Przyjaciele są jak ciche anioły,które podniosą nas,kiedy nasze skrzydła zapomną,jak latać...

wtorek, 31 grudnia 2013

Szczęśliwego Nowego Roku!

CZARODZIEJE!

W Nowym Roku życzę Wam zdrowia, szczęścia, pomyślności,
potęgi miłości, siły młodości,
Niech taneczny, lekki krok
będzie z Wami cały rok.
Niech prowadzi Was bez stresu
od sukcesu do sukcesu!

 Chciałabym podziękować za ten wspaniały rok, 2013, który był pełen wzlotów i upadków - nie tylko na blogu.
Byliście ze mną i nadal jesteście, mam nadzieję, ze nadal będziecie ;)
A więc te życzenia kieruję do Was!
Wspomnienia z tego roku zostaną, ale oby 2014 miał jeszcze lepsze !

Lilka.

***



poniedziałek, 23 grudnia 2013

48. Akceptować również wady - to znaczy kochać.

Zapraszam również na drugiego bloga :)
Życzę wszystkim Wesołych Świąt :)
Lilka.
********
MUZYKA - uwielbiam Bastille <3 <3 <3

Rankiem wszyscy byli niewyspani. Znajdowali się w dormitorium Huncwotów, gdzie śmierdziało Ognistą Whiskey i papierosami, lecz nikomu to nie przeszkadzało. Lily i James spali na jego łózko. Okularnik nieprzyzwoicie obejmował swoją narzeczoną.
Syriusz i Dorcas leżeli ciasno przy sobie na ziemi, gdyż łóżko Łapy zajęte było przez Franka i Alicję. Nigdzie nie było widać Penelopy i Petera. Za to Remusa było widać aż za dobrze. Drzwi łazienki były otwarte na oścież, więc można było ujrzeć pijanego Lupina z nogami w wannie. Jego włosy były lekko przypalone, więc przypominały węgiel. Na sedesie siedziała Ann, co dziwne, spała.
Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem.
Penelopa zrobiła przepraszającą minę, ale nie musiała tego robić, gdyż żadne z jej przyjaciół nawet się nie ruszyło.
Machnęła różdżką i na jej ręce pojawiła się trąbka. Nacisnęła guzik. Był to taki hałas, że na pewno słychać go było w całej wierzy, a już szczególnie w tym dormitorium, biorąc pod uwagę jego niewielkie rozmiary.
Rauss wreszcie doczekała się efektów, niestety, nie dla wszystkich taka pobudka dobrze się skończyła. Syriusz przywalił głową w ramę łóżka, James oberwał od Lily w nos, a na Remusa spadła zasłona od prysznica.
- Penelopa! Wybaczę ci tą pobudkę, jeśli obiecasz mi, ze będziesz tak budzić Glizdka.
- Masz moje słowo! - zawołała dziarsko i usiadła na łóżku.
Lily przyłożyła dłoń z woreczkiem lodu do nosa Jamesa.
- Przepraszam - mruknęła.
- Robisz to po raz czwarty. Przeżyję - uśmiechnął się - Do wesela się zagoi - zaśmiał się i pogłaskał jej zaczerwieniony policzek.
- Ah! Bym zapomniała, przyszłam tu, by powiedzieć wam, że McGonagall idzie tu, żeby sprawdzić, jak tu wygląda - te słowa podziałały na wszystkich. Remus wyplątał się spod zasłony prysznicowej i założył na siebie koszulkę. Lily machnęła różdżką, a butelki od piwa i Ognistej Whiskey zniknęły. James pościelił łóżka, a Dorcas wsunęła śmieci pod jedno z łóżek, jednocześnie poprawiając fryzurę. Syriusz rzucił się do okna i pootwierał je na oścież.
Profesor McGonagall wparowała do dormitorium dokładnie wtedy, gdy wszyscy usiedli na zaścielonych łóżkach. Na ziemi nie było żadnego śladu, ubrania przyjaciół nie były pogniecione, a ich włosy nie przypominały mioteł.
- Witam - mruknęła, patrząc, jak Syriusz uśmiecha się do niej nonszalancko - Chciałabym wam przypomnieć, że jutro wieczorem odbędzie się Bal Siódmoklasistów, ale zapewne już to wiecie - odwróciła się - Black, coś wystaje ci spod poduszki.
I wyszła.
Zszokowany Syriusz spojrzał na butelkę Ognistej Whiskey, która do połowy nie była zasłonięta. Zdezorientowany przeniósł swój wzrok na przyjaciół.
- O Merlinie, ona wariuje.
- Z pewnością.
*****
Dziewczyny siedziały w swoim dormitorium, malując paznokcie.
- Macie już partnera na bal? - spytała się Lily w pewnej chwili. Głowy dziewcząt zwróciły się w jej stronę.
- Lily, nie wiem, czy wiesz, ale mamy chłopaków, więc to chyba `oczywiste, że .... - nagle załapała o co chodzi Rudowłosej - Nie, nie mam.
Zdziwiona Ann spojrzała na nie.
- Wiecie, każde z nas mają chłopaków, niektóre nawet narzeczonych, to chyba oczywiste, że z nimi idziemy?
