rumieni się.

Miłość jest głupia.


     Nie chcę patrzeć, jak ona Cię całuje !
     Po prostu sobie nie wyobrażam, że to nie moich ust dotykasz.
     Nie chcę patrzeć, jak ona Cie przytula !
     Po prostu sobie nie wyobrażam, że to nie moich ramion dotykasz.
     Choć bardzo chcę pomóc śmierci, ona nie   
     przychodzi.
     Za każdym razem tchórzę.


     ~~~~
     Lilka  

   
I te niewypowiedziane słowa, tak bardzo ranią całą czwórkę. Nie mogą być ze sobą, chociaż tak cholernie tego pragną. Chcieliby zatracić się w sobie i nigdy nie odnaleźć.
Nie umieją wypowiedzieć dwóch prostych, lecz trudnych słów.
A może się boją?

  Chciałabym utonąć w twoich ramionach.
  Zatopić w twoim spojrzeniu.
  Zatracić się w pocałunkach.
  Lecz coś mi nie pozwala.
  Jeśli dobrze się rozejrzysz, to zobaczysz przeszkodę.
  Tymczasem ja będę powoli umierać
.

  ~~~~
  Lilka


Coraz bardziej się od siebie oddalają, ale żadne z nich nie może na to nic poradzić. Nie umieją się przemóc, choć tak bardzo chcą. Te dwa trudne słowa dzielą ich od szczęścia.

środa, 3 października 2012

6. Poważne rozmowy.


Lily leżała w swoim łóżku. Czekała aż Dorcas umyje się i razem wyjdą pogadać. Bardzo potrzebowała tej rozmowy.
Miała nadzieje,że trochę jej ulży. Posiadała dziwne wrażenie, że Dorcas ma taki sam problem jak ona tyle, że jej myśli zaprzątał Syriusz.
- Lily ? - usłyszała szept przyjaciółki.
- Idziemy.
Gdy były już poza wieżą Gryffindor'u, Dorcas nie wytrzymała.
- Lily, gdzie ty mnie prowadzisz ?
- Cii, wystarczy, że ja wiem. O ! To już tu...moje magiczne miejsce. Wiesz o nim tylko ty i ja - Ruda wyciągnęła różdżkę i machnęła w stronę ściany.
Pojawiły się niewielkie drzwi, przez które przeszły szybko.
- Och ! - pisnęła Dorcas.
Znajdowały się na dworze, lecz nie było im chłodno. Było to coś na kształt ogrodu. Cały, malutki teren był zasłonięty drzewami. Na środku znajdowało się małe oczko wodne. Usiadła obok Lily i podobnie jak ona włożyła stopy do wody. Księżyc świecił pięknie, jak tysiące gwiazd nad ich głowami.
- Słuchaj, Lily. Bo ja... - zaczęła Dorcas - Mówimy sobie o wszystkim, prawda ? Nie wyśmiejesz mnie ?
Lily otworzyła szeroko oczy.
- Żartujesz ? Nigdy !
- Lily, ja już nie wiem co robić. Podoba mi się Black ! - krzyknęła szatynka, a kawałek ciężaru spadł z jej serca.
Lily spojrzała w czarne niebo.
- Wiem co czujesz... - szepnęła. Nie mogła pozbyć się z głowy tych ślicznych, orzechowych oczu - Najwyraźniej obie doceniłyśmy coś, dopiero teraz, kiedy to tracimy. Dlaczego tak jest ?! Dopiero wtedy, kiedy nam to odbiorą, my za tym zatęsknimy ?! Cholera... - Lily wstała i zaczęła chodzić zdenerwowana - Cholera...
- Zgadzam się z tobą ! Ja się tak po prostu nie odkocham...

" Komplikujesz mi życie, ale cieszę się, że jesteś. "

- A myślisz, że ja dam radę ? To zabrnęło za daleko. W końcu będzie miał tą satysfakcje ! Tak ! Rozkochał w sobie Rudą Evans !
- Lily - powiedziała cicho Dorcas - Nie mów tak...
- Ale taka jest prawda ! On chce mnie tylko zapisać do swojej kolekcji ! Podobnie jak Black ! Przecież to są dzieci ! Oni się nie zmienią !


             On kocha i tego nie ukrywa.
             Ona kocha,lecz dobrze to maskuje.
             Tylko po co?Dlaczego?
             Odpowiedź jest prosta.
             Bo życie to ciągły labirynt,w którym czasem trudno się  
             odnaleźć.

             ~~
             Lilka


- Wiem Lily, ale trudno mi dopuszczać do siebie tą wiadomość. Musimy być silne ! Trzeba sobie kogoś znaleźć ! - zawołała z entuzjazmem Dorcas.
- Nie. Ja nie chce nikogo innego - ucięła Lily stanowczo, ocierając jedną, jedyną łzę z  policzka.
