Przyjaciele są jak ciche anioły,które podniosą nas,kiedy nasze skrzydła zapomną,jak latać...

czwartek, 25 kwietnia 2013

40. Będziemy mieć żółtą sypialnię.

Jednak udało nam się skończyć rozdział wcześniej! Mamy nadzieję, że Wam się spodoba :) Troszkę krótki, ale musicie nam to wybaczyć (:
No i jeszcze może takie sprostowanie: Lilka jest w drugiej klasie gimnazjum! Tylko chodzi do okropnej mugolskiej szkoły i zrobili im testy próbne w tym samym czasie co trzecioklasiści pisali próbne :) A główne testy nas obydwie czekają za rok!:D

ZAPRASZAMY JESZCZE TUTAJ: http://jp-jego-historia.blogspot.com/ - drugi blog Lilki o czasach Hunctwotów i http://neew-beginning.blogspot.com/ - blog Kath o tematyce Percy'ego Jacksona :)

OD KATH:
Wiem, że zakończenie poprzedniego rozdziału było trochę wredne i że czekacie z niecierpliwością na to co wydarzy się w tym namiocie! Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie (: Dorcas i Syriusz to moje oczka w głowie, uwielbiam o nich pisać i chciałabym robić to lepiej, dlatego proszę o szczere opinię na temat ich wątku! :D

************************************

    