- Lorens, złotko, a czy Lunio cię zaprosił? - Alicja poparła resztę przyjaciółek.
- No nie - Blondynka wzruszyła ramionami.
- A no właśnie.
*****
Smętnie grzebali w swoich talerzach, mało się odzywając. Był to jeden z ostatnich obiadów tutaj.
Nagle Lily ożywiła się.
- Dorcas, masz już partnera na bal? - udała głębokie zastanowienie.
- Dostałam kilka propozycji, teraz zastanawiam się, kogo wybrać - odparła Szatynka, usilnie starając się by nie parsknąć śmiechem.
- A ty, Lily? - do rozmowy wtrąciła się Alicja. James poderwał głowę, patrząc z niezrozumieniem na swoją narzeczoną.
- Nie, jeszcze nie - odparła ze stoickim spokojem.
- Halo, Lily? Nie wiem, czy wiesz, ale jesteśmy razem - Rogacz pomachał jej ręką przed twarzą. Odtrąciła ją zła.
- Właśnie, o co wam chodzi? - zdziwił się Frank, a Syriusz i Remus dołączyli do zdziwionych min.
- A zaprosiłeś mnie na bal, Potter? - spytała Lily - No właśnie - odpowiedziała, patrząc na jego zbaraniałą minę. Dziewczyny zabrały swoje rzeczy i z podniesionymi głowami wymaszerowały z Wielkiej Sali.
- Baby - mruknął James.
****
- Gdybyś widziała ich miny - zaśmiała się Lily, chlapiąc Penelopę wodą.
- Szkoda, że to ostatni taki wieczór - westchnęła Dorcas, która siedziała na fotelu do masażu.
Ann wzięła rozbieg i wskoczyła do wody, ochlapując wszystko dookoła.
- Hej! - zawołała Alicja i otrzepała swój magazyn.
- A co my tu czytamy? - Meadowes zeskoczyła z fotela i porwała gazetę Alicji.
- Oddawaj!
- Oh! Ala wybiera suknie ślubną! - zapiszczała wesoło i uklęknęła obok dziewczyn przy brzegu olbrzymiej wanny.
Dziewczyny westchnęły, a Lily odchyliła się do tyłu i w jednej chwili zniknęła pod wodą. Wynurzyła się kilka metrów dalej i oparła łokcie o brzeg.
Marzyła o tym, co stało się pamiętnej nocy. Marzyła o tym, że wyjdzie za mąż za mężczyznę, którego kocha. Jednak to wszystko zdawało się być takie nierealne - suknia ślubna, kościół ozdobiony kwiatami, wesele, dzieci, wspólna starość. Miała wrażenie, że to wszystko jest pięknym snem, z którego w końcu się obudzi. Tak bardzo tego nie chciała.
- Lily! Chodź do nas! - głos dziewczyn wyrwał ją z zamyślenia. Zanurkowała i kilkoma ruchami dostała się do dziewczyn.
- Szkoda, że nie możemy tu zostać - westchnęła.
- Wiecie, będę mieć taką łazienkę - stwierdziła Dorcas.
- Będę do ciebie przyjeżdżać, by wziąć prysznic, co ty na to? - spytała Ann, a Meadowes pokiwała poważnie głową. Zaśmiały się.
- To takie dziwne, nie? Myśleć o przyszłości. Jeszcze nie dawno naszym zmartwieniem była nauka, to, czy zdamy egzaminy, chłopcy, nauka, chłopcy, nauka, a, no i jeszcze chłopcy!
Znów na ich twarzach można było zobaczyć uśmiech.
- Dziwne, czy nie, musimy się z tym zmierzyć. Jutro wieczorem Bal Siódmoklasistów, pojutrze się pakujemy - Lily wzięła głęboki oddech - A popojutrze wyjeżdżamy.
Schowała głowę pod wodę, by nie zobaczyły małej łezki na policzku.
Każde z nich musiało pogodzić się ze stratą najlepszych lat w ich życiu.
I to nie było nic dziwnego.
Po prostu musieli.
Tylko jak?
*****
Na jej łóżku leżała mała róża. Wzięła ją do ręki.

Idź dalej.

Zaintrygowana wyszła z dormitorium. Na ścianie przy schodach leżała kolejna.

Ruszaj się. 

Zrobiła oburzoną minę, ale posłusznie poszła dalej. Przeszła przez Pokój Wspólny i wyszła na zewnątrz. Przy portrecie znajdowała się kolejna różyczka.

Ile jeszcze mam czekać?

Aż nabrała powietrza z oburzenia. Zerwała ze ściany różę i szybkim marszem przemierzyła połowę korytarza na siódmym piętrze. Kolejny kwiat leżał na parapecie okna.

Zaraz zasnę. 

Pokręciła głową i zacisnęła usta. Porwała różę i ruszyła dalej. W końcu, przy ścianie na przeciw niej wisiała ostatnia róża.

Nareszcie. Teraz przejdź wzdłuż ściany trzy razy i myśl " tam, gdzie on ".

Wciąż zła, ale i zaintrygowana wykonała polecenie. Drzwi otworzyły się przed nią. Weszła przez nie i aż zaniemówiła. Jej stopy dotykały rozsypanych płatków kwiatów. Z tego, co zaobserwowała, cały Pokój Życzeń był pod baldachimem, utkanym z różnorodnych kwiatów.




