Przyjaciele są jak ciche anioły,które podniosą nas,kiedy nasze skrzydła zapomną,jak latać...

piątek, 29 marca 2013

[*]

No cóż,mimo,że nienawidziłam Vernona Dursleya,Richard Griffiths był genialnym aktorem.Te jego miny...
Polecam film z nim,Hermioną,panią Pomfrey i McGonnagal pt.: "Zaczarowane baletki"
A piszę to,ponieważ nie wiem,czy wiecie,ale aktor zmarł dzisiaj i jest mi bardzo przykro.
Obejrzyjcie ten film!
Lilka.

czwartek, 28 marca 2013

38.Nie jestem zazdrosna! Ja też nie jestem!

Od razu zaznaczamy,że jest słodko do orzygania *.*
Ja,Lilka,wróciłam i razem z Kath stworzyłyśmy bardzo długą notkę.
Mamy nadzieję,że Wam się spodoba.
Lilka i Kath.
*************
Muzyka

Lily otworzyła leniwie oczy. Od razu poczuła na swojej szyi oddech Jamesa. Uśmiechnęła się szeroko. Odwróciła głowę w stronę swojego ukochanego i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. James był bez koszulki, delektowała się tym widokiem. To nic, że widziała go tak multum razy, nadal robiło jej się gorąco i miała wrażenie, że już zawsze tak będzie.
Dopiero teraz zorientowała się, że Rogacz nie ma na sobie koszulki, dlatego że to ona ma ją na sobie. Przejechała ręką po jego wiecznie rozczochranych włosach. Pamiętała jak zaledwie rok temu wystarczyło, żeby to on przejechał po włosach ręką, a ona już była wściekła. Teraz ją to bawiło. Jak mogła się tak denerwować? Przecież on tak słodko wygląda, gdy czochra te swoje kudły. Zaśmiała się pod nosem.
James poruszył się i otworzył jedno oko. Ja jego twarz od razu wpłynął firmowy uśmieszek. Przeciągnął się i objął rudowłosą w pasie.
- Dzień dobry – przywitał się i pocałował ją w czoło.
- Bardzo dobry – wymruczała wtulając się w jego pierś.
- Z czego się śmiałaś? – zapytał – Gadałem przez sen?
- Nie – Ruda odchyliła się, żeby spojrzeć na twarz swojego chłopaka – A zdarza ci się?
- Ta… Syriusz mi mówił, że kiedyś przez sen wyśpiewałem cały hymn Hogwartu – Lily parsknęła śmiechem.
Rudowłosa podciągnęła się na łokciach i rozejrzała po namiocie. Był troszeczkę zdemolowany. Po podłodze walały się ich ubrania, łóżko stało trochę krzywo, wieszak na ubrania leżał przewrócony. Lily wstała z łóżka, żeby poszukać swojej różdżki. Gdy ją znalazła wymruczała odpowiednie zaklęcie i wszystko wróciło na swoje miejsce. Spojrzała na Jamesa i zorientowała się, że ten obserwuje każdy jej ruch.
- No i co się tak patrzysz? – zapytała i teatralnie położyła dłoń na biodrze.
- Uważam, że powinnaś częściej chodzić w moich koszulkach – uśmiechnął się tak, że większość dziewczyn w Hogwarcie już piszczałoby jak opętane. Na Lily też ten uśmiech działał, ale zachowała obojętną minę.
- Przemyślę to – odpowiedziała i ruszyła w kierunku swojej torby. Zapowiadał się ciepły dzień, więc postanowiła założyć coś lekkiego. Usłyszała, że James podnosi się z łóżka i odwróciła głowę w jego stronę. Natychmiast tego pożałowała, ponieważ chłopak był w samych bokserkach. Serce Lily przyśpieszyło, odwróciła się gwałtownie i przygryzła wargę. Cała noc nieprzespana, a jej jeszcze mało. Oblała się rumieńcem.
- Widziałaś moje okulary? – zapytał Rogacz. Ruda zerknęła na niego kątem oka i upewniła się, że ma już na sobie spodnie. Zgarnęła jego okulary z komody i podeszła z wyciągniętą ręką chcąc mu jej podać. Potter jednak wykorzystał sytuację, złapał ją za nadgarstek  i przyciągnął do siebie. Bez żadnego ostrzeżenia zaczął ją namiętnie całować. Pod Lily ugięły się kolana. Wspięła się na palce, jedną rękę trzymała mocnao na jego plecach, drugą zanurzyła w miękkich kruczoczarnych włosach. Po kilku chwilach rudowłosa przerwała pocałunek chcąc złapać oddech. Założyła Rogaczowi okulary i cmoknęła go w policzek.
- Promienieje pani dzisiaj bardziej niż słońce, panno Evans – James przybrał minę arystokraty.
- Ach, panie Potter jestem po prostu szczęśliwa – posłała mu uroczy uśmiech – Co pan powie na śniadanie?
- Najpierw muszę sprawdzić co tam u Syriusza – odpowiedział Rogacz odsuwając się trochę od Rudej.
- Ale po co? – zdziwiła się – On i Dorcas pewnie … no wiesz.
- Jeśli Łapa ją wczoraj znalazł.
- Jak to znalazł?
- Oni chyba się pokłócili. To znaczy Dor się trochę na niego wściekła.
- Co się stało? – Rudowłosa zmartwiła się. Ona przeżyła cudowną noc i miała nadzieję, że jej przyjaciółka bawiła się chociaż w połowie tak dobrze jak ona.
- Na moje oko to Dorcas po prostu chciała wiedzieć na czym stoi. Zapytała go czy mu na niej zależy. A Łapa jak to Łapa. O uczuciach to on nigdy nie potrafił gadać. Jeszcze jej nie powiedział, że ją kocha, chyba trochę za długo zwlekał. No, ale lepiej będzie jak sama ją o to zapytasz.
- Tak masz rację. Chodźmy ich poszukać – ruszyła w stronę wyjścia z namiotu.
- Eee… Lily? – zaczął wyraźnie rozbawiony James – Naprawdę zamierzasz chodzić w mojej koszulce? TYLKO w mojej koszulce?
Lily walnęła się otwartą dłonią w czoło. Podbiegła do swojej torby po drodze ściągając z siebie własność Jamesa. Teraz to oddech chłopaka przyśpieszył. Potrząsnął jednak głową. Lily mu przecież nie ucieknie. Teraz musiał sprawdzić jak się ma jego najlepszy przyjaciela. No i dobrze też by było wiedzieć co tam u Remusa.