            - Rzuciłaś zaklęcie wyciszające? – zapytał James – Nie chce słyszeć jak rozrywają się na strzępy.
            - Rzuciłam – Lily splotła palce z jego palcami – Spokojnie, mówię ci, że kiedy zobaczymy ich następnym razem będą się do siebie kleić na każdym kroku.
            - Dzisiaj ostatnia noc, chyba znowu będę musiał nocować w twoim namiocie – okularnik uśmiechnął się łobuzersko.
            - No nie wiem, nie wiem. Zobaczymy czy zasłużysz – rudowłosa wzniosła dumnie głowę i starała się stłumić uśmiech.
            - Oj, Liluś i tak wiadomo, że nie zniosłabyś widoku mnie biednego, porzuconego, bez dachu nad głową.
            - Pewny jesteś? – Lily spojrzała na niego wyzywająco – No więc dobrze! Jamesie Potterze pragnę cię poinformować, że dzisiaj śpisz na dworze!
            - Mały, wredny rudzielec – James spróbował się do niej przytulić, lecz dziewczyna przyśpieszyła kroku, szła z uniesioną głową nie oglądając się za siebie.
            - W razie co Remus i Ann przyjmą mnie do siebie! – krzyknął Potter.
            - Już to widzę! – Lily zaśmiała się dźwięcznie.
            - No to patrz! – James odwrócił się do Remusa i Ann idących za nim i od kilku chwil przysłuchujących się tej rozmowie – Remiiii – Rogacz uśmiechnął się czarująco – Pomożesz przyjacielowi w potrzebie, prawda?
            - Nie licz na to, Rogaty – Lunatyk chyba z całej siły próbował powstrzymać śmiech.
            - Przykro mi, James – Ann patrzyła na niego z udawanym współczuciem – Czeka cię spanie na piasku.           
            - Obydwoje powinniście mieć na drugie Judasz! – James odwrócił się od nich i podbiegł do swojej dziewczyny.
            - I co? – Lily udawała, że nie słyszała rozmowy Jamesa z Remusem i Ann.
            - Chyba rzeczywiście spędzę dzisiejszą noc na plaży – objął ją ramieniem, tym razem go nie odepchnęła.
            - Powodzenia – mruknęła rudowłosa.
            - Na zimnym, mokrym pisaku – Potter mówił z dramaturgią w głosie.
            - Włóż sweterek – poradziła Lily.
            - Sam, zupełnie sam – westchnął ciężko – Sam jak palec… Wyczaruję sobie nad głową wielki napis „Poszukuję noclegu, dziewczyna wywaliła mnie z namiotu” może jednak ktoś mnie przyjmie.
            -  Katy Jordan, szóstoklasista z Ravenclawu patrzy na ciebie jak na Ósmy Cud Świata – Ruda spojrzała na chłopaka spod zmrużonych powiek – Ona na pewno cię przyjmie.
            - O widzisz! – James uśmiechnął się szeroko – Problem z głowy! Zaraz do niej idę…
            - Tylko spróbujesz! – przerwała mu Lily.
            - To co zrobisz, kochanie? – uśmiechnął się jeszcze szerzej – Wyrzucisz mnie z namiotu? Zdaję mi się, że już to zrobiłaś.
            - Nie bądź taki cwany, Potter – dała mu kuksańca.
            - To jak będzie? Łaskawie mnie przyjmiesz czy mam iść do tej Kely… Katy czy jak jej tam?
            - Dobra, jestem z natury dobroduszna – Rogacz już otwierał usta, żeby coś powiedzieć lecz Ruda zastrzegła – Tylko się już przymknij.
********
            Dorcas skrzyżowała ręce na piersi. Spojrzała na Syriusza. W jego oczach czaił się szczery smutek. Włosy opadły mi na czoło. Dlaczego musiał być taki idealny?! Gdyby jego wygląd tak jej rozpraszał Dorcas, łatwiej by jej było się na niego złościć.
            - Teraz przynamniej będziesz musiała ze mną porozmawiać – uśmiechnął się smutno. Serce Meadowes pękało na pół. Smutek w jego głosie był tak nienaturalny, że miała ochotę podbiec i go przytulić. Powstrzymała się jednak, już po raz kolejny tego dnia. Przecież zachował się jak dupek! Niech teraz cierpi!
            - Dori, proszę. Tak bardzo mi przykro. Nie złość się na mnie – teraz już prawie krzyczał – Nie mogę tego znieść! Nie mogę patrzeć na… - urwał. Miał ochotę w coś kopnąć. Oczywiście, jak zawsze nie potrafił wyrazić swoich uczuć słowami.
            - Nie możesz patrzeć na mnie? – podpowiedziała Dorcas, postanowiła jednak się odezwać, to było silniejsze od niej – No to wyobraź sobie, że ja chcę i potrafię patrzeć tylko na ciebie – te słowa wypowiedziała z taką mocą, jakby to było najpotężniejsze zaklęcie na świecie. Blacka aż wbiło w ziemię. Nie miał słów, żeby opisać to jak bardzo jest dla niego ważna. Po prostu podszedł do niej i mocno ją przytulił. Nie odepchnęła go - nie miała na to siły - ale również nie odwzajemniła uścisku.