Leżał przed nią żółty tulipan.

Jak już wyszłaś z zachwytu, ruszaj się. 

Nie wierzyła własnym oczom. Oberwie za to, co tu napisał!
Poszła dalej, zdecydowanym krokiem. Płatki szeleściły pod jej nogami, a słońce przyjemnie nagrzewało jej ciało.
Tym razem fioletowy tulipan leżał przy jej lewej stopie. Podniosła go.

Jeszcze chwila, pośpiesz się. 

Sapnęła z oburzenia.
- Oberwie ci się za to! - krzyknęła i ruszyła dalej. Minęła dużą fontannę oraz ławeczkę, na której leżał kolejny kwiat.

Dojdziesz dzisiaj? 

- Obiecuję, że już nie żyjesz ! - wrzasnęła znowu. Wzięła tulipana i zaczęła biec. Włosy uciekały jej do tyłu.
Chłopak, który stał przy końcu zamarł z wrażenia. Rudowłosy anioł biegł wprost do niego, a jej włosy tworzyły świetlną aureolę.
- Obiecuję ci, że dostaniesz w łeb - wydyszała Lily i stanęła przed oniemiałym Jamesem - No i na co się gapisz? - burknęła, przyciskając kolorowy bukiet do piersi. Potter, otrząsając się z wrażenia podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Kwiaty rozsypały się po trawie, gdy zarzuciła mu ręce na kark i oddała pocałunek. Nagle odepchnęła go od siebie.
- Nie myśl sobie, że już nie jestem zła - mruknęła.
- Gdzież bym śmiał, aniele - posłał jej oczko.
- Po co mnie tu przywlokłeś? - spytała, zakładając ręce na piersi. James odwrócił się, a gdy znów stanął do niej przodem, w jego ręce błyszczała duża, złota róża. Lily wytrzeszczyła oczy. Jeszcze nigdy nie widziała czegoś tak pięknego. Płatki kwiatu iskrzyły się wszystkimi kolorami tęczy, a do nozdrzy dziewczyny doszedł słodki zapach.
- Lily Evans, czy nie wybrałabyś się ze mną na Bal Siódmoklasistów? - wyszeptał nagle James, podchodząc do niej bliżej i wyciągając w jej stronę różę.
Rudowłosa pokiwała głową i wzięła kwiat.
- Merlinie, kocham cię, napuszony łbie - westchnęła i pocałowała go w usta. Zaśmiała się i przytuliła go z całej siły i popchnęła na ziemię.





*****
Chodził zdenerwowany po całym dormitorium, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Sapnął zdenerwowany, gdyż żaden sensowny pomysł nie przychodził mu do głowy. Kopnął swoje łóżko.
- Głupie baby - mruknął - Że też zawsze muszą mieć jakiś problem!
Wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami. W pół minuty znalazł się pod dormitorium dziewcząt. Bez pukania wparował do środka. Za oknem było już ciemno, dochodziła dwudziesta trzecia godzina.
- Dorcas się myje - poinformował go Ann, gdy zaczął wzrokiem szukać swojej dziewczyny.
- Dacie mi z nią chwilę ? - spytał z nadzieją, siadając na łóżku Meadowes.
Dziewczyny kiwnęły głowami i po chwili ich nie było.
Usłyszał gwizdanie i sekundę po tym drzwi od łazienki otworzyły się z cichym trzaskiem.
- Black? Co ty tu robisz? - spytała dziewczyna, zakładając ręce na biodra.
- Przyszedłem ci coś powiedzieć - poklepał miejsce obok siebie. Zaciekawiona usiadła przy nim. Syriusz oderwał spojrzenie od jej nóg.
- Czekam - przypomniała mu Szatynka.
- Do końca życia będę robił błędy, więc nie możesz za każdy się obrażać. Nie jestem idealny, nie jestem też do końca domyślny, więc gdy coś cię gryzie, powiedz mi o tym.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Syriuszu, wiem o tym. Ale jak myślałeś, że wystarczy powiedzieć mi raz 'kocham cię'  i już jestem na każde twoje skinienie, bądź nie masz się już o mnie starać, to się grubo mylisz - wyznała z żalem w głosie.
- Wcale tak nie myślę - zaprzeczył szybko. Dorcas westchnęła i chciała wstać. Syriusz szybko pochwycił ją w pasie i położył na łóżku. Zasłonił zasłony i przytrzymał jej ręce.
- Black! Wstawaj! - burknęła Szatynka. Ta sytuacja nie podobała jej się wcale. Wiedziała, że za moment ulegnie jego zgubnemu wpływowi.
Syriusz nachylił się nad nią i pocałował obojczyk.
- Black, ostrzegam.
Cmoknął ją w szyję dwa razy. Jego wargi miękko lądowały na jej delikatnej skórze.
- Black! - wyszeptała słabym głosem.
- Dorcas, powiedz, że chcesz, żebym wyszedł - mruknął jej do ucha niskim głosem, przy okazji całując ją pod uchem.
- Chcę... - nie dokończyła zdania, gdy cmoknął ją tuż przy ustach.
- Iść ze mną na bal?
- Tak - potwierdziła. Otworzyła gwałtownie oczy - Black, ty podły manipulancie - jęknęła.
- Ja też cię kocham - odpowiedział szybko, bez cienia zawahania i uśmiechnął się, gdy jej szczęka opadła.
Nagle klasnęła w dłonie i rzuciła się na niego. Opadł na poduszki i został zacałowany prawie na śmierć. Och, jaka to by była słodka śmierć!