James i Lily weszli do namiotu chłopców trzymając się za ręce. Gdy tylko przekroczyli próg, Lily mało co się nie przewróciła. Wnętrze namiotu wyglądało jak po przejściu huraganu. Największą uwagę jednak przykuwały dwa nagie ciała, splątane ze sobą na łóżku. Evans i Potter szybko wycofali się na zewnątrz.
- A to głumochłony, ja się zamartwiam a tu proszę! – Lily udawała oburzoną, co nie wyszło jej za dobrze z powodu szerokiego uśmiechu na twarzy. James parsknął śmiechem.
- Czyli Łapcio potrafi przepraszać i to widocznie całkiem dobrze – mruknął pod nosem – Chodźmy wreszcie na to śniadanie.
******
Po zjedzonym śniadaniu udali się na plażę. Lily półleżała, półsiedziała czytając książkę. James dyskutował o czymś z Frankiem i Alicją. Syriusz i Dorcas jeszcze się nie pojawili. Natomiast między Remusem a Ann panowało jakby spięcie. Co chwilę zerkali na siebie, ale nic nie mówili. Remus był wyrazie smutny. Ann wyglądała na rozeźloną i rozczarowaną jednocześnie. Rudowłosa nie wiedziała jak spędzili te noc, ale miała pewność, że miło raczej nie było. Nie wiedziała jak pocieszyć przyjaciółkę. Już miała wypytać ją co dokładnie się wczoraj stało, ale w tej samej chwili usłyszała krzyk Syriusza:
- Ratunku ludzie! – darł się. Ruda spojrzała w kierunku wrzasku. Zobaczyła Syriusza uciekającego przed Dorcas z szerokim uśmiechem. Dziewczyna była czerwona na twarzy, ale również śmiała się radośnie. Cisnęła w jego stronę jakimś zaklęciem. Trafiło prosto w lewy pośladek Blacka. Wyglądało to tak jakby rzuciła w niego kulką z farbą. Spodenki Łapy były teraz opryskane zieloną substancją. Odwrócił się i rzucił w dziewczynę takim samym zaklęciem. Dostała w ramie, które teraz była całe w fioletowej mazi.
- Merlinie, oni się kiedyś pozabija – jęknęła Lily.
- Będą musiał to nagrać dla przyszłych pokoleń – powiedział ze śmiechem James.
Łapa właśnie dobiegł do swoich przyjaciół, dyszał ciężko. Uniósł ręce w geście pokoju w stronę nadbiegającej Dor.
- Chwilowy rozejm kochanie, muszę złapać oddech – śmiał się niemal bezczelnie.
- O co tym razem poszło? – zapytała Alicja.
- Schowałem jej … - zaczął Syriusz.
- ZAMKNIJ SIĘ, BLACK! – krzyknęła Meadowes – Bo inaczej śpisz dzisiaj na dworze!
- Dobrze Dorcuś, nie złość się już – chłopak uśmiechnął się tym razem przymilnie.
- Uuu Dor jakaś nowa tresura? – zapytał James – Łapcio jeszcze nigdy nie był takim posłusznym pieskiem – Frank, Alicja i Lily parsknęli śmiechem. Black natomiast rzucił w przyjaciela takim samym zaklęciem jak wcześniej w swoją dziewczynę. Trafił w brzuch Rogacza i teraz na jego koszulce znajdowała się ciemnoniebieska plama. Potter nie pozostał mu dłużny, posłał zaklęcie w jego stronę. Trafiło idealnie w twarz Syriusza, która teraz była różowa.
- No no, słodko wyglądasz w różowym – odezwała się Lily za co również dostała zaklęciem. Na jej piersi tkwiła pomarańczowa plama. Tak rozpoczęło się kolejne stracie. Wzięli w nim udział nawet Lunatyk i Ann, mimo słabych humorów.
Po 10 minutach roześmiani, w barwach wszystkich kolorów tęczy zawarli rozejm. Kiedy czyścili się nawzajem różdżkami Lily coś się przypomniało.
- Czy ktoś w ogóle obserwował wczoraj niebo? – zapytała - W sumie po to tu jesteśmy, będą nas z tego rozliczać.
- Nie wierzę – odezwał się Syriusz z nieodłącznym uśmiechem – Najlepsza uczennica, wybitna pani prefekt nie wykonała zadania danego przez nauczycieli? – zagwizdał – No Rogaty, gorszysz ją – Lily pokazała mu język.
- Ty zgorszyłeś mnie, teraz ja muszę zgorszyć kogoś innego, taki łańcuszek – powiedział James i obaj się zaśmiali.
- Ja obserwowałam – odezwała się Ann – Dam wam przepisać notatki.
- Czyli wy nie … ? – zapytała Dorcas, która doskonale wiedziała o nadziejach przyjaciółki. Blondynka tylko uśmiechnął się do niej smutno. Atmosfera momentalnie zgęstniała. Nikt się nie odzywał. Najbardziej nietypowe było to dla Jamesa i Syriusza, którzy zawsze mieli coś do powiedzenia. Teraz wysyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia jakby czytali sobie w myślach.
- Fajnie byłoby popływać – odezwał się Frank do niemiłosiernie długiej chwili milczenia – Szkoda, że woda taka zimna.
- Zawsze można skorzystać z eliksiru rozgrzewającego – powiedział Remus, który widocznie bardzo się cieszył ze zmiany tematu – Pójdę zobaczyć czy Ślimak ma go ze sobą – podniósł się z miejsca.
- Nie! – krzyknęła Dorcas i również zerwała się na równe nogi – Ja pójdę – posłała Lily znaczące spojrzenie.
- Pójdę z tobą – Lily od razu zrozumiała o co chodzi. Dała kuksańca w bok Potterowi, żeby i on zrozumiał o co im chodzi. Pobiegła za swoją przyjaciółką.
- Ej, Łapa – James odchrząknął – Może pójdziemy powkurzać Ślizgonów?
- Jasne – gdy przechodził obok Lunatyka, poklepał go mocno po plecach.
- Ee… Frank masz ochotę na spacer? – zapytała Alicja niby od niechcenia, kiedy Rogacz i Łapa odeszli.
- Oczywiście, że mam – złapał dziewczynę za rękę i już ich nie było.