            - Boże, Dorcas tak bardzo cię przepraszam – głaskał ją delikatnie po włosach – Ja nigdy nie myślałam, że się zakocham – brunetka nie chciała już walczyć sama ze sobą, wtuliła głowę w jego pierś, objęła go i zaczęła jeździć rękami po jego plecach – Myślałem tak, aż to chwili kiedy zacząłem poznawać się bliżej – ciągnął Syriusz – Oczywiście, podobałaś mi się odkąd pamiętam. Odkąd zacząłem interesować się dziewczynami, za każdym razem kiedy przechodziłaś obok, oglądałem się za tobą. Byłaś najpiękniejsza, od zawsze – uśmiechnął się na wspomnienie trzynastoletniej Dorcas z włosami związanymi w gruby warkocz – Jednak chyba jako jedyna z nielicznych dziewcząt byłaś odporna na moje wdzięki – Meadowes parsknęła cicho – No więc starałem się sobie odpuścić. Mogłem mieć każdą dziewczynę, nawet o dwa lata starszą, niestety ty ciągle zaprzątałaś moje myśli. A potem James zaczął wariować i latać jak ten idiota za Lily. Ty sposobem poznawałem cię bardziej i bardziej. Nieźle się wkopałem – ustami delikatnie musnął jej czoło.
            - Ja też musiałam się nieźle namęczyć, żeby udawać odporną na twoje wdzięki – szeptała ledwie słyszalnie.
            - Proszę Dorcas, nie złość się już na mnie – przytulił ją mocniej – Proszę, będziesz mogła nawet wybrać kolor ścian naszej sypialni po przeprowadzce do domu, który zapisał mi wuj. Zgodzę się nawet na żółty, a wiesz jak go nienawidzę – Dorcas na te słowa wyprostowała się i odchyliła tak, żebym mogła spojrzeć na twarz Blacka.
            - Czy mógłbyś powtórzyć? – patrzyła mu w oczy.
            - Nienawidzę żółtego?
            - Nie, nie to – pokręciła głową – To o NASZEJ SYPIALNI po NASZEJ PRZEPROWADZCE.
            - Będziesz mogła wybrać kolor ścian – powtórzył Black teraz już uśmiechając się w naturalny dla siebie sposób.
            - Syriuszu – Dor dotknęła jego twarzy – To brzmi jak deklaracja wspólnej przyszłości.
            - Bo to jest deklaracja wspólnej przyszłości – pochylił głowę, teraz ich czoła stykały się ze sobą.
            - Mówisz poważnie? – zadrżała kiedy musną ustami jej usta.
            - Oczywiście. Tylko z tym żółtym kolorem ścian nie bierz na poważnie, naprawdę nie cierpię tego koloru.
            - A więc postanowione – zarzuciła mu ręce na szyje – Będziemy mieli żółtą sypialnię .
*****
            Następnego ranka wszyscy wstali wypoczęci. Niestety ich humory były dosyć smętne. Musieli opuścić to piękne miejsce. Trzeba było wrócić do codziennej harówki związanej z uczęszczaniem do Hogwartu. Egzaminy końcowe zbliżały się nieubłaganie. Oczywiście, Lily i Remus nie mieli się czym martwić, a przejmowali się najbardziej. James i Syriusz jak zawsze podchodzili do wszystkie z dystansem. Byli oczywiście okropnie leniwi temu nie zaprzeczył nikt. Aczkolwiek obaj posiadali umiejętności o jakich większości uczniów szkoły magii i czarodziejstwa nawet się nie śniło. I takim sposobem nigdy się jakoś specjalnie nie przygotowywali, a zawsze otrzymywali jedne z najlepszych wyników. Dorcas pilną uczennicą nie była, to również potwierdzi każdy. Jednak talent miała niemały i musiała uczyć się tylko z Historii Magii i Eliksirów. Ann po godzinach spędzonych z Remusem w bibliotece była przygotowana śpiewająco. Mogła liczyć na najwyższą z całego rocznika ocenę z Astronomii. Najwięcej nauki czekało Alicję, która od początku siódmego roku nie przykładała się do nauki. Teraz ma ogromne zaległości z Transmutacji, Obrony Przed Czarną Magią, Eliksirów i Historii Magii.
***
            - Dziękuję Lily, że wypuściłaś nas z namiotu – rzuciła z sarkazmem Dorcas wchodząc do namiotu. Zastała swoją przyjaciółkę krzątającą się wesoło po wnętrzu namiotu – Syriusz z pół godziny łamał twoje zaklęcie!
            - I dobrze – Lily wzięła się za ścielanie łóżka – Przyda mu się. Pewnie nawet się nie pofatyguję, żeby otworzyć książkę od Obrony Przed Czarną Magią.
            - Pewnie nie – powiedziała z westchnieniem i rzuciła się na świeżo posłane łóżko.
            - Hej! – Ruda trzepnęła ją w ramię – Złaź stąd!
            - Bez nerwów! Czyżby nieprzespana noc z Rogaczem w roli głównej? – Dor zaśmiała się po czym dostała poduszką w głowę.
            - Wstrzymać ogień! – krzyknęła Alicja, która właśnie weszła razem z Ann do namiotu.
            - Co tam? – zagadnęła Dorcas poprawiające włosy i wystawiając język w stronę Lily.
            - Właśnie zaczęłyśmy się pakować – Ann usiadła na łóżko obok Dor.
Lily sięgnęła dłonią do szuflady. Wyłoniła z niej małe opakowanie tabletek. Podała jedną tabletkę Dorcas.
            -No nie, a wy znowu to bierzecie? – Ann pokręciła głową.
            - A skąd mam wiedzieć, kiedy Jamesowi zbierze się na amory? – Lily połknęła tabletkę.
            - Mam zamiar czekać na wyniki testów końcowych, a nie na wynik testu ciążowego – powiedziała z uśmiechem Dor.
            - W sumie racja – blondynka wzruszyła ramionami.
*******