******
Alicja weszła do dormitorium na palcach. Spojrzała na łóżko Dorcas, spod którego wystawały wielkie stopy, na pewno nie należące do jej przyjaciółki. Zachichotała i rzuciła się na swoje łóżko. Zdławiła krzyk i poderwała się. Na łóżko leżała czerwona róża z kolcami i z małym świstkiem papieru. Odwinęła karteczkę, masując się po bolącym miejscu.

Zrobię to tak, jak robi się w drugiej klasie, bo czasem zachowuję się jak dziecko. 
Czy zechciałabyś iść ze mną na Bal Siódmoklasistów? 
Zaznacz odpowiedź.
                 
 TAK            NIE

Czekam na odpowiedź.
  F.L.

Z rozczulonym uśmiechem pocałowała miejsce, gdzie był jeden z napisów, pozostawiając czerwony odcisk jej ust.
******




Remus znalazł ją w bibliotece, przy jednym z najdalej położonych stolików. Zasłonił twarz kwiatami i podszedł do dziewczyny.
- Ann, moja miłości jedyna, pójdziesz ze mną na Bal Siódmoklasistów? - odkrył zarumienioną twarz i spojrzał Lorens prosto w oczy.
- Zastanówmy się... - wstała i podeszła do niego. Pociągnęła chłopaka za koszulę do małej wnęki między regałami - Miałabym wybrać między tobą i balem, a książkami? Myślę, że wiem, co ci odpowiem.
Wpiła się w jego usta, stając na palce. Rzucił kwiaty na stół i podrzucił ją do góry, łapiąc pod pupę. Owinęła nogi wokół jego pasa.
- To znaczy tak? - wydyszał, gdy jego sweter spadł na ziemię. Usłyszeli trzask drzwi i przekręcenie kluczyka w zamku.
- Zdecydowanie tak! - znów wpiła się w jego usta, ściągając koszulę.
************

Każde z nich zostawiało coś za sobą. To jak zamknięcie pierwszego tomu wielkiej trylogii.

Thongs we lost to the flames
Things we'll never see again
All that we have amassed
Sits before us, shattered into ash

These are the things, the things we lost
The things we lost in the fire, fire, fire


************************
MOI DRODZY!
TO JUŻ OSTATNIA NOTKA W TYM ROKU!
BOGATEGO GWIAZDORA, DUŻO PREZENTÓW, PYSZNEGO KARPIA, SUPER RODZINNEJ ATMOSFERY, SZCZĘŚCIA ORAZ POMYŚLNOŚCI!
WESOŁYCH ŚWIĄT!



sobota, 7 grudnia 2013

+ dodatek świąteczny

Hej!
Notkę dodałabym wczoraj, jednakże z powodu braku prądu nie wyszło.
Ale i tak życzę Wam WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Pozdrawiam Miśki <3
Lilka.
*****
MUZYKA - Glee ;(

Biegli ze śmiechem do końca korytarza na siódmym piętrze. Stanęli przed ścianą i jedno z nich zaczęło chodzić przed ścianą, dokładnie trzy razy. Syriusz zdążył w tym czasie włożyć sobie końcówkę czapki do oka. Dorcas z dezaprobatą kiwała głową, powstrzymując śmiech.
W końcu pojawiły się wielkie wrota, przez które szybko przeszli. Westchnęli z zachwytu. Cały pokój był utrzymany w ciepłej tonacji. Był tu kominek, a przed nim wielki puchaty dywan, na którym od razu się rozsiedli.
James nagle pomyślał o fortepianie i zaraz potem w rogu Pokoju Życzeń pojawił się wieli, lśniący instrument. Speszony Potter odwrócił głowę.
- Rogacz! Zagraj nam coś! - zawołał Syriusz - No, nie bądź taki wstydliwy!
- Tylko jeśli Lily zaśpiewa! - zastrzegł James, wstał i spojrzał na Lily, wyczekująco wyciągając do niej swą dłoń.
- Dalej Lily! - pisnęła Ann i klasnęła w ręce. Rudowłosa wstała i rzuciła mordercze spojrzenie swemu chłopakowi. Ten roześmiał się i pocałował ją w policzek.
- Grać, a nie nas demoralizować! - krzyknął Black, a Dorcas trzepnęła go w potylicę.
James podszedł do fortepianu i usiadł. Przeciągnął palcami po klawiszach - tak dawno nie grał...
Lily szepnęła mu coś na ucho.
- Ja też, skarbie - uśmiechnął się.
- Piosenka, głuptasie! - roześmiała się Rudowłosa.
Rogacz westchnął i zaczął grać. Tak dawno nie grał! Przesuwał palcami z uśmiechem, a klawisze uginały się pod pływem jego palców.
Z gardła Rudowłosej wydobyły się pierwsze dźwięki:
- I don't want a lot for Christmas, there's just one thing I need. I don't care about the presents, underneath the Christmas tree. I just want you for my own, more than you could ever know. Make my wish come true...All I want for Christmas is you!
Dorcas zaklaskała w ręce i pocałowała mocno swojego chłopaka. Syriusz ochoczo oddał pocałunek. Remus spojrzał Ann w oczy, przybliżył jej dłonie do swoich ust i pocałowal lekko. Blondynka jak zaczarowana wpatrywała się w jego oczy pełne miłości i szczęścia. Frank pogładził Alicję po policzku, a ona wtuliła się w niego. Peter objął Penelopę i cmoknął w czubek głowy, a ona uśmiechnęła się radośnie.
-  I won't ask for much this Christmas, I don't even wish for snow. I'm just gonna keep on waiting underneath the mistletoe - Lily oparła ręce na ramionach Jamesa i cmoknęła go w policzek - Oh, I just want you for my own, more than you could ever know. Make my wish come true... Baby all I want for Christmas is you !