Remus przestąpił z nogi na nogę. Doskonale wiedział, że jego przyjaciele dawali mu do coś jasno do zrozumienia. Popatrzył na swoją dziewczynę. Przyglądała się swoim notatkom. Była smutna. Lunatyk zezłościł się na samego siebie. Tak nie może być, pomyślał. Wypuścił powietrze z płuc z westchnieniem i usiadł koło Ann.
- Nie chcę żebyś była przeze mnie smutna – odezwał się żałośnie. Blondynka nie patrzyła na niego. Remus pochłaniał wzrokiem jej śliczną twarzyczkę. Delikatne rozwiane włosy.
- Dlaczego wczoraj do mnie nie przyszedłeś? – zapytała nadal na niego nie patrząc.
- Wiedziałem, że oczekujesz ode mnie czegoś więcej niż zwykle – opowiedział, delikatnie dobierając słowa.
- Bo tak było. Ale przecież bym nie nalegała. Nic na siłę. Nie zmuszałabym cię, skoro nie chcesz.
- Ann, to nie oto chodzi, że nie chce. Ja…
- To o co chodzi? – dopiero teraz spojrzała mu w oczy.
- Ja nie mogę.
- Dlaczego?
- Wiesz, jeszcze tego nie robiłem i nie wiem czy… - zaczął.
- No przecież ja też nie! Chcę przeżyć …
- Ale ty nie jesteś potworem! – tym razem to on jej przerwał – To ja nim jestem.
- Słuchaj Lupin – jej głos był stanowczy – To nic nie znaczy rozumiesz! To nic nie zmienia! W niczym nie przeszkadza! Zrozum, kocham cię…
- Ja ciebie też, Ann. Tylko, że … - nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo dziewczyna złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Od razu go odwzajemnił, pragnął tej bliskości. Całowali się coraz mniej delikatnie. Blondynka w pewnej chwili upuściła swoje notatki. Zaczęła się kłaść. Remus również się położył, podpierając się jedną ręką, żeby nie przygnieść dziewczyny.
- Obiecaj mi, że dzisiaj spróbujemy – Ann patrzyła prosto w oczy swojego chłopaka.
- Ann…
- Obiecaj – powtórzyła.
- Obiecuję – pocałował ją w nos. Oboje uśmiechnęli się szeroko.
*****
Złapała go za rękę i uśmiechnęła się delikatnie. Wiatr rozwiał im włosy, ale nie przejęli się tym zbytnio. Plaża była pusta, gdyż James zaprowadził ją na małą zatoczkę, otoczoną skałami,o której wiedzieli tylko oni. Rozłożyli koc jak najbliżej wody. Była przyjemnie ciepła, gdyż zdążyła się już nagrzać.
- Posmarujesz mi plecki? -spytała Lily z niewinnym uśmiechem. Kiwnął ochoczo głową. Dziewczyna ściągnęła sukienkę, ukazując zielone bikini. Położyła się na plecach, a on delikatnie usiadł jej na lędźwiach i sięgnął po olejek do opalania. Zaczął rozsmarowywać płyn po jej plecach, niekiedy zahaczając o żebra i o piersi.
- Ciekawe co u Petera i Penelopy? - wymruczała Lily.
- Mam nadzieję, że bawią się równie dobrze, jak my - odparł. Zszedł z niej i położył się na brzuchu - Teraz ty!
Rudowłosa zaśmiała się cicho, ale usiadła na nim i prosto z tubki wyleciało kilka lodowatych kropel.
- Zimne! - jęknął. Zachichotała cicho i przejechała dłońmi po jego umięśnionych plecach. Każda kobieta zabiłaby za takiego chłopaka, a on wybrał ją! Później przeszła na równie umięśnione ramiona, które tak wspaniale potrafiły dodać jej otuchy i przyjemności.
Zeszła z niego i przewróciła na plecy. Z cichym westchnieniem z powrotem usiadła,tym razem nieco poniżej brzucha.
O tak,to była jej ulubiona część jego ciała. Wspaniały brzuch, z tak zwanym kaloryferem. Mogła godzinami go tam masować i napawać się samym widokiem.
- Cieszę się, że znalazł dziewczynę - przyznał James- Przynajmniej nie będzie się złościł, że my ciągle znikamy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że znalazł dziewczynę...
- James, każdy zasługuje na miłość - skarciła go dziewczyna - i cieszę się, że i Peter ją znalazł.
- Ja też, w końcu to mój przyjaciel. Wiesz, możesz częściej robić mi takie masaże - stwierdził.
- Ty mi też!
-No to szykuj się na drugą rundę wieczorem! - zaśmiał się. Wstał gwałtownie i wziął ją na ręce. Nie zdążyła nawet pisnąć, a już byli oboje zanurzeni w wodzie.
- Osz ty! - krzyknęła i chlusnęła go wodą. Nie pozostawał jej dłużny. Plaża wypełniła się ich krzykami i śmiechami. W pewnej chwili, gdy James szykował się na kolejny atak, Lily wskoczyła na niego, oplatając jego miednicę nogami. Pocałowała go namiętnie. Jego ręka sięgnęła do zapięcia góry jej bikini.
Na pocałunkach się nie skończyło.
***
Po obiedzie znowu postanowili wybrać się na plażę. Tym razem wszyscy w wyśmienitych humorach. Lily i Dorcas szły na przedzie trochę narzekając. Lily robiła sobie wyrzuty z powody tego, że tak mało czasu spędzała na słońcu. Dorcas natomiast narzekała na to, że przy Syriuszu, który w kąpielówkach wygląda jak grecki bóg ona wygląda szaro i poniżej przeciętnej.
- Ej, co to za dziwna piłka? – zapytał nagle James. Przebiegł kawałek i podniósł z ziemi piłkę do siatkówki.
- Oo to piłka do siatkówki – odpowiedziała Lily – Taki mugolski sport – dodała widząc zdezorientowane spojrzenia części przyjaciół.
- Dziwna – mruknął James.
- Uwielbiam grać w siatkówkę! – krzyknęła Alicja – Brat mnie nauczył! Ha! Wreszcie coś w czym będę od was lepsza! – tu spojrzała na Jamesa i Syriusza.
- Pewna jesteś? – zapytał Syriusz z zaczepnym uśmieszkiem – Pokaż nam jak się gra!
***
Frank, Remus, Ann, Dorcas i Lily grali w Eksplodującego Durnia. Alicja, Syriusz i James grali w siatkówkę. Oczywiście od razu się okazało, że chłopcy są stworzeni do tej gry.
- Na pewno gracie po raz pierwszy? – zapytała Ala, kiedy pokazywała im jak odbijać, a im szło świetnie. Odpowiedzieli jej jedynie pewnymi siebie uśmiechami.
***
- Może by tak zagrać na dwie talie? – zapytał Frank – Macie drugą?
- Jasne, przyniosę – Dor pobiegła do swojej torby. Miała na sobie krótką sukienkę. Gdy nachylała się po karty była zwrócona tyłem do trójki stojącej nieopodal Krukonów. Ci jak ja komendę odwrócili się w jej stronę. Wręcz pożerali ją wzrokiem.
Syriusz, który oczywiście przyglądał się tej sytuacji, zakipiał ze złości. On też patrzył na Meadowes pożądliwym wzrokiem. Ale on miał do tego pełne prawo! Była jego dziewczyną do cholery! Kiedy Rogacz odbił do niego piłkę, ten niby przypadkowo skierował piłkę w stronę grupki Krukonów. Piłka trafiła prosto w głowę blondyna stojące najbliżej.
- Sorry chłopaki! Mój błąd! – krzyknął do nich Łapa. Oni tylko mruknęli pod nosem coś złowrogiego i odrzucili mu piłkę. Dorcas, która już się wyprostowała patrzyła spod mrużonych oczu na swojego chłopaka. James, który dobrze znał ton i wyraz twarzy przyjaciela parsknął śmiechem. Podszedł do niego i zabrał mu piłkę.
- Co to miało być, Syriuszku? – zapytał.
- Ci kretyni gapili się bezczelnie na tyłek Meadowes – w odpowiedzi Potter znowu parsknął śmiechem.
- No co? To moja dziewczyna do cholery!
- Zazdrośnik z ciebie Łapciu – pokręcił głową z rozbawieniem i odszedł kawałek. Wznowił grę odbijając piłkę w stronę Alicji.
****
Nadszedł wieczór i wyczekiwana impreza. Lily i Dor szykowały się w swoim namiocie. Evans miała na sobie granatową sukienkę przed kolano. Włosy rozpuściła i delikatnie zakręciła. Dorcas postawiła na czerwień. Miała czerwoną sukienkę również przed kolano, usta i paznokcie pomalowane na krwiście czerwony kolor.
- Jak myślisz będzie Ognista? – zapytała brunetka malując rzęsy.
- Proszę cię, impreza z udziałem Huncwotów bez Ognistej? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Ruda. Dor się jedynie zaśmiała.
- Gadałaś z Ann? – zapytała po Lily.
- O czym? O tym co działo się na plaży jak zostawiliśmy ich samych? Czy o tym co się działo, a raczej nie działo w nocy?
- I o tym i o tym.
- Gadałam przez chwilę, chyba była przybita, ale już jest dobrze.
- Czyli możemy się spodziewać, że ona i Lunio za długo na imprezie nie zabawią, hę?
- No ja mam nadzieję.
- Nadzieję w związku z czym? – zapytał Syriusz, który właśnie wszedł do namiotu.
- Nadzieje, że mój chłopak nie zrobi mi dzisiaj obciachu – odpowiedziała zadziornie.
- Obciachu? Ja? Nie mam pojęcia czego ty się obawiasz.
- Tego, że po nastym kieliszku Ognistej zapomnisz o bożym świecie i będę cię musiała potem holować do łóżka.
- Ha ha, lubię twój cięty język kochanie, ale nie bądź taką złośnicą, bo sobie rozmażesz ten perfekcyjny makijaż – Black uśmiechał się drwiąco.
- Coś ci się nie podoba w tym jak wyglądam? Będziesz musiał to przeżyć – zatkała tusz do rzęs i rzuciła do w stronę Lily, która ledwo go złapała.
- Ależ skąd. Wyglądasz jak milion galeonów – przywołał ją do siebie ręką.
- Ta sama droga – Dor pozostawała niedostępna.
- W takim razie czekam na ciebie na zewnątrz, ty najseksowniejszy i najbardziej uparty osiołku na świecie – puścił jej oko i wyszedł na zewnątrz.
****
Muzyka płynęła znikąd. Lily nie miała czasu zastanawiać się jakie ktoś rzucił zaklęcie, żeby tak się działo. Tańczyła właśnie w rytm jakiejś skoczniej piosenki z Jamesem, który był urodzonym tancerzem. Bawiła się świetnie. Jej przyjaciele również. No może z małym wyjątkiem.
Syriusz i Dorcas podeszli do stolików z jedzeniem. Dziewczyna nalała sobie do szklanki piwa kremowego. Syriusz wybrał Ognistą. Gdy skończył nalewać sobie obok zobaczył drugą szklankę. Trzymała ją jakaś blondynka, chyba Puchonka.
- Mógłbyś? – zapytała i zatrzepotała rzęsami. Syriusz nalał jej whisky. Dziewczyna wzięła od niego szklanką. Ewidentnie do niego wzdychała. Dorcas, która się temu uważnie przyglądała, aż kipiała ze złości. I jeszcze ten uśmieszek Łapy, jakby … zalotny? O nie tego już za wiele, pomyślała.
- Złotko – zwróciła się do blondyny – A czy ty mogłabyś się gdzieś ulotnić? Zaburzasz nam przestrzeń osobistą – uśmiechnęła się uroczo.
Puchonka spojrzała na nią ze złością. Posłała pełne nadziei spojrzenie w stronę Blacka. Ten jednak nie zaszczycił ją nawet sekunda spojrzenia. Wypatrywał się jak w obrazek w swoją dziewczynę. Blondynka odeszła zrezygnowana. Meadowes zadowolona z siebie pociągnęła duży łyk kremowego.
- Nie musisz być taka zazdrosna – Syriusz chciał ją objąć, ale się odsunęła.
- Ja? Zazdrosna?
- No a co to przed chwilą było?
- Och, a może powiesz mi co ty była dziś po południu? Tak jakoś niechcący wcelowałeś w głowę tego Krukona?
- Tak, niechcący.
- Jesteś beznadziejnym kłamcą, wiesz? – odstawiła z impetem szklankę – I daruj sobie komentarze na temat tego, że jestem zazdrosna, bo sam nie jesteś lepszy.
- Ja wcale nie jestem zazdrosny! Preferuję trochę wolności w związku!
- Czyżby? Czyli nie masz nic przeciwko temu, żeby tego podeszła do jakiegoś typa i zaczęła robić do niego maślane oczy?
- Oczywiście, że nie!
- No to super! Żegnam! – I odeszła w stronę stojącego niedaleko Krukona, jednego z tych z plaży. Syriusz prychnął. Wcale nie był zazdrosny. Ani trochę. Spojrzał na swoją dziewczynę uśmiechającą się słodko do jakiegoś już lekko wstawionego kolesia. Zacisnął dłoń w pięść. No dobra, może był odrobinę zazdrosny. W końcu ją kochał, to chyba normalne. Jeszcze ona wyglądała jak… jak chodząca seksbomba. Przełknął głośno ślinę. Był zazdrosny. Był cholernie zazdrosny. Trudno jego duma trochę ucierpi. Ale Dorcas jest jego i nikt nie będzie patrzył na nią w tej sposób. Pociągnął łyk ognistej i ruszył przerwać tą sielankę.
Szedł pewnym siebie krokiem. Kiedy doszedł do Dor i nieznanego mu chłopaka, mruknął w jego stronę „Przepraszam” tak jakby chciał, żeby zszedł mu z drogi. Kiedy jednak wszedł pomiędzy nich, błyskawicznie obrócił się w stronę Dorcas i bez ogródek pocałował ją w usta. Tak jak się spodziewał, dziewczyna od razu odwzajemniła pocałunek,odsuwając się od oniemiałego Krukona.
Nikt nie zauważył,jak Anni Remus znikają i Alicja i Frank oddalają się plażą.
*****
Głośny, dziewczęcy śmiech poniósł się w powietrzu, znikając wraz z szalejącym wiatrem. Na niebie już od paru minut widniały gwiazdy. Para zakochanych wspinała się coraz to wyżej,na wysoko położony taras widokowy,na który nikt jakoś chętnie nie wchodził. Może właśnie dlatego, że wędrowało się tam aż cztery godziny?
- Nareszcie! - wykrzyknęła z ulgą Alicja, siadając na ławeczce, postawionej blisko krawędzi wydmy.
Frank usiadł obok niej, a ona położyła mu głowę na ramieniu.
- Ślicznie tu...- szepnęła i splotła ich dłonie.
- Ty jesteś śliczniejsza...
Zarumieniła się wdzięcznie. Mimo, iż są parą już dość długo, nadal reaguje na jego słowa i gesty tak samo jak na początku znajomości.