            - Nie chce mi się stąd wyjeżdżać! - stęknęła Dorcas, usilnie próbując domknąć wieko walizki.
            - Ani mi! - dodała Alicja.
            - Myślicie, że mi się chce wrócić do nauki? - spytała Lily, rozciągając się na łóżku. Jej torba stała obok już dawno spakowana i zamknięta, bo wspaniałomyślnie wpadła na pomysł prostego zaklęcia. Spojrzała z rozbawieniem, jak Dorcas mocuje się z zapięciem walizki. Pokręciła z niedowierzaniem głową i podeszła do przyjaciółki. Wysypała całą zawartość na podłogę.
            - EVANS! - ryknęła Szatynka, patrząc wściekła na Lily.
            - Pakuj! - Rudowłosa machnęła różdżką, a wszystkie rzeczy Dorcas ułożył się schludnie w środku. Zasunęła suwak bez żadnego problemu.
            - Zamknij buźkę, słonko! Jesteś czarownicą, czy nie ? - roześmiała się radośnie. Dorcas pocałowała ją w policzek i rzuciła się na swoje posłanie. Alicja poszła za przykładem przyjaciółki i zamknęła walizkę za pomocą zaklęcia.
            - Wiesz Lily, to zamknięcie nas w namiocie to był jednak pomysł roku - zaczęła nagle Meadowes, mając zamknięte oczy i rozmarzony uśmiech na twarzy – Usłyszałam tam jedną z najcudowniejszych wiadomości.
            - Black zgodził się na dwójkę dzieci? – Lily położyła rękę na sercu i ułożyła usta w kształcie litery „o”
            -  Taa, na dziesiątkę od razu – Dorcas skrzywiła się, ale zaraz potem uśmiechnęła – Dziesięciu małych Blacków, Merilnie czekałbym mnie oddział zamknięty dla psychicznie chorych w Mungu.
            - No więc, co jak nie to, to co ci powiedział? – chciała wiedzieć Lily.
            - Powiedział, że po skończeniu Hogwartu mogę wprowadzić się z nim do domu, który przepisał mu wuj – Dorcas promieniała radością – To chata chyba wielkości Gringotta! Na plaży!
            - Już wiem, którą przyjaciółkę będę odwiedzać najchętniej! - Ann puściła im oko.
            -Oj to przecież nie ważne gdzie i w jakim domu. Chociaż nie powiem willa na plaży to duży bonus. Liczy się to, że zaproponował mi zamieszkanie razem! Rozumiecie?! Ten Syriusz Black dał mi wyraźnie do zrozumienia, że jesteśmy związani już na stałe!
            - Oh! To cudownie! Myślałam. że nie będzie w stanie zrobić takiego kroku, a tu proszę! Teraz tylko czekać na ślub! - Lily uśmiechnęła się promiennie.
            - Zwariowałaś, Rudzielcu? Może od razu ta dzieciątka dzieci, co ? - Dorcas spojrzała na nią z politowaniem.
            Wybuchły śmiechem. Wszystko zaczęło układać się po ich myśli. Miały wspaniałych mężczyzn u swego boku, wspaniałych przyjaciół i zawsze mogły na sobie polegać.
            - Co tu tak wesoło, co ? - do namiotu weszli chłopacy.
            - Obgadujemy wasze wyczyny w łóżku - powiedziała złośliwie Dorcas. 
            Jak jeden mąż, panowie zarumienili się.
            - Ekhem, tak. Spakowane ? – James szybko zmienił temat.
            - Tak jest! - odparły chórem.
            - Grzeczne dziewczynki! - zaśmiał się Syriusz i usiadł na łóżku obok Dorcas.
            - Wiecie, nie chcę wracać do Hogwartu. Mogłabym być tu już zawsze! - Lily uśmiechnęła się leniwie - Ale z drugiej strony, trzeba wykorzystać ten czas, gdy ostatni raz jesteśmy w szkole, w której spędziliśmy blisko siedem lat!
            - Ja tam nie jestem aż tak sentymentalny! Chociaż będę tęsknił za starą, dobrą McGonnagal! – Syriusz uśmiechnął się bardzo w swoim stylu.
            Zaśmiali się wesoło.
            - Wiecie, teraz to ja chcę tylko dobrze zdać owutemy, a później niech się dzieje co chce!
***
            - No, kochani! ostatnie spojrzenie na morze i uciekamy! - zaświergotał wesoło profesor Slughorn.
            Patrząc na plaże, można było się tylko uśmiechnąć. Obrazek przedstawiał cztery pary, przytulone do siebie i zapewne szepcące sobie coś do ucha.
            - Będzie mi tego brakowało ... - westchnęła Lily.
            - Mi też, ale obiecuję, że kiedyś tu wrócimy! - obiecał James, całując ją w odsłonięty kawałeczek skóry na szyi.
            - Pf! Ja tam kiedyś będę tak mieszkał! - uśmiechnął się Syriusz. Przytulił mocniej Dorcas i pocałował ją w czubek głowy. Dziewczyna wyszczerzyła się do przyjaciółek.
            - To my kupimy dom obok was! - powiedział Frank. Alicji zaświeciły się oczy i pocałowała swojego chłopaka namiętnie.
            - Ja nie potrzebuję takich atrakcji. Chciałabym mieć tylko duży ogród! - Ann westchnęła z rozmarzeniem.
            - Z Tobą nawet na koniec świata! - zawołał Remus.
            Wszyscy ostatni raz spojrzeli w stronę morza i wiedzieli, że ten wypad wszyscy zapamiętają na bardzo długo.
            Trochę sobie posłodzili, ale teraz, pędząc karetą zaprzężoną w cztery testrale, wracali z powrotem do świata zmartwień i z owutemami na karku.