niedziela, 1 grudnia 2013

47. Kręte ścieżki wprost ku końca drogi...

Witam, Czarodzieje!
Nowa notka dość szybko, a znacie moje możliwości, notki mogę dodawać długo, ale chyba wróciła mi wena na tego bloga, a z tego bardzo się cieszę :)
Nie wiem, kiedy będzie następna notka, gdyż 'witaj nowy tygodniu z mnóstwem kartkówek i sprawdzianów".
Nauczyciele oszaleli, chcą wszystko zrobić przed świętami, a ja już nie wyrabiam i nie mam głowy do bloga.
Czasem, aż jestem na siebie zła, na lekcji się wyłączam i wyobrażam sobie jakąś sytuację, zapisuję ją, a później nie wiem o co chodzi :D
No, ale notka jest, mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.
Dedykuję ją Paulowi Walkerowi.
M. mnie dziś poinformowała, że nie żyje, bo jak zwykle jestem zacofana :D
No, to miłej lektury :)
Lilka.
**********
MUZYKA MUZYKA MUZYKA elo elo elo !

- Jak na każdym egzaminie, przypominam, że jeśli któreś z was, w jakikolwiek sposób będzie się porozumiewać, lub ściągać, odebrany wam będzie egzamin w trybie natychmiastowym.
Egzamin z Transmutacji był najtrudniejszy ze wszystkich. Były tam zagadnienia nawet z początków pierwszej klasy. Lily i James odgonili wspomnienia związane z oświadczynami w najdalszy kąt głowy i wypełnili ją formułkami z Transmutacji.
Profesor McGonnagall patrzyła na wszystkich lekko zmartwiona. Mimo wszystko, wierzyła w swoich uczniów i miała nadzieję, że jej surowość nie wyszła na marne. Tak bardzo tego chciała, gdy patrzyła na tych uczniów. Wtedy przypominała sobie siebie, gdy ona pisała Owutemy. Była jeszcze bardziej zdenerwowana niż oni. Miała zamiar w przyszłości pracować w Hogwarcie, właśnie jak profesor od Transmutacji. I marzenie się spełniło, karząc jej tyrać ile popadnie i porzucić swoją młodzieńczą miłość.
Otrząsnęła się ze wspomnień i posłała pokrzepiający uśmiech jednemu z uczniów, który otworzył buzię ze zdziwienia. Wtedy profesorka zmroziła go wzrokiem, a on natychmiast pochylił się z powrotem do kartki.
I na co mi ta serdeczność?, prychnęła w myślach.
*
Lily co jakiś czas zerkała w stronę Jamesa, siedzącego jakieś dziesięć ławek na prawo od niej. Dorcas siedziała tuż za nią, reszty nie widziała. Spojrzała na wielki zegar na środku sali - zostało im jeszcze piętnaście minut. Wszystko skończyła, sprawdziła dwa razy i odłożyła pióro.
Wczorajszy dzień...był dla niej cudowny, aż do pewnego momentu. Same oświadczyny Jamesa były magiczne, zawsze sobie takie wyobrażała. Tylko co jeśli pokłócą się i zerwą? To będzie jeszcze gorsze, niż gdyby byli tylko parą. Jednak tak go kochała...nie chciała być z nikim innym. Ile razy musieli już walczyć o to, by być razem. Ile łez  wypłakała, ile napatrzyła się na cierpiącego chłopaka. Nigdy tego nie chciała.
Zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec egzaminu.
- Drodzy uczniowie, życzę wam jak najpomyślniejszego zdania! - usłyszeli jeszcze tylko głos profesor McGonagall i wybiegli z sali.
*****
- TO KONIEC! SŁYSZYCIE? KONIEC!
Zaśmiali się radośnie. Po policzku Lily popłynęła łza. Koniec egzaminów - wspaniale!
Koniec Hogwartu - koniec największej przygody w jej życiu.
Dorcas spojrzała na nią ze zrozumieniem. Przytuliła się do boku Syriusza, który objął ją i pocałował w czubek głowy.
Niemożliwe, ale czuła się po części zagrożona. Co jeśli po zakończeniu Black powie jej 'było miło' ?
Tak bardzo go kochała, że aż czasem nienawidziła siebie za to. Wybaczyłaby mu chyba wszystko. Chciała z nim być, nawet mogłaby być w ciąży, jeśli tylko miałaby Syriusza przy sobie. Pocałowała go dyskretnie w szyję.
Chłopak przytulił ją jeszcze mocniej.
- Syriusz? Chciałabym spędzić trochę czasu tylko z tobą - wyszeptała mu do ucha, lekko płaczliwym głosem. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i wstał.
- My się zbieramy - oznajmił pozostałym i pociągnął Dorcas do swojego dormitorium.
Posadził ją na łóżku i uklęknął przed nią.
- Jaki tu porządek... - westchnęła.
- Lunio kazał nam posprzątać, powoli pakujemy rzeczy - wymamrotał. I dla niego nie było łatwo odejść z Hogwartu. To tu znalazł przyjaciół, brata, odkrył siebie, poznał Dorcas.
- Tak bardzo nie chcę stąd odchodzić - rozpłakała się. Syriusz nieporadnie pogłaskał ją po głowie.
- Wiem, Doruś, ja też nie - poczuł gulę w gardle. Nie będzie przecież płakał. Nie przy niej. W ogóle!
- Przytul mnie - wychlipała cicho. Wstał i przeniósł się na łóżko. Położył się na boku i poklepał miejsce obok siebie.
- Przecież masz jeszcze mnie - wyszeptał, gładząc ją po głowie. Nie łatwo mu przychodziły takie wyznania, ale gdy widział jej łzy...
- Nie powiesz mi za kilka tygodni 'dzięki, było fajnie' ?
- Dorcas, Dorcas - pokręcił głową. Przełknął ślinę i wyszeptał - Kocham cię.
Podniosła zaskoczona głowę. Powiedział jej to tylko raz, wtedy, nad morzem. Teraz sam, z nieprzymuszonej woli wymówił te dwa piękne słowa.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się i wytarła policzki - Co będzie później?
- Muszę wyremontować dom po wujku. Trzeba kupić meble, pomalować ściany...
- Sypialnię na żółto - zastrzegła, a on zaśmiał się.
- Nienawidzę tego koloru - stęknął.
- Wiem o tym - pocałował go w nos. Zamknęła oczy i ułożyła się wygodnie. Objął ją obiema rękami, a ona schowała twarz w zagłębieniu jego szyi - Syriusz? A co będzie z nami?
Czuł, że limit jego dziennego wypowiadania trudnych słów się wyczerpał.
- Jeśli tylko się zgodzisz, zamieszkamy razem pod koniec wakacji. Do tego czasu musisz mieszkać u rodziców - powiedział. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do siebie.
- Po prostu bądź przy mnie zawsze.