Retrospekcja
Alicja zdenerwowana szła szybko korytarzem. Książki co chwila wymykały jej się z rąk. Nagle wpadła na jakiegoś chłopaka i wszystko, co miała w rękach wysypało się na posadzkę. Podniosła wzrok i ujrzała ciepłe oczy, wpatrujące się w jej z zakłopotaniem.
- Przepraszam, Frank. Nie zauważyłam Cię-powiedziała cicho i uśmiechnęła się niepewnie.
- Nic się stało, ja też mogłem patrzeć gdzie idę. To może w ramach przeprosin zaproszę Cię na kawę, co? - nie wiedzieli, czemu szeptają. Może nie chcieli zniszczyć magii?
Serce Alicji zatańczyło szalony taniec szczęścia. Kiwnęła głową mocno zarumieniona. Gdy sięgali po tą samą książkę i nie chcący ich dłonie styknęły się, przeszedł ich bardzo przyjemny dreszcz.

Frank rozłożył koc na gorącym piasku i wyciągnął z plecaka termos.Gdy dziewczyna nie patrzyła, wyczarował biały baldachim i kilkanaście świeczek. Alicja zachęcona wizją ciepłego napoju usiadła szybko obok niego. Westchnęła, gdy zobaczyła blask świeczek. Uśmiechnęli się do siebie ciepło i wzięli łyka napoju.
- Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - spytał znienacka Frank.
- Oczywiście. Wpadłeś na mnie i wyrzuciłeś mi książki! - zachichotała.
- Jasne, to ty  na mnie wpadłaś. Ale nie o to chodzi.
- A o co? - spytała dotykając jego policzka.
- Wiesz, długo już jesteśmy razem. Ale przetrwaliśmy właśnie takie wypadki, kłótnie i inne rzeczy, których inni nie zdołaliby przezwyciężyć. A nam się udało. Kto wie, co będzie po Hogwarcie? Czy zerwiemy kontakt...
Serce Alicji mocniej zabiło. Czyżby...?
- I wiem jedno, Ala. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham Cię i chcę dzielić z Tobą reszte życia - klęknął na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni małe, aksamitne pudełeczko- Czy ty, Alicjo Breaks, wyjdziesz za mnie? Obiecuję, że codziennie na śniadanie będę robił ci twoje ulubione naleśniki z jagodami.
   Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać słone krople. Uśmiechnęła się przez łzy i objęła chłopaka jak najmocniej potrafiła.
-Tak...-wyszeptała wprost do jego ucha.
Frank wsunął na jej serdeczny palec śliczny złoty pierścionek z brylancikami, ułożonymi w dwa łuki.
- Kocham Cię! -zdążyła wykrzyczeć, gdy zamknął jej usta gorącym pocałunkiem.
******
Remus i Ann (:


Syriusz i Dorcas :D




James i Lily :)




Alicja i Frank : )