********
uwielbiam!<3 


piątek, 12 kwietnia 2013

39. Myślenie nie boli, Black.

No i jest! Nowy rozdział, czekaliście na niego długo i z niecierpliwością, więc mam nadzieję, że się nie zawiedziecie (: Chciałybyśmy wam podziękować bardzo bardzo bardzo za tak dużą liczbę wyświetleń! :) 
I tak WIEMY, ŻE JEST PIĄTEK! :D 
Lilka i Kath.
OD LILKI:
Następnym razem,uwierzcie nam, że dotrzymujemy słowa, ale to nie znaczy,że rozdział będzie juz o 8 rano! Musimy wrócić ze szkoły i jeszcze miec ochotę ruszyć tyłek z kanapy!
I powtórzę ( nie wiem, czmu mnie to tak zdenerwowało) NA PRAWDĘ WIEMY,KIEDY JEST PIĄTEK,spokojna głowa.

OD KATH: Wiem, że jestem wredna! Zakończyłam rozdział, kiedy jeszcze sytuacja Dorcas-Syriusz jeszcze nie jest wyjaśniona, po to żebyście czekali na następną notkę z jeszcze większą niecierpliwością, musicie mi to wybaczyć! (: No i zdaję też sobie sprawę z tego, że cała ich kłótnia na plaży nie jest pierwszych lotów, nie jestem z niej za bardzo dumna:c 
OD LILKI:
A ja tam uważam,że dałaś radę ;) 
No i znowu te odwrócone buźki!