*****
Leżeli na trawie, przytuleni do siebie. Chłopak gładził ją po ramieniu kawałkiem trawy.
- Co będzie po skończeniu szkoły? - spytała się.
- Otworzę księgarnię, a ty będziesz najlepszą stylistką w świecie czarodziejów.
Zaśmiała się radośnie.
- Okej - zgodziła się - Remusie, ja chcę być z tobą - wyznała nagle i zarumieniła się.
- Ja z tobą też - odparł speszony jej wyznaniem. Podniosła głowę i pocałowała go. Przekręciła się, i to ona teraz leżała na nim. Objął ją w pasie.
- Zamieszkajmy razem - wyszeptała. Gwałtownie się od niej oderwał.
- Ann, co ty mówisz? - spytał. Nie do końca dochodziło do niego to, co powiedziała. To ona, zaraz po Huncwotach dała mu najwięcej szczęścia. Dzięki niej zaczął naprawdę żyć. Był zadowolony ze swojego życia, naznaczonego 'futerkowym problemem'.
Dziewczyna znów się zaczerwieniła.
- Pomyślałam po prostu, że skoro chcemy być razem...możemy zamieszkać razem, prawda? Moja ciocia właśnie wyprowadza się do większego domu za miastem wraz z mężem, mogłaby odstąpić mi mieszkanie na Pokątnej, jest tam ogród. A ! Mieszkanie jest nad pustym pomieszczeniem, mógłbyś zrobić tam księgarnię...
Był oszołomiony. Pierwsze,co zrobił, było zamknięcie jej buzi namiętnym pocałunkiem. Przyciągnął ją do siebie i nie przestawał całować.
- Po prostu bądź przy mnie zawsze.