niedziela, 17 marca 2013

37. Słodkie noce

Na początku chciałybyśmy podziękować BLOODYAnn za świetny nagłówek.
Przepraszamy,że nie dodałyśmy notki wczoraj,ale wiecie,siły wyższe zadziałały.
Zapraszamy do lektury,mamy nadzieję,że nadmiar miłości wam nie przeszkodzi;)
Lily i Kath.
PS. Przykro mi,że nowe zdjęcia Wam się nie podobają,ale absolutnie nie mam zamirau usuwać mojego ukochanego i seksownego aktora,Aarona.Jakoś dacie radę. Zobaczcie sobie na grafice,jakie z niego ciacho.
Lilka.
******^^^****
 - Wow - wydukała Lily.
 - No - odpowiedziała Dorcas. Tą jakże inteligentną rozmowę przerwał krzyk profesora Slughorna.
 - Uwaga! Gryffindor idzie na skraj lasu, Ravenclaw po drugiej stronie na polanie, Hufelpuff na polu namiotowym, a Slytherin na samej plaży. W razie problemów, nauczyciele są pod największym bukiem na plaży. Zrozumiano? - profesor odetchnął głęboko.
                Lily z zachwytem patrzyła na odbijające się od brzegu fale. Piasek był przyjemnie ciepły, słońce grzało. Lekki wietrzyk rozwiewał im włosy. Bajka. Rudowłosa spojrzała na twarze swoich przyjaciół. Remus i Ann rozmawiali przyciszonymi głosami co chwilę chichocząc. Słodko razem wyglądali. Alicja wskoczyła na plecy swojego chłopaka i teraz razem zataczali się w kierunki morza. Syriusz wzniósł głowę ku słońcu, musiał przy tym zamknąć oczy. James perfidnie to wykorzystał. Podszedł od tyłu do przyjaciela i wsypał mu garść piasku za koszulkę. Black zaczął podskakiwać energicznie, żeby pozbyć się drobinek. Lily parsknęła śmiechem. Syriusz odwrócił się do Jamesa, założył ręce na biodra jak oburzona panienka i patrzył na przyjaciela z wymalowaną na twarzy chęcią zemsty. Rogacz uśmiechał się do niego niewinnie. Stali tak przez kilka sekund, po czym Syriusz błyskawicznie dobył różdżki i skierował w Pottera strumień wody. James ponownie obsypał przyjaciela piachem. Po kilkudziesięciu sekundach mini pojedynku obaj byli cali umorusani mokrym piachem. Dorcas postała na to wszystko obojętna i rozsiadła się wygodnie na ziemi, ciesząc się słonecznymi promieniami. Ta dziewczyna urodziła się na słońcu!, pomyślała Lily. Od zawsze zazdrościła jej ciemnej karnacji. James, który skończył właśnie wygłupy z Blackiem chwycił ją za rękę i poprowadził do namiotu.
                Był mały, a kolor miał brązowy. Lily niepewnie przeszła przez płachty, a jej oczom ukazała się duża przestrzeń i znów wyglądała jak Pokój Wspólny Gryffindoru, oprócz dwóch dużych łóżek stojących po bokach.
 - Przyszedłem odłożyć twój bagaż - mruknął James. Położył torby na ziemi i już wychodził, gdy zatrzymał go głos Rudej.
- A ty gdzie się wybierasz ? - spytała.
- To nie są namioty damsko - męskie. Ty jesteś z Dorcas, ja z Syriuszem - oznajmił z uśmiechem i pocałował ją w czoło. Lily uniosła brwi. Przecież ona musi być w namiocie z Jamesem!
- Ale mieśmy… - zaczęła. Potter uśmiechnął się łobuzersko, nachylił się ku niej. Musnął ciepłymi wargami jej szyję.
                - Mieliśmy, co? – wymruczał jej do ucha. W tej chwili to namiotu wpadła Dorcas. Była brudna od mokrego piasku dwa razy bardziej niż Huncwoci kilka chwil temu. Na ten widok Lily i James parsknęli śmiechem.
- Dor, brudasie, co się stało? – zapytała rozbawiona Lily.
- Black – syknęła krótko i zaczęła czyścić się różdżką. James parsknął jeszcze śmiechem, puścił oko do Rudej i wyszedł z namiotu.
- Słyszałaś, że jesteśmy z namiocie same, zupełnie same … - odezwała się z westchnieniem Lily po chwili milczenia.
 - Co? – brunetka spojrzała na nią pytając – Aa, wybacz nie zrozumiałam aluzji. Może uda nam się jakoś wymknąć do chłopaków jak już wszyscy pójdą spać.
                Lily zaświtał w głowie jeden bardzo banalny pomysł. Wzięła Dor za rękę i pociągnęła w stronę namiotu chłopaków. Weszły do środka.
 - No ja nie wierzę! Jesteśmy tu od pięciu minut, a wy już macie bałagan!
Syriusz machnął różdżką i pokój zalśnił czystością.
- Już się za nami stęskniłyście ? - spytał Rogacz podchodząc do nich.
- Nie o to chodzi. No bo wiecie, nie moglibyśmy się...wymienić?
********
                Syriusz i James siedzieli przy ognisku nieopodal terenu zajmowanego przez Gryfonów. Leniwie przeżuwali fasolki wszystkich smaków. Słońce już zaszło. Cały dzień spędzili wygłupiając się wszyscy razem na plaży. To był udany dzień, obaj tak uważali, jednak teraz, kiedy przyszła noc, mieli ochotę na rozrywki innego rodzaju. W pewniej chwili dołączył do nich Remus, minę miał nie za ciekawą.
- Co jest Luniek? – zapytał James.
- A nic – odparł wzdychając – Wiecie musiałem ulotnić się z namiotu. Frank i Alicja mieli do omówienia … kilka spraw.
- Taa… - mrukną Łapa i uśmiechnął się znacząco – A ty gdzie masz Ann?
- Pewnie jest w swoim namiocie.
- To czemu do niej nie pójdziesz? – zapytał Rogacz i skrzywił się, bo właśnie połknął fasolkę, której smak przypomniał nieświeżą rybę.
- Właściwie to chodzi o to – zaczął Lupin uśmiechając się smutno – że ona chyba tam na mnie czeka.
- No jasne, że czeka – Syriusz wywrócił oczami – Niby taki inteligentny, a czasem jak błyśniesz głupotą to ręce opadają.
- Tyle, że my no wiesz … - policzki Remusa zapłonęły czerwienią – Jeszcze tego nie robiliśmy. Ja nie mogę… nie to, że nie chcę, ale po prostu nie mogę.
Na te słowa Syriusz i James wyprostowali się i przyjęli poważne miny, jakby już to wcześniej ćwiczyli.
- Niby czemu nie możesz ? – chciał wiedzieć James – Ze względu na twój mały futerkowy problem ? – kiedy Lupin potwierdził to skinieniem głowy, ten parsknął śmiechem.
- No i z czego się śmiejesz? – oburzył się Remus.
- Stary, bo to jest śmieszne! – zawołał Rogaty – W czym to, że jesteś wilkołakiem, miałoby wam przeszkadzać ? – zapytał już przyciszonym głosem.
- No przecież wiesz, że mogę się nie pohamować, albo co …
- Rogacz ma racje! – odezwał się tym razem Syriusz – nie możesz rezygnować z chwil przyjemności i szczęścia, tylko ze względu na TO.
- Nie wiem, może… - wymamrotał Lunatyk – Muszę jeszcze pomyśleć, idę się przejść – dodał wstając.
- Powodzenia! – krzyknął za nim James.
- Powodzenia w czym? – zapytała Lily, która właśnie zmaterializowała się wraz z Dorcas obok niego i Syriusza.
- W niczym, niczym – odpowiedział za Jamesa Łapa. Popatrzył na Dor i poklepał miejsca obok siebie na ziemi. W tym samym czasie Rogacz wstał i podszedł do Lily. Kiedy mijał się z Dorcas szepnął jej do ucha:
- Nie rozwalcie namiotu.
- Wy też oszczędzicie przynajmniej MOJE łóżko – odszeptała i pokazała mu język. Usadowiła się wygodnie obok Syriusza.
                James złapał rudowłosą za rękę i przyciągnął do siebie. Lily przejechała palcem po linii jego żuchwy.
- Poczekasz na mnie chwilkę? – zapytała cichutko – Pójdę się przebrać w coś… odpowiedniejszego.
- Nie karz mi czekać za długo – Rogacz uśmiechnął się rozbrajająco. Ruda wyswobodziła się z jego objęć i zaczęła iść w stronę namiotu. Przeszła parę kroków i odwróciła się, jakby czegoś zapomniała.
- James... 
- Ja ciebie bardziej, Lily – przerwał jej huncwot uśmiechając się uroczo. Lily odwzajemniła uśmiech i ponownie ruszyła do swojego namiotu.
*****
- Ja ciebie bardziej, Lily – słysząc słowa Jamesa, Dorcas zesztywniała. Wbiła intensywne spojrzenie w swojego chłopaka. Strąciła jego rękę spoczywającą na jej biodrze. Syriusz spojrzał na nią pytająco.
                Przeżył szok, kiedy napotkał jej spojrzenie. Zobaczył w nich wyrzut. Nie to było najgorsze. Widział w nich szczery smutek. Jej twarz wyrażała mnóstwo emocji. Od nadziei do smutku. Od oburzenia po rozczarowanie. Dolna warga jej idealnych ust drgała lekko. Patrzyła prosto w Jego oczy.
                Siedzieli tak przez parę chwil, wpatrując się w siebie. Syriusz nie wiedział co zrobić. Przecież nawet nic nie powiedział! Nic nie zrobił!
- Coś się stało? – zapytał oniemiały. W Dorcas coś pękło. Kochała go! Kochała go całym sercem! Ale skąd miała wiedzieć czy on też ją kocha, skoro nie powiedział jej tego nawet raz! Zerwała się na równe nogi. Patrzyła na Łapę z góry, teraz już ze łzami w oczach.
- Czy tobie w ogóle zależy ?! – zapytała łamiącym głosem. Nie uzyskała odpowiedzi przez dobrą chwilę, więc odwróciła się na pięcie i uciekła między drzewa.
 - Dor! Hej! Dor! – Syriusz zerwał się z miejsca – Co to było?!
James obserwujący tą scenę z boku, otworzył usta ze zdziwienia.
- No co to było, do cholery?! – powtórzył pytanie Black.
- Słuchaj… - Rogacz otrząsnął się ze zdziwienie. Znał odpowiedź na pytanie przyjaciela. Była prosta, przynajmniej dla niego. Nie wiedział tylko jak to delikatnie wytłumaczyć Syriuszowi – Czy ty jej kiedykolwiek powiedziałeś, że ja kochasz? Że ci na niej zależy?
- No … nie – wymamrotał Łapa.
- A kochasz ją w ogóle? – zapytał James uważnie przyglądając się przyjacielowi.