**************


                Remus wypuść ze świstem powietrze z płuc. Nogi miał jak z waty. Po pierwsze się bał. Tak bał się i to bardzo. Nie o siebie, o nią. Ale nie chciał myśleć o tym co może się stać, odsunął od siebie najgorsze scenariusze. Da radę, nie dopuści do tego, żeby jego „druga natura” przejęła nad nim kontrole.
                Po drugie był bardzo podekscytowany. Już za chwilę miał przeżyć coś wspaniałego. Coś co zdarza się tylko raz w życiu. Swój pierwszy raz z dziewczyną, którą chyba kocha. Chciał, żeby oboje zapamiętali tą chwilę na zawsze.
                Noc była ciepła. W powietrzu wisiała aura, która jakby wzywała do nowych wyzwań. Do zrobienia następnego pewnego siebie kroku na swojej drodze. Noc była również piękna, sprzyjała zakochanym. Remus był romantykiem, więc bardzo się z tego cieszył. Niebo było pełne gwiazd, wiał leciutki wietrzyk, morze szumiało przyjemnie. No tak noc była idealna, pogoda im sprzyjała, oboje mieli świetne humory, namiot był pusty. Teraz już nie może się wycofać.
                Spojrzał na swoją dziewczynę. Ona też się denerwowała, było to widać na pierwszy rzut oka. Szła dość niepewnie, rozglądała się na boki, nerwowo ściskała rąbek spódnicy. Dochodzili już do namiotu Ann i Alicji, Remus postanowił przerwać panującą od dłuższej chwili ciszę.
                - Wszystko dobrze? – głos miał zatroskany – Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
                - Jak najbardziej – opowiedziała i uśmiechnęła się do niego krzywo – Po prostu troszeczkę się denerwuję. A ty ?
                - Cholernie – wyznał.
                - Jesteś taki opanowany. Jak ty to robisz?
                - Będzie prawie siedem lat mieszkania z Jamesem i Syriuszem w jednym dormitorium. Trzeba było się nauczyć panować nad emocjami – oboje się zaśmiali.
Doszli do namiotu. Lupin odchylił zasłonę i puścił dziewczynę przodem. Ann od razu skierowała się w stronę łóżka. Opadła na nie lekko. Przysiadł obok niej i chwycił ją za rękę.
                - Musisz mi coś obiecać – prawie szeptał – Obiecaj, że jeśli będą za bardzo agresywny, przerwiemy. Nigdy bym sobie nie wybaczyły, gdyby coś ci zr…
                - Ciii – chwyciła jego twarz w dłonie – Nigdy nie zrobisz mi krzywdy, przecież wiem.
Nie odpowiedział. Wpił się w jej usta. Dreszczyk podniecenia przebiegł mu po plecach. Całowali się przez chwilę po czym Ann zaczęła ściągać z niego koszulkę. Pomógł jej przy tym przerywając pocałunek tylko na krótką chwilkę. Zdenerwowanie uchodziło z niego z każdą sekundą. Rozluźnił się. Chwycił dziewczynę w talii i pociągnął za sobą tak, żeby to ona leżała na nim. Ann zdjęła bluzkę. Jej blada cera prawie lśniła. Lunatyk jeździł prawą ręką po ciele dziewczyny, drugą odpinał sobie spodnie. Gdy już się ich pozbył połączyli się w bardzo namiętnym pocałunku. Jednym z tych, które według jego matki wychodzą poza granice przyzwoitości ludzi w ich wieku. Ann pozbyła się swojej spódnicy. Serce Remusa nie było tak szybko jeszcze podczas żadnej pełni księżyca. Całował ją po szyi i obojczykach. Kiedy ustami zaczął znaczyć ślady na jej piersiach naszła go nagła chęć rozbicia, rozerwania czegoś. O tak, rozerwania. Najlepiej porwania na strzępy delikatniej skóry dziewczyny, która siedziała mu okrakiem na kolanach. Miewał już taki nagłe ochoty rozbicia czegoś kiedy się całowali, ale jeszcze nigdy nie było to tak silne. Odsunął się od nie gwałtownie. Położył się z westchnieniem. On leżał, ona nadal siedziała na nim. Wpatrywała się w niego uważnie. Musiał się uspokoić. Oddychał głęboko. Powoli Ann również się położyła i znowu znaleźli się we wcześniejszej pozycji. Ona leżała na nim. Pochłaniał ją wzrokiem, pochłaniał jej zapach. Przecież jej nie skrzywdzi, nie zrani. Nigdy. Wpatrywał się instynktownie w jej oczy. Odrzucił wszystkie myśli. Pozwolił, żeby to oczy Ann stały się centrum jego wszechświata.  Jego oddech wrócił do normy. Liczyła się tylko ona, jej delikatna osoba. Ich ciała złączone ze sobą. Nic nie mówili. Po kilku minutach Remus uśmiechnął się do blondynki delikatnie na znak, że wszystko okej. Laverty pozbyła się swojej bielizny. Przekręcili się tak, że teraz to ona leżała pod nim. Opuszkami palców zsunęła z niego bokserki.
                - Wiesz, że po tym co za chwilę się stanie już tak łatwo się mnie nie pozbędziesz? – zapytał Lunatyk cicho.
                - Mam taką nadzieję.

**************

                Usłyszała trzask łamanej gałęzi. Otworzyła oczy przestraszona. Jednak jej obawy znikły równie szybko jak się pojawiły. Uspokoiła ją ręka Syriusza spoczywająca na jej talii i jego ciepły oddech łaskoczący ją po karku. Odwróciła się i wtuliła w pierś chłopaka. Znowu usłyszała poruszenia na zewnątrz. Tym razem  głośniejsze. Po kilku sekundach ktoś  wbiegł do namiotu. Dorcas podniosła się błyskawicznie na łokciach.
                - Śpicie? – od razu rozpoznała ten głos. James starał się szeptać, ale nie za bardzo mu to wychodziło .
                - No wiesz tak się składa, że jakiś mało rozgarnięty oszołom błąka się po moim namiocie i nie bardzo mogę! – Dorcas bardzo chciała, żeby jej głos brzmiał tak jakby była szczerze oburzona. Prawda jest jednak taka, że choćby nie wiadomo jak bardzo chciała nie potrafiła się złościć na tego rozczochrańca nawet za wtargnięcie i zakłócanie jej snu przed 3 nad ranem.
                - Oj, wybacz Dorcuś – Potter nawet o tej nieludzkiej porze nie umiał odmówić sobie przyjemności wynikającej z podniesienia jej ciśnienia.
                - Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a nie usiądziesz na tyłek przez tydzień  - wycedziła.
                - Normalni ludzie, nawet czarodzieje, o tej porze śpią a nie wygrażają sobie zlinczowaniem pośladków – mruknął Syriusz.
                - Łapa! Wstawajcie! Przecież bym tu do was nie przyłaził bez powodu! – James bez żadnej krępacji władował im się na łóżko. Dla osoby, która obserwowałaby to z boku mogłyby wydawać to się dziwne. Syriusz i Dor byli w samej bieliźnie, a Potter po prostu zwala im się na łóżko. Meadowes sama się dziwiła, że nie czuje skrępowania  - Nie uwierzycie co się stało – ciągnął dalej Rogacz – Dosłownie przed chwilą do naszego namiotu wpadła Alka cała w skowronkach! Powiedziała nam, że Frank się jej oświadczył! – Black spadłby z łóżka, gdyby jego dziewczyna i jego najlepszy przyjaciel w ostatniej chwili go nie złapali.
                - Że co zrobił?! – Dorcas była w szoku.
                - Oświadczył, Dor, oświadczył – odpowiedział Potter głosem znawcy.
                - Żartujesz sobie, prawda? – zapytał niepewnie Syriusz.
                - Chodzie zaraz sami usłyszycie! Lily teraz gada z Alicją, bo ta chyba zaraz zejdzie na zawał!
                - Nie wierzę… Nie potrafię sobie tego wyobrazić! Przecież oni maja po siedemnaście lat! A jak Ala? Zgodziła się? – miliony pytań cisnęły się na usta Dor.
                - Ja nic nie zrozumiałem z tej jej paplaniny… sama musisz z nią pogadać. W sumie wszyscy musimy z nimi pogadać. Ruszcie się – James rzucił w Syriusz zwiniętą koszulką, która leżała obok                                  po czym wybiegł z namiotu.
********

                Dorcas wbiegła do namiotu przyjaciółki. Alicja, gdy tylko ją zobaczyła, wyciągnęła przed siebie prawą rękę i odchyliła głowę do tyłu, śmiejąc się radośnie.
                Dorcas pisnęła i rzuciła się na Breaks. Po chwili dołączyła do nich Lily i obie zaczęły skakać po pokoju jak szalone, wrzeszcząc i piszcząc w niebogłosy.
                - Dalej, Ala! Opowiadaj! - sapnęła Dorcas i rozsiadły się wygodnie na środku namiotu, oddychając głęboko.
                - Było tak bajecznie! Nie wyobrażałabym sobie lepszego momentu na oświadczyny. A ten pierścionek! - Alicja miała zaróżowione policzki, a jej oczy błyszczały. Była taka szczęśliwa!
Nagle do namiotu wciągnęła rozpromieniona Ann, siadając obok nich. Dziewczyny spojrzały na jej leniwy uśmiech i widoczne zamyślenie.
                - Widać nie tylko Tobie ułożyła się noc, Ala... - mruknęła Rudowłosa. Ann wyrwana z zamyślenia spojrzała po dziewczynach.
- Przegapiłam coś? 
- No w sumie nic takiego, tylko ,że Ala... niedługo będzie panią Longbottom! - wrzasnęła Dorcas.
Laverty wytrzeszczyła oczy, a chwilę później już ściskała przyjaciółkę.
- Będę mogła być druhną? - spytała, a oczy jej zabłysły.
- Wszystkie będziecie! Lily, Ciebie mianuję na główną druhnę, a Ciebie Dor, na chrzestną mojego dziecka!
Wszystkie wybuchły śmiechem.
*
Dokładnie w tym samym czasie, w namiocie obok trwała rozmowa na ten sam temat.
- No to się wkopałeś... - mruknął Black.
- No - potwierdził James - już po Tobie.
- Dajcie spokój, to tylko pierścionek, ślub możemy wziąć nawet za cztery lata! - Frank wzruszył ramionami.
- Niby tak. Ale one już wariują, a jak się z nią pokłócisz? I zerwie zaręczyny w przypływie złości?
- Nie zrobi tego!
- Lily robiła już o wiele gorsze rzeczy! Zobaczysz, niedługo, zamiast wychodzić z nami na kremowe, to będziesz przeglądał katalogi z firankami i dziecięcymi duperelami!
-Dajcie mu spokój, chłopaki!- do namiotu wszedł uśmiechnięty Lunatyk.
- A ty co się tak szczerzysz? - Syriusz podniósł brew.
- Nic. Tylko... czuję się taki szczęśliwy! - Remus westchnął.
- Chyba chodzi o pewną blondynkę, która siedzi w namiocie obok - zauważył bystro Frank.
James i Syriusz udali, że ocierają niewidzialne łzy i poklepali przyjaciela po plecach.
- Nasz Lunio stał się mężczyzną!
******
                W namiocie przydzielonym Lily Evans i Dorcas Meadowes panowała idealna cisza. Było już prawie południe, a cztery siedemnastoletnie czarownice spały twardo jak po wypiciu eliksiru słodkiego snu. Nic dziwnego, musiały odespać. Ta noc była pełna wrażeń. Dwie z nich, Alicja i Ann zapamiętają ją jako jedną z najszczęśliwszych nocy w swoim życiu.
                Nagle ciszę przerwał jęk. Niewątpliwie wydobył się on z gardła najwyższej z dziewcząt. Dorcas stęknęła jeszcze raz i otworzyła oczy.
                - Jezu, Alka! Słonico! – głos miała zaspany – Przez cały czas spałaś na mojej ręce! Ile ty ważysz?! Jak tak dalej pójdzie i będziesz nadal pochłaniać tyle żarcia to ci Frank z przed ołtarza ucieknie!
                - A ty Dorcas jak zawsze od samego rana milutka – najlepsza przyjaciółka Meadowes, Lily właśnie wygramoliła się spod kołdry i usiadła na łóżku po turecku.
                - Lilka tak w ogóle to co ty masz na sobie? – zapytała Dor zabawnie przekrzywiając głowę – Jakoś w nocy nie zwróciłam uwagi na twoje wdzianko, ale całkiem stylowe powiem ci.
                - O czym ty… - Lily spojrzała w dół i zaśmiała się cicho – Och, to tylko sweter Gryffindoru Jamesa. Tylko chyba delikatnie przerobiony przez Huncwotów.
                -  No tak to tłumaczy napis „ JAMES (ROGACZ) POTTER, NIE MUSISZ MI MÓWIĆ, ŻE ŚWIETNIE WYGLĄDAM. JESTEM TEGO ABSOLUTNIE ŚWIADOMY” .
                - Syriusz ma chyba coś w stylu „ŁAPA, NAJWIĘKSZY PIES NA BABY W DZIEJACH HOGWARTU”
                - Ja mu dam psa na baby … - Dorcas przez chwilę wyglądała na oburzoną, dlatego obie milczały. Po chwili jednak nie wytrzymały i wybuchły głośnym śmiechem.
                - Można trochę ciszej? – wymruczała Alicja.
                - Alicjo! Cóż to za karygodne zachowanie! – Dorcas mówiła wyniosłym tonem, mrugnęła do Evans, a ta od razu zrozumiała o co jej chodzi.
                - No właśnie! Nie powinnaś teraz lecieć w podskokach do swojego narzeczonego – na słowo „narzeczony” dała nacisk – ze śniadankiem do łóżka? – Lily ze wszystkich sił starała się nie wybuchnąć śmiechem.
                - Noo dzisiaj śniadanko do łóżka, jutro prawnie skarpetek – Dor uśmiechała się nieco drwiąco.
                - Wredne gumochłony – wycedziła Alicja.
                - Ooch, nie złość się Ali – Lily podeszła do swojej torby i wygrzebała z niej krótkie spodenki i obcisłą koszulką na krótki rękaw – Ann! – krzyknęła – Wstawaj! Ala ty też się rusz!
                - Daj mi spokój, śpię – Ann zbyła ją machnięciem ręki.
                - Ja też nie zamierzam jeszcze wstawać – Alicja zakryła głowę kołdrą.
                - Skoro chcecie marnować taki piękny dzień – Dorcas wzruszyła ramionami, poszła w ślady przyjaciółki i zaczęła szukać ciuchów dla siebie.
*****
                Lily i Dorcas znalazły swoich chłopaków niedaleko plaży. Siedzieli mniej więcej na linii, gdzie trawa ustępowała miejsca złocistemu piaskowi. Już z daleka było widać, że coś jest nie tak. Chłopcy zachowywali się cicho, a to do niech zupełnie nie podobne. James skubał jakiś patyk i patrzył w dal, na linię horyzontu. Syriusz wpatrywał się tępo w dół.
                Kiedy Dorcas spojrzała na oczy Blacka, które były pozbawione wyrazu, zatrzymała się gwałtownie. Uśmiech spełzł jej z twarzy i spojrzała z niepokojem na Lily. Ta jednak nie odwzajemniła spojrzenia. Poruszona podbiegła do Jamesa i uklęknęła przy nim.
                - Coś się stało? – położyła rękę na ramieniu Pottera.
                - Jakieś pół godziny temu Syriusz dostał sowę od Andromedy – głos miał pozbawiony charakterystycznej pewności siebie.
                - Wszystko u niej w porządku? – Dorcas kucnęła naprzeciwko Syriusza. Przez długi czas panowało milczenie. Brunetką aż coś ścisnęło w żołądku. Lily patrzyła znacząco na swojego chłopaka, ale ten tylko pokręcił głową z autentycznym smutkiem. Cisza miedzy nimi była pełna napięcia, przyprawiająca o dreszcze.
                - Mój wuj Alfred nie żyje – odezwał się w końcu Syriusz beznamiętnym tonem. Meadowes poczuła wielką gulę w gardle. Nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Doskonale wiedziała, że wuj był dla Syriusza jedynym członkiem rodziny – oprócz Andromedy – którego rzeczywiście traktował jak członka rodziny. To musiał być dla niego okropny cios. Dorcas chciała go jakoś pocieszyć, ale zupełnie nic nie przychodziło jej do głowy. Bo niby co mogła powiedzieć? Że wszystko będzie dobrze, że jego wujek jest teraz w lepszym miejscu? Przecież to brednie. Jak może zapewniać kogoś kto właśnie stracił jedyną przychylną mu osobę w rodzinie, że wszystko będzie dobrze?
                - Tak mi przykro – to Lily wypowiedziała, te słowa na głos, chociaż Dor miała wrażenia, że to ona wyszeptała je kilka minut wcześniej.
                - Zupełnie niepotrzebnie – Black nie patrzył na żadnego ze swoich przyjaciół.
                - Jak się czujesz? – głos Dorcas był słaby – Mogę coś dla ciebie zrobić?
                - Czuję się tak jak zwykle – odpowiedział jej sucho. No tak mogła się tego spodziewać. Black nie cierpiał rozmawiać o swoich uczuciach, dobrze o tym wiedziała. Choćby serce pękało mu na pół nie pisnąłby słówka. Czasem bardzo ją to irytowało.
                - Wiem, że ci ciężko – chciała się do niego przytulić, ale delikatnie ją odepchnął.
                - Wcale nie, ludzie umierają, taka kolei rzeczy – włosy opadły mu na oczy, odgarnął je nerwowym ruchem.
                - Stary, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać rozumiemy – James mówił tak jakby tłumaczył coś małemu dziecku.
                - Właściwie to chciałbym zostać sam.
                - Ale pamiętaj gdybyś  tylko nas potrzebował …
                - Jasne – przerwał mu Syriusz. Lily na odchodne przytuliła go krótko , nie odwzajemnił uścisku. Zrezygnowana dziewczyna oddaliła się powolnym krokiem trzymając Jamesa za rękę. Dorcas jednak nie zamierzała odchodzi. Usiadła obok swojego chłopaka tak, że stykali się ramionami.
                - Syriuszu, spójrz na mnie – niechętnie skierował na nią wzrok, dotknęła jego policzka delikatnie – Naprawdę bardzo mi przykro, to co teraz przeżywasz musi być okropne – złapała go za rękę i ścisnęła mocno.
                - O co ci tak właściwe chodzi? – Black wydawał się zupełnie obojętny, jego głos był szorstki – Każdy kiedyś umrze. Jak to się mówi? Nie ma co płakać nad rozlanym wywarem.
                - Nie mów tak. To był twój wuj i był ci bliski praktycznie jako jedyny w twojej rodziny.
                - Mogłabyś zostawić mnie samego? – znowu na