*****
- Dziewczyny! - do pokoju wbiegła Dorcas. Miała zaczerwienione policzki.
- Dor, co się dzieje? - spytała zaniepokojona Lily.
- Nic! Zaraz po szkole jedziemy na wycieczkę. Bez chłopaków! - dodała szybko.
- Wspaniale! - ucieszyła się Alicja, Ann pokiwała głową.
- Ale czemu? Co się stało? - spytała Rudowłosa.
- To nie ważne, po prostu trzeba odpocząć od chłopaków, okej? - spojrzała na wszystkie błagalnie - I nikomu ani słowa. Mają zatęsknić, Black musi zobaczyć, że beze mnie sobie nie poradzi! - zaśmiała się złośliwie, a dziewczyny pokręciły głową z politowaniem.
- Dorcas, co cię nagle wzięło? - pytała dalej Evans.
- Rozmawiałam dzisiaj z Syriuszem. Wszystko ładnie, pięknie, ale chciałabym, żebyśmy oboje bardziej zatęsknili. Dzięki temu nasz związek przetrwa dłużej. Taką mam nadzieję.
Lily pokiwała głową. Dorcas dobrze mówiła. Dzisiaj nie rozmawiała z Jamesem przez cały dzień. Tęskniła za wszystkim - za jego porannym pocałunkiem i jego ramionami, choć minął niecały dzień.
Westchnęła.
Zegarek wskazywał siódmą wieczorem. Przetarła ręką czoło, przypominając sobie wczoraj.
James, ten James, którego kocha nad życie oświadczył jej się. Był z nią zawsze, bronił ją, był przy niej gotów do wszystkiego. Zawsze.
Kochała go tak niewyobrażalnie mocno, że aż bolało.
Więc jak mogła powiedzieć, że potrzebuje czasu?
Idiotka!
Założyła bluzę, po czym wybiegła z dormitorium, przy zdziwionych minach przyjaciółek.
Nie mogła się nadziwić, że to wszystko nie doszło do niej  wczoraj wieczorem. To, że kocha go tak mocno, że tylko z nim wyobraża sobie dalsze życie.
Wbiegła po schodach na górę i stanęła przed dormitorium Huncwotów. Była wczesna godzina, więc nie pukała. Usłyszała, że ktoś wchodzi pod prysznic. Weszła po cichu i podeszła do łóżka swojego chłopaka.
Ale go tam nie było. Na szafce nocnej leżała Mapa Huncwotów. Sięgnęła do tylnej kieszeni po różdżkę i wymamrotała formułkę.
- Jest - szepnęła do siebie i odrzuciła pergamin. Wybiegła z dormitorium. Dziesięć minut później wybiegała z zamku, by dalej, dysząc ciężko, biec do jeziora. Zobaczyła go już z daleka. Stał nad brzegiem i rzucał kamieniami do wody.
- James! - krzyknęła już, chociaż nawet nie była w połowie drogi. Nie usłyszał jej.
Przyśpieszyła i potykając się dobiegła już prawie do niego.
- James! - krzyknęła. Nie zdążyła wyhamować i wylądowała tyłkiem w błocie tuż przy brzegu - Świetnie - jęknęła. Rogacz pomógł jej wstać i otrzepał jej spodnie, po czym spojrzał na nią z pytaniem w oczach.
Wciąż przeżywał wczorajszy wieczór.
- James, musiałam się z tobą spotkać. Teraz - nie wiadomo czemu po jej policzkach zaczęły płynąć łzy - Kocham cię najmocniej na świecie, nie wyobrażam sobie życia  z nikim innym, na prawdę - jęknęła i spojrzała na niego błagalnie.
On uśmiechnął się rozczulony i starł łzy z jej polików.
- Ja ciebie też, Lily. Tylko jeśli masz jakieś wątpliwości, na prawdę możemy...
- Nie mam! Na prawdę!
Wyciągnął z tylnej kieszeni pudełeczko i uklęknął przed nią.
- A więc, Lilyanne Evans, dziewczyno mojego życia, wyjdziesz za mnie? Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia z nikim innym - uśmiechnął się, gdy użył tych słów co ona wcześniej.
Lily pokiwała głową i przytuliła się do niego mocno. Cofnął się kilka kroków w tył, trzymając ją w ramionach.
- Kocham cię - szepnęła znów i pocałowała go w nos, policzek, brodę, oko, czoło i na końcu w usta.
Obrócił ją tyłem do siebie i objął. Położył głowę na jej ramieniu. Słońce zaświeciło im twarz, tak, że oboje przymrużyli oczy.
- Trzeba to oblać - uśmiechnął się nagle James - Ruda złośnica zgodziła się za mnie wyjść.Może śnię?
Walnęła go lekko w żebra, ale on przytulił ją tylko mocniej.
- James, co będzie po Hogwarcie?
- Nie wiem, Lily, nie wiem.
Pocałował ją w szyję. Spojrzeli w stronę słońca, które zaczęło powolutku zachodzić.
- Po prostu bądź przy mnie zawsze.