- Chyba… - Black energicznie potrząsnął głową – Nie no oczywiście, że kocham!
- To ja nie wiedzę problemu! – Potter wzruszył ramionami – Tylko, że stary ty jej powinieneś to powiedzieć. I to nie raz, powinieneś jej to mówić często. Zdaję mi się, że kobiety tego potrzebują, czy coś.
- Ale to trudne – Syriusz był wyraźnie zmieszany – Nigdy nikomu nie wyznawałem miłości, w domu rodzice – przy tym słowie się zaciął jakby nie mogło mu ona przejść przez gardło – nigdy tego nie robili, wobec siebie czy swoich dzieci …
- To wcale nie jest trudne – James poklepał przyjaciela po ramieniu – Jeśli serio ją kochasz, to żadne wyzwanie. A teraz wybacz mi, moja dziewczyna na mnie czeka. I radzę ci, żebyś ruszył swój psi tyłek i poszukał swojej, bo ona raczej długo czekać na ciebie nie będzie.
*********
                Lily spojrzała w lustro i zaczerwieniła się aż po cebulki włosów. Miała założoną zieloną bieliznę z koronką i kapelusik na głowie. Włosy miała rozpuszczone. Ostatni raz przejechała perfumem po obojczykach. Troszkę się denerwowała, ponieważ robili to dość dawno. Ostatni raz na randce w zeszłym miesiącu. Potem tego nie powtarzali, chociaż oboje chcieli. Jakoś nie było czasu.  Zaczerpnęła powietrza. Otworzyła drzwi. Oparła się o framugę i spojrzała na Jamesa, który leżał na jej łóżku. Gdy na nią spojrzał, oczy mu się zaświeciły. Odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się. Lily również parsknęła śmiechem i podeszła do łóżka. Na czworakach zawisła nad chłopakiem i delikatnie ściągnęła mu okulary. Pocałowała go w nos, a później wpiła się w jego słodkie usta. Ręce Jamesa objęły ją w pasie i przyciągnęły do siebie. Przewrócili się tak, że to Lily leżała teraz pod chłopakiem. Ustami zaczął zaznaczać ślad od ucha, do pępka. Połaskotał oddechem jej płaski brzuch, a ona zachichotała wraz z nim. Już zapomniał, że ma tam gilgotki. Westchnęła głośno, gdy pozbył się biustonosza.
- Wycisz-szyłeś namiot ? -jęknęła.
Odpowiedział jej tylko pomruk. Z błogim uśmiechem zdjęła mu koszulkę i przewróciła go na plecy. Językiem sunęła po jego wspaniale wyrzeźbionym brzuchu, który zawsze przyprawiał ją o dreszcze. James złapał ją za ramiona i przekręcił tak, że teraz to jego wargi jeździły po brzuchu dziewczyny. Błądził ustami i językiem wzdłuż linii jej majtek. W okolicach jej pępka pozostawił ze dwie malinki. Stopniowo przenosił się wyżej muskając wargami jej nagie piersi. Kiedy całował ją po obojczyku, Lily objęła go rękoma, opuszki palców wbiła w jego silne plecy. Powili się podnieśli teraz całując się namiętnie w usta. Klęczeli naprzeciw siebie delektując się dotykiem swoich ciał. Oddech Jamesa stał się szybszy, gdy odpięła spodnie. Nie pozostał jej dłużny. Zsunął z niej skąpe majtki, a ona prawie w tym samym czasie jego bokserki.
- Kocham Cię - zdążyła wyszeptać, gdy delikatnie w nią wszedł.
Ten wieczór na pewno zapamiętają na długo. Turlali się po całym łóżku, śmiejąc się słodko, całując szaleńczo i kochając się pięknie. Taka upojna noc na pewno zapadnie im na długo w pamięci. A dowodem tego, był mały, zielony kapelusik na lampie, oraz rozerwany biustonosz na komodzie.
**********
                Syriusz szukał swojej dziewczyny przez jakieś 5 minut. Kiedy wreszcie ją znalazł przeklął samego siebie w duchu. Stała oparta o drzewo, twarz ukryła w dłoniach. Płakała. Nienawidził tego. A teraz płacze przez niego. Podszedł do niej po cichutku i delikatnie odciągnął jej dłoń od zapłakanej twarzy. Dyszała ciężko. Syriuszowi zakręciło się w głowie. Wyglądała niesamowicie seksownie z potarganymi włosami, błyszczącą twarzą, cała rozgrzana. Patrzyła na niego swoimi pięknymi oczami, przełknął głośno ślinę. James miał racje. Powinien jej to powiedzieć już dawno.
- Dorcas … - wyszeptał i pogłaskał delikatnie jej gorący policzek.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytała i opuściła głowę. Black złapał ją za podbródek tak, żeby patrzyła mu w oczu.
- Chciałem ci powiedzieć – zaczął słabym głosem, skarcił się za to w myślach. Odchrząknął i powiedział już normalnym, pewnym siebie głosem: - Kocham cię, Dorcas.
                Reakcja Dorcas na te słowa była natychmiastowa. Rzuciła się na chłopaka łapczywie wpijając się w jego usta. Chłopaka od razu odwzajemni pocałunek. Całował się w życiu wiele razy. Wiele razy całował się z samą Dorcas. Była dobra w te klocki, najlepsza. Ale tak jak teraz, się jeszcze nie całował! Usta dziewczyny dawały mu nieopisaną rozkosz. Ręce Syriusza powędrowały do jędrnych pośladków dziewczyny. Ta podskoczyła i oplotła Blacka nogami. Trzymał ją na rękach nadal całując namiętnie. Wkładając w te pocałunki całego siebie. Byli w takiej pozycji, że teraz to Dorcas patrzyła na niego z góry. Jedną ręką targała jego ciemne włosy, drugą jeździła mu po plecach. Black oderwał się od jej ust i zaczął obcałowywać jej obojczyk schodząc w dół, aż do dekoltu.
 - Kocham cię – powtórzył między pocałunkami.
- Ja ciebie też, Black – odpowiedziała i zeskoczyła na ziemię. Ich usta znowu się odnalazły. Syriusz popchnął delikatnie dziewczynę tak, żeby plecami opierała się o drzewo. Wsunął język między jej wargi, co przyjęła z cichutkim jękiem. Całowali się tak przed dłuższą chwilę. Odrywali się od siebie te króciutkie momenty, w których to zajmowali się składaniem pocałunków na swoich szyjach.  
                W pewnej chwili brunetka wsunęła rękę pod koszulkę chłopaka sprawiając tym samym, że krew zaczęła w nim szybciej buzować. On również wsunął swoją dłoń pod bluzkę dziewczyn, nie poprzestał na tym i włożył rękę pod jej stanik. Pod Dorcas ugięły się nogi i gdyby nie to, że Black ją trzyma pewnie już dawno leżałaby na ziemi z mięśniami jak z waty. Oboje doskonale wiedzieli co się na chwilę wydarzy. A Dorcas wolałabym przenieść się w bardziej odpowiednie miejsce. Oderwali się od siebie. Stykali się czołami dysząc ciężko.
- Do namiotu? – szepnął Syriusz.
- Do namiotu – zgodziła się dziewczyna.
Ruszyli szybkim krokiem. Nie chcieli się dotykać, ponieważ oboje raczej by nie wytrzymali czasu zajmującego dojście do namiotu gdyby chociaż delikatnie musnęli się ciałami. Black rzucał pełne pożądania spojrzenia dziewczynie, która próbowała jakoś ogarnąć swoje włosy i wyrównać oddech. Oboje byli rozgrzani, Łapa był pewnie cały czerwony, ale zbytnio się tym nie przejął. Odprowadzeni wzrokiem ciekawski uczniów Hogwartu w końcu doszli do namiotu. Syriusz wpuścił dziewczynę pierwszą. Ta zatrzymała kilka kroków od wejścia. Black podszedł do niej, odgarnął jej włosy z karku i zaczął składać na nim pocałunki. Dorcas odwróciła się do niego przodem i znowu złączyli się w namiętnym pocałunku. Przesuwali się powoli z stronę łóżka. Pocałunki Syriusza stawały się coraz bardziej namiętne. Dorcas zaczęła wyczuwać w nich nutkę brutalności. O słodki Merlinie!, jęknęła w myślach, ale nie dlatego, że całował ją w taki sposób, tylko dlatego, że to tak bardzo jej się podobało.
                Łapa zaczął ściągać bluzkę z dziewczyny. Dorcas zajęła się swoimi spodenkami i po kilku sekundach wylądowała na łóżku w samej bieliźnie. Syriusz jedną ręką podtrzymywał się, żeby nie przygnieść brunetki, a drugą jeździł jej po brzuchu. Kiedy Dorcas pozbawiła swojego chłopaka koszulki coś jej się przypomniało. Odepchnęła lekko Syriusza, który właśnie składał pocałunki na jej piersiach.
- O co chodzi? – zapytał Black trochę niecierpliwym tonem. W odpowiedzi brunetka sięgnęła po swoją różdżkę i rzuciła na namiot zaklęcie wyciszające.
- Co boisz się, że te ciekawskie bachory zlecą się, żeby popatrzeć? – zapytał Syriusz z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie, boję się, że pomyślą, że robię ci krzywdę, jak usłyszą twoje jęki – odpowiedziała zadziornie.
- Moje jęki?
- A co może nie? – Dorcas uśmiechnęła się zmysłowo – Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam drzeć się w niebogłosy – szepnęła  uwodzicielskim głosem. Łapa wypuścił głośno powietrze z płuc, trącił nosem o szyję brunetki i jęknął jak mały szczeniaczek. Dorcas zaśmiała się dźwięcznie i pociągnęła Syriusza z powrotem do pozycji leżącej. Usiadła na nim okrakiem i odpięła guzik jego spodni. Black coraz bardziej zniecierpliwiony wstał i sam się ich pozbył.
              Zaczął składać pocałunki na talii dziewczyny. Dolną wargą zaznaczył koło wokół jej pępka. Ona zaś jęczała cichutko i bawiła się jego włosami. Kiedy zębami zaczął zdejmować jej majtki, muskając ją przy tym wargami z jej gardła wyrwał się krótki okrzyk. Black zachichotał i pozbył się jej biustonosza. Dorcas delikatnie drżącymi z podniecenia palcami zdjęła mu bokserki. Kiedy zaczęli się kochać była w stu procentach pewna, że nic nie zburzy jej szczęścia. 


piątek, 8 marca 2013

36.Dziwactwa panny Evans.


Taki pomysł wpadł naszej wspaniałej Kath;)
Mamy nadzieję,że Wam się spodoba.
PS.Chyba wiadomo, kto pisał te najbardziej zboczone teksty, no nie? Przyznaję się bez bicia, to ja, Lilka ;)
Zapraszamy do czytania!
Lilka i Kath.


Lily westchnęła ciężko. Po raz czwarty przeczytała to samo zdanie. Nadal nie zastanawiała się nad jego sensem. Po prostu odruchowo łączyła litery w sylaby, sylaby w wyrazy. W końcu wyrazy w jedno puste zdanie. Równie dobrze mogłoby być napisane po chińsku, zrozumiała by z niego tyle samo. Była to dla niej nowość. Zawsze była najlepszą uczennicą, najpilniejszą. Nigdy nie miała problemów z nauką, nie potrzebowała dużo czasu, żeby odnaleźć się w czymś nowym. Teraz jednak zupełnie nie potrafiła się skupić. Możliwe, że było to wywołane tym, że najzwyczajniej w świecie nie miała ochoty na naukę. Możliwe też, że miała ze sto różnych pomysłów na to jak wolałaby spędzić to popołudnie. Tak, Lily Evans, ta Lily Evans, ma dosyć siedzenia w bibliotece. „Do czego to doszło” pomyślała z rozbawieniem. Najbardziej możliwe jest jednak to, że rozpraszała ją osoba siedząca tuż obok. Tą osobą był nie kto inny, jak trudzący się nad esejem z transmutacji James Potter. Jedna ręka rudowłosej spoczywała leniwe na stole. Okularnik jeździł powolutku palcem wskazującym po wewnętrznej części dłoni Rudej łaskocząc ją przy tym delikatnie.
Rudowłosa gryfonka znowu spróbowała skupić się na czytanej treści. Nie nic z tego. Zerknęła z ukosa na swojego chłopaka. James z pozoru wyglądał jakby był całkowicie pochłonięty wykonywaną pracą. Lily jednak znała go bardzo dobrze. Wiedziała, że myślami jest zupełnie gdzie indziej. Mogłaby się założyć, że okropnie się męczy tak siedząc i nic nie robiąc, jednak nie przerwie tego ze względu na nią. Nie chciał przerywać jej nauki, ponieważ wiedział, że to dla Lily bardzo ważne.
Niespodziewanie James podniósł wzrok na swoją ukochaną. Wydawał się trochę zdziwiony, że ta przygląda mu się z uśmiechem. Był pewny, że jest pochłonięta do reszty w podręczniku do zielarstwa. Natychmiast odłożył piórko i uśmiechnął się uroczo.
- Liluś, moja twarz jest bardziej interesująca niż pasjonujący opis jakiegoś norweskiego badyla, hę? – zapytał.
- Salmitry norweskiej, rozczochrańcu – pokazała mu język.
- Sorka, pani profesor – posłał jej powalający uśmiech – Właśnie utonąłem w pani oczach i nie orientuję się za bardzo gdzie góra a gdzie dół, więc niech pani nie wymaga ode mnie tego, że będą znał nazwę jakiegoś tam krzaka.
- Ach, Potter co ja z tobą mam… - odpowiedziała całkiem nieźle naśladując głos McGonagall  - No dobrze, ale żeby mi to było ostatni raz! Ostatni!
James ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Lily też miała trudności z opanowaniem się, ale uspokoiła się szybciej od swojego chłopaka i wróciła do męczenia podręcznika od zielarstwa. Przez chwilę panowała między nimi cisza. Nagle Ruda poczuła dłoń Jamesa spoczywającą na jej kolanie. Chłopak delikatnie przesunął dłoń w górę. Teraz spoczywała na udzie rudowłosej.
-Słyszałem,że gdzieś za tamtymi regałami... - machnął ręką gdzieś ponad dziewczyną.-...jest takie przyjemne i ciemne miejsce...
- James… - zaczęła Lily choć wcale nie chciała, żeby chłopak zabrał rękę, pod wpływem jego dotyku przechodziły ją przyjemne dreszcze – Może byśmy… - nie dane było jej dokończyć, ponieważ drzwi biblioteki otworzyły się z hukiem. Wszyscy obecni jak na komendę podnieśli głowy i spojrzeli w tamtym kierunku. Do środa wpadł Peter. Rozejrzał się z przerażaniem w oczach. Gdy tylko zobaczył Lily i Jamesa od razu ruszył biegiem w ich stronę. Gdy tylko trochę się do nich zbliżył James wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Glizdogon był czerwony jak dojrzały pomidor, lewą ręką trzymał się za wywalony na zewnątrz język, który był dwukrotnie większy niż zwykle. Wyglądał na szczerze przerażonego. Lily zatkała ręką usta, żeby powstrzymać śmiech.
- Rogacz… Lily… - zaczął niewyraźnie – Jak dobrze, że was tu spotkałem…
- Glizdek, stary co ci się stało ?! – zapytał James, nadal trzęsąc się ze śmiechu.
- No bo, ja … Byłem okropnie głodny no i chciałem iść do kuchni, ale … szedłem koło klasy do eliksirów… no i tam coś tak pięknie pachniało! Wszedłem co środka, a tam na stole leżał świeżo upieczony indyk, ja… ja się nie mogłem powstrzymać! Zjadłem trochę!
Tego rudowłosa już nie wytrzymała. Wybuchła śmiechem równocześnie z Jamesem, która na chwilę się opanował, żeby wysłuchać opowieści Petera. Teraz jednak śmiał się tak, że okulary spadły mu z nosa, a on sam ledwo trzymał się na krześle. Lily otarła łzę spływającą jej po policzku, od śmiechu zaczął boleć ją brzuch.
- Ej! Nie śmiejcie się! Pomóżcie! – krzyknął zrozpaczony Glizdek. Wszyscy obecni w bibliotece przyglądali się tej scenie. Wiele osób również się śmiało. Niestety Ruda i Rogacz musieli się choć trochę uspokoić, ponieważ w ich stronę zmierzała pani Pince. Jej twarz płonęła ze złości.
***************
Wychodząc z biblioteki Lily nadal płakała ze śmiechu. Musiała oprzeć się na ramieniu Jamesa, bo inaczej już dawno turlała by się po ziemi. Za każdym razem kiedy zerknęła na rozeźlonego Petra znowu zaczynała się śmiać.
- Na Merlina , Glizduś ulotnij się gdzieś, bo będę się śmiał do usranej śmierci – James trzymał się za brzuch i oddychał powoli, żeby jakoś się uspokoić.
- Idź do Skrzydła Szpitalnego Peter – powiedziała Lily – Tylko zrób najpierw zdjęcie, Syriusz i Dorcas też muszą to zobaczyć! – krzyknęła jeszcze za nim. Potrzebowała jeszcze chwili, żeby całkowicie się uspokoić. James podał jej rękę nadal chichocząc. Rudowłosa chwyciła jego dłoń i pomaszerowali razem w kierunku Wierzy Gryfonów.
Przechodząc przez Salę Wejściową spotkali Remusa i Ann. Szli rozmawiając o czymś z szerokimi uśmiechami.
- A wy co się tak cieszycie? – zapytał Lupin na przywitanie. W odpowiedzi Lily i James tylko parsknęli śmiechem.
- No a wy? – zapytała Ruda – Też szczerzycie się jakby odwołali jutrzejszy test z transmutacji.
- Lepiej – powiedziała Ann i uśmiechnęła się jeszcze szerzej – Słyszeliście o wyjeździe?
- Jakim wyjeździe ? – zapytał James unosząc jedną brew.
- W sobotę, jedziemy podziwiać deszcz meteorytów – odpowiedział Remus – Pierwszy taki od 430 lat. Jadą tylko ci, którzy kontynuują naukę astronomii, prefekci i członkowie drużyn Quidditcha.
- Super! To jedziemy wszyscy – ucieszył się Rogacz.
- Zapomniałeś dodać najważniejszego – wtrąciła Ann – Śpimy pod namiotami! A z nauczycieli będzie tylko sorka od astronomii i Slughorn!
- Będzie fantastycznie! – Lilka uśmiechnęła się promiennie – Super, że coś takiego zorganizowali!
- Taa – mruknął James – My też musimy coś zorganizować! Huncwoci nie mogą zostawać w tyle! Muszę pogadać z Łapą!
****************
James i Lily wbiegli do Pokoju Wspólnego z szerokimi uśmiechami na twarzach. Czarnowłosy chłopak miał w oczach ogniki. Rozejrzał się uważnie po pokoju w poszukiwaniu najlepszego przyjaciela.
- Ja lecę do dormitorium, Lil – pocałował ją krótko w usta – Syriusz pewnie odsypia, a ja muszę z nim pogadać. Widzimy się potem.
- Jasne – rudowłosa wspięła się na palce i pocałowała swojego chłopaka w policzek. James popatrzył na nią tak jakby chciał jeszcze coś powiedzieć. Powstrzymał się jednak, posłał jej promienny uśmiech i już go nie było. Lily również się uśmiechnęła i ruszyła w stronę swojego dormitorium. Gdy była w połowie drogi ze schodów zbiegła Dorcas. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest w wyśmienitym humorze. Podbiegła w podskokach do Lily i złapała ją za ręce.
- Oo, czyli już słyszałaś o wyjedzie! – rudowłosa uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Alicja mi właśnie powiedziała! – zaszczebiotała dziewczyna – Będzie cuuuudownie! Tak dawno nie byłam nad morzem! Już zaplanowałam jak urządzimy namiot! Bo mamy namiot, prawda? Lily błagam powiedz, że masz namiot!
- Ee… bardzo bym chciała to powiedzieć, ale niestety nie mam namiotu. To znaczy takiego magicznego, wiesz nigdy nie był mi potrzebny …
- O nie! Lilka no! Musimy się dostać na Pokątną! Teraz!
- Oj, Meadowes, Meadowes … - Lily westchnęła – Zapominasz o fakcie, że jesteśmy związane z cudotwórcami. Jestem pewna, że Huncwoci mają przynajmniej jeden namiot, a jeśli nie mają to oni na pewno to załatwią.
- Tak, pewnie masz racje – po kilku sekundach milczenia ruszyła w kierunku dziury pod portretem ciągnąc za sobą Lily.
- Dorcas gdzie ty mnie ciągniesz, na Merlina?!
- No jak to gdzie! Musimy się dowiedzieć kto jeszcze z nami jedzie! Muszę dopilnować, żeby nikt nie zepsuł tego wyjazdu!
********************
- Hej, Łapciu! – zwołał James po przekroczeniu progu swojego dormitorium – Łapciu wstawaj!
- Och, przymknij się – wymruczał Syriusz spod kołdry.
- Wstawaj, jak nie będziesz narzekał to może porzucam ci patyk! – Rogacz potrząsnął przyjacielem.
- Spadaj gonić znicza Rogaty! Ja chce spać!
- Ciesz się, że leżysz! Bo już być oberwał! – James jednym ruchem różdżki otworzył okno – Nie chcesz usłyszeć dobrej nowiny, to nie!
- Jakiej nowiny? – Syriusz podniósł się na łokciach.
- Jedziemy pod namioty, stary! – Rogacz wyszczerzył zęby.
- Coo?
- Smocze jajo, głupi. Pod namioty, obserwować jakieś meteoryty czy coś tam. Ale to nie ważne. Ważne jest to, że jedziemy całą epiką na 3 dni nad morze! Prawie bez żadnego nauczyciela!
- Oo! – Łapa błyskawicznie podniósł się z łóżka i zaczął szukać swojej koszulki – Pod namioty, mówisz? Nad morze? Z dziewczynami? – James w odpowiedzi pokiwał głową. Łapa ruszył znacząco brwiami i obaj wybuchli śmiechem.
***********
- O kurde! Wyobrażasz to sobie? Muszę spakować najlepszą bieliznę, strój kąpielowy...- Dorcas mamrotała coraz ciszej, wrzucając rzeczy do kufra.
- Eeee, Dorcas? Po co Ci "najlepsza bielizna"? - spytała ze zdziwieniem Alicja.
- Żartujesz? Jadę tam w końcu ze swoim chłopakiem!
- Genialny pomysł, Suniu! - pochwaliła przyjaciółkę Lily. - Wyobrażacie sobie? Seks pod gwiazdami?
Spojrzały wszystkie na siebie,po czym wybuchły radosnym śmiechem. Lily spojrzała na Ann. Na jej łóżku leżał szkolny kufer, a ona jak gdyby nigdy nic ,pakowała się do niego.
- Ann? Zdajesz sobie sprawę, że jedziemy tam tylko na niecałe trzy dni?
- Doskonale o tym wiem!
- To po co Ci cały kufer? - spytała Dorcas, sama chowając rzeczy do małej torebki, potraktowanej zaklęciem zwiększająco-zmniejszającym.
- Eh, wy nic nie rozumiecie. Muszę mieć wszystko - oświadczyła. Lily pokręciła głową i sięgnęła po torebkę Blondynki. Mruknęła coś pod nosem i machnęła różdżką. Później spojrzała niepewnie na Ann i jednym, szybkim ruchem przywołała rzeczy z jej kufra do torebki.
- EJ! - oburzyła się Ann.
- Daj spokój, Ann.
Lily pokręciła głową i sięgnęła do szuflady z bielizną. Oblała się rumieńcem, sięgając po komplet od Blacka. Niby był wysłany w żartach, ale grzechem byłoby go nie wziąć.
Ogarnęło ja jakieś dziwne podniecenie, na myśl, co będą tam wyprawiać, a przecież jadą tam obserwować gwiazdy i oderwać się od ciągłej nauki.
*************

Lily zrzuciła z siebie gwałtownie kołdrę. Wyskoczyła z łóżka i spojrzała na zegarek. Śniadanie trwa już od 20 minut! Rozejrzała się po dormitorium, żadnej z dziewczyn już nie było. A to wredoty, nie obudziły mnie!, pomyślała rudowłosa. A przecież dziś sobota! Dzień upragnionego wyjazdu! Ruda złapała wcześniej przygotowanie ubranie (rurki z jasnego jeansu, blado-różowy sweter odsłaniający jedno ramię i szare trampki) i pobiegła do łazienki. Po 10 minutach gotowa ruszyła do Wielkiej Sali.
Po drodze nie spotkała praktycznie nikogo, oprócz jednej całującej się pary. Lily przez kilka sekund stała i przyglądała się im. Nie wiedziała czemu to robi, w końcu co ją to obchodziło. Miała swojego chłopaka. Otrząsnęła się, wzruszyła ramionami i z powrotem ruszyła w drogę.
Po wejściu do Wielkiej Sali od razu skierowała się do stronę swoich przyjaciół. James podniósł głowę znad jajecznicy i uśmiechnął się promiennie do rudowłosej. Gdy ta spojrzała na chłopaka już wiedziała czemu obserwowała całującą się parę. Poczuła chęć rzucenia się na Jamesa i zaciągnięcia go do swojego dormitorium. Na Merlina, co się dzieję?! zapytała samą siebie w duchu. Znowu potrząsnęła głową i usiadła między Rogaczem a Ann.
- Cześć wszystkim – powiedziała i uśmiechnęła się. James pocałował są w policzek.
- Spałaś jak zabita, budziłam się trzy razy, a ty nic – powiedziała Dorcas – To do ciebie nie podobne. Potter masz w tym swój wkład?
- Nie odpowiem na żadne pytania bez adwokata – odpowiedział jej uśmiechem.
- Potrzebujesz adwokata ? – zapytał Syriusz – Oto jestem, 5 galeonów za godzinę – wszyscy parsknęli śmiechem, Dor dała swojemu chłopakowi kuksańca.
- Za pół godziny odjeżdżamy – odezwał się Remus pod chwili milczenia – Spakowani ? – tu spojrzał znacząco na dziewczyny.
- Oczywiście – odpowiedziała mu Lily – Twoja dziewczyna to chyba jedzie gdzie indziej niż my, bo spakowała się jakby miała przetrwać kilka miesięcy w dziczy.
- No co – Ann udawała oburzoną – Wszystko może się przydać.
- Ja już się zbieram – Alicja podniosła się z krzesła – Muszę pogadać z Frankiem. Widzimy się w Sali Wyjściowej.
- Rogacz, w sumie to my też już lecimy – Black wziął jedną babeczkę z talerza Dorcas, ugryzł i oddał dziewczynie – Musimy jeszcze …
- Black! Potter! – wszyscy odwrócili się jak na komendę w stronę nadciągającej opiekunki Gryffindoru.
- Dzień dobry pani profesor – zwołał James i również wstał z krzesła z zamieram wyjścia z Sali wraz z przyjacielem.
- Chciałabym, żebyście pamiętali, że byłam przeciwna temu, żeby członkowie drużyn Quidditcha jechałi na obserwacje deszczu meteorytów. Dyrektor natomiast uważał, że należy się wam to, jako odpoczynek od ciężki treningów. Przystałam na to, ale ostrzegam was! Jeden nieprzyzwoity wyczyn, a macie szlaban każdego wieczoru do końca roku szkolnego!
- Też będziemy tęsknić, pani profesor – zawołał Syriusz po czym wybiegł z Wielkiej Sali. James zdążył jej jeszcze posłać rozbrajający uśmiech i pobiegł z przyjacielem. Nauczycielka transmutacji westchnęła ciężko, pokręciła głową i ruszyła w stronę stołu dla nauczycieli. Gdy tylko odeszła kawałek, wszyscy, którzy widzieli tą scenę wybuchli śmiechem.
********************
Stali na błoniach czekając na transport. James wyciągnął rękę w kierunki Lily i splótł palce z jej palcami. Uśmiechnęła się do niego uroczo. Odwzajemnił uśmiech i pocałował ją w czubek głowy. Tak bardzo chciał, żeby ten wyjazd był niezapomniany. Zależało mu na tym cholernie, ponieważ zbliżało się zakończenie roku, ich ostatniego w Hogwarcie. Nie wiedział co będzie potem. To znaczy miał pewność, że dalej będzie z Lily, Syriusz dalej będzie u niego mieszkał, dalej będzie jego bratem. Ale nie wiedział czy zresztą będzie się często widywał. Dlatego chciał, żeby te dni zapamiętali wszyscy ważni dla niego ludzie.
***
Dorcas była w wyśmienitym humorze. Siedziała na ławce przytulona do Syriusza. Wszyscy czekali na powozy. Wciągnęła powietrze przez nos, delektując się zapachem Blacka.
Syriusz. Miłość jej życia. Chociaż miała dopiero 17 lat była w stu procentach pewna, że to ten jedyny. Tak bardzo jej na nim zależało! Zawało jej się, że jemu też na niej zależy. Jednak chciała by to usłyszeć. Usłyszeć te dwa słowa, które by upewniłyby ją w przekonaniu, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie.
***
Remus miał mieszane uczucia. Oczywiście cieszył się z tego wyjazdu. Cieszył się z tego, że jedzie tam z przyjaciółmi… ,ale jednak coś nie dawało mu spokoju. Wiedział, że ktoś od niego czegoś oczekuje. Ann, jego dziewczyna. Był prawie pewien, że ona tego chce, ale on nie mógł. Po prostu nie mógł. Jest taka delikatna, taka krucha. Mógł zrobić jej krzywdę. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Westchnął ciężko i spostrzegł, że wszyscy spoglądają w górę. On też podniósł wzrok.
W ich kierunku leciały 4 karety. Ciągnięte przez skrzydlate,piękne konie podobne do Abraskanów. Lupin uśmiechnął się, były bardzo piękne. Ann patrzyła na nie z zachwytem. Uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc jej zafascynowanie zwierzętami. Powozów było cztery i każdy w barwie innego domu. Wszyscy rzucili się w ich kierunki. Oczywiście Ślizgoni jak zawsze stwarzali problemy. Remus pokręcił głową z dezaprobatą. Uczniowie należący do Domu Węża rozsiedli się wygodniej w jednej karecie. Reszta ze spokojem wpakowała się do powozów.W środku było przyjemnie ciepło.Pomieszczenie powiększone było magicznie i wyglądało prawie jak Pokój Wspólny, bo nie było kominka, tylko pełno słoików z płomykami, postawionych na stołach i regałach. Dziewczyny odetchnęły z ulgą,gdy ujrzały na kanapie kilka namiotów. Gryfoni zajęli miejsca obok siebie i rozsiedli się wygodnie. Wszyscy byli podekscytowani. Każdy jechał tam z nadziejami. Z nowymi postanowieniami, z oczekiwaniami.