- Wiem, sama siebie oszukuję - cały entuzjazm z niej wyparował. Spuściła głowę - Kto by pomyślał, nie ?Obie zakochałyśmy się w kimś, kto jest łamaczem damskich serc i wkurza nas samo jego istnienie. Ale wiesz co ? Jesteśmy we dwie. Bądźmy silne. Razem.
Razem.

*

- Podoba mi się Black !
- Słyszałeś, stary ? Czy to nie była Meadowes ? - spytał z ożywieniem Syriusz.
 Całą czwórką siedzieli w dormitorium każdy robił swoje. James bawił się zniczem, Syriusz przeglądał magazyn z motorami, Remus czytał książkę, a Peter jadł.
- Łapa, ty już się lepiej połóż. Ile to już dziewczyn wrzeszczało, że cię kocha ? Meadowes ? Błagam cie ! -James uśmiechnął się kpiąco i pokręcił głową z politowaniem.
- Zobaczysz, ona będzie jeszcze moja. Jest świetna ! Mądra, ładna, seksowna... - zaczął wyliczać Black.
- Czy ty się czasem nie zakochałeś ? - spytał ze śmiechem Lupin, który po wypowiedzi przyjaciela oderwał się od " Transmutacji przez wieki ".
- A czy ty, jak widzisz Ann, to lata ci serce po całej piersi ?
Remus zaczerwienił się, a reszta wybuchła śmiechem.
- Ja gdy widzę Lily, tak się właśnie dzieje - oznajmił James.
- Ale przecież z nią skończyłeś, nie ? - Peter podrapał się po głowie.
- Słuchajcie, to, że już jej nie podrywam, nie znaczy, że przestałem ją kochać. Ja po prostu muszę o niej zapomnieć, skoro ona mnie nie chce. Mam Christy i idzie mi z nią świetnie - odpowiedział Rogacz i wzruszył ramionami.
- Wiedziałem ! - wykrzyknął Remus - Ale nie sądzisz, że z nią dzieje się coś niedobrego ? Nie widziałem jej ostatnio na żadnym posiłku, jak odzywa się do ciebie, to jest miła i w ogóle jakoś zamknęła się w sobie. Tak samo z Dorcas.
- Też to zauważyłem. Nie wiem.... - Syriusz zastanowił się.
Zauważył, że jego ognista Meadowes często na niego spogląda. On zresztą też przyłapywał się na tym, że próbował ściągnąć na siebie jej wzrok...ach, skoro to jest zakochanie, to nie jest takie fajne.
- Miłość jest głupia.

***********

- HEJ ! LUDZIE ! CISZA ! - ryknął James przekrzykując wielki tłum.
Od kilku minut próbował uspokoić uczniów chcących dostać się do drużyny. Znajdowali się właśnie na stadionie. Po jego prawej stronie siedzieli na ziemi stali członkowie drużyny, czyli Black, Johnson, Prewett i drugi Prewett. Na trybunach siedziała Lily i Ann, kibicując Dorcas, która w tym roku postanowiła spróbować jako ścigająca.
- ZAMKNĄĆ  SIĘ DO CHOLERY !
Wszyscy ucichli.
- Jestem James Potter, kapitan drużyny i szukający. Od razu mówię, że ci, co nie mają przynajmniej czternastu lat, poproszę o opuszczenie boiska !
Jedna trzecia zebranych z oburzonymi minami zeszła z murawy.
- Teraz wszyscy na miotły i zrobić rundkę wokół stadionu !
Cały tłum wbił się w powietrze. Dwóch chłopaków wpadło na siebie i spadło na ziemię. Jedna dziewczyna z wielkim łoskotem wleciała w trybuny.
- To będzie długi trening - westchnął James i jęknął, patrząc jak jeden chłopak leci wprost na podium komentatora.

*

- Dor ! Byłaś świetna ! Gratuluję ! - Lily i Ann uściskały przyjaciółkę.
Dorcas zdobyła miejsce drugiego ścigającego.
- Alicja ma szlaban, niestety. No, ale mniejsza z tym ! Byłaś genialna !
- Zgadzam się ! - rozległ się głos za nimi. James, Syriusz i Remus podeszli do dziewczyn.
- Gdzie Glizdek ? - spytała Ann, rozglądając się wokoło.
- Jak sądzę, właśnie siedzi w kuchni i je - stwierdził Remus.
- Ah ! Ann, Luniek chciał zaprosić Cię na spacer, ale się wstydzi. Co ty na to ? - spytał Syriusz, patrząc z rozbawieniem, jak czerwony Remus patrzy na niego z mordem w oczach.
- No jasne ! - odparła Ann i zarumieniła się.
Remus spojrzał na nią zdziwiony, po czym nieśmiało podał dziewczynie rękę.
Rzucił jeszcze gniewne spojrzenia w stronę Blacka i oddalił się z blondynką.
- Ta miłość... - mruknęła Lily i razem z Dorcas ruszyły do zamku.


Nie martw się, że jesteś inny. 
To nie stoi na przeszkodzie do szczęścia.
Musisz tylko wierzyć w siebie !