****
- Witam państwa na ostatnim meczu Quidditcha w tym roku szkolnym!
Na trybunach panowała wrzawa, jeszcze większa niż zwykle, gdyż finał należał do Gryffindoru oraz Slytherinu.
Kapitan drużyny Gryfonów przechadzał się po szatni, nerwowo machając miotłą. Już ostatni raz usłyszy trzepot małych skrzydełek znicza, ostatni raz będzie słyszał krzyki uczniów na tym boisku. Dziś miało się wszystko rozstrzygnąć, czy te wszystkie treningi, złamane kości, kilka lat ćwiczeń poszły na marne, czy nie.
- Drużyno! - zawołał James - Jesteśmy świetnie przygotowani, pogoda dopisuje. Chciałbym, aby i w tym roku u McGonagall stał Puchar Quidditcha, rozumiemy się?
- Tak, kapitanie!
- Dzięki za te wszystkie lata! Do boju drużyno! Gryffindor! Ooooo! Gryffindor! Gryffindor!
*
- Łapo, weź mnie trzymaj. Czy ty widzisz, kto siedzi obok Dumbla? - spytał Rogacz, zaciskając mocniej dłoń na rączce miotły.
- Jasny gwint! Czy to nie Jason Robson? - Syriusz z niedowierzania aż upuścił swoją miotłę.
- Kolejny powód, by wygrać mecz - szepnął do siebie James. Spojrzał na trybuny i wyłowił wzrokiem swoją narzeczoną, tak, narzeczoną.
Uśmiechnął się do siebie.
Chwilę potem dopadła go trema. Wyszli na sam środek boiska.
- Chciałabym, aby była to ładna i czysta gra! - krzyknął sędzia - Kapitanowie, podajcie sobie dłonie!
James i wysoki, barczysty Ślizgon podeszli do siebie. O dziwo, nie siłowali się na ręce, tak, jak to mieli w zwyczaju. Oboje byli zdenerwowani pojawieniem się Jasona Robsona - oboje mieli szansę zaistnienia w świecie Quidditcha.
- Na miotły! - dmuchnęła w gwizdek, a zawodnicy dźwignęli się w górę. James standardowo poleciał na samą górę, nad zawodnikami tak, by miał widok na całe boisko. Był dumny. Był dumny z całej drużyny, gdy na nich patrzył, miał ochotę uronić kilka łez. Przez kilka lat doprowadzał ich do zwycięstwa, nie mógł tym razem zawieść.
- I JEST! TRZYDZIEŚCI DO DZIESIĘCIU DLA GRYFONÓW! BLACK, ŚWIETNA AKCJA!
*
Po pól godzinie Gryffindor prowadził już stoma punktami. Syriusz popisał się kilkoma technikami, zapewne by zaimponować Robsonowi. I udało mu się, gdyż wysoki, rudowłosy mężczyzna patrzył na niego z podziwem, jednocześnie zerkając na Rogacza. Czuł wtedy, jak mu gorąco i nerwowo omiatał boisko wzrokiem. Nagle zauważył błysk. Ruszył do przodu.
- CZYŻBY JAMES POTTER ZOBACZYŁ ZNICZA? DALEJ POTTER, TO BĘDZIE TWOJE KOLEJNE MISTRZOSTWO!
Okularnik uśmiechnął się do siebie, ale zaraz spoważniał, gdy kątem oka zauważył szukającego Ślizgonów. Znicz żartował z nich, umykał przed ich rękami. Latali po całym boisku, czasem omijając filary drewniane, na których siedzieli nauczyciele. Praktycznie wszyscy obserwowali ich. Pałkarze zarówno Gryffindoru, jak i Slytherinu obserwowali swoich szukających. Jedynie ścigający nadal nabijali punkty.
Huncwotki z zapartym tchem śledziły poczynania Jamesa, Remus nerwowo przygryzał wargę, a Peter o mało co nie dostał palpitacji.
Potter leciał  coraz niżej. Znajdowali się jakieś dwa metry od ziemi.Znicz znów zrobił zwrot,tym razem w prawo, jednak on  był na to przygotowany. Gwałtownie przechylił się na miotłę i złapał znicza w obie ręce. Nie przewidział jednak, że nie starczy mu równowagi. Zsuwał się z miotły coraz bardziej, aż w końcu zawisnął trzymając się jedną ręką. Tłum zgromadzonych wstrzymał oddech. Gdy James wyciągnął rękę do góry, przez jego palce przebiły się złote skrzydełka.
- TAK! GRYFFINDOR WYGRAŁ OSTATNI MECZ! PUCHAR QUIDDITCHA NALEŻY DO NICH! ŚWIETNA AKCJA, POTTER!
Wybuchnęła wrzawa. Jamesowi szumiało w uszach. Usilnie starał się złapać miotły drugą ręką. I nagle nie wytrzymał. Kibice zbiegający na ziemię wstrzymali oddech. Spadał z coraz większą prędkością, w myślach prosząc Merlina o szczęście i wyznając Lily miłość. Już prawie dotykał ziemi, czuł to w kościach, gdy nagle ktoś złapał go za obie ręce. Spojrzał do góry i ujrzał roześmianą twarz Syriusza.
- Wygraliśmy, stary. Jesteśmy niepokonani. Weszliśmy jako wygrani, wyszliśmy jako wygrani.
*
Dumbledore niósł wielki, złoto czerwony puchar. James wraz z reszta drużyny byli już na ziemi. Kibice wciąż skandowali jego nazwisko.
- Puchar w ręce kapitana! Gryffindor wygrał! - zawołał wesoło dyrektor, a wśród tłumu wybuchły oklaski i jeszcze więcej krzyków.
Do Jamesa podbiegła Lily i rzuciła mu się na szyję. Z uśmiechem oddał jej namiętny pocałunek. Chwilę potem zostali od siebie oderwani, gdy drużyna podniosła kapitana i posadziła na barkach najsilniejszych.
- POTTER! POTTER! POTTER! POTTER!
- Impreza! - krzyknął ktoś w tłumie i cała roześmiana grupa ruszyła do wieży Gryffindoru, gdzie czekała ich ostatnia balanga w Pokoju Wspólnym.

Ich ostatnie wędrówki beztroskich lat powoli dobiegały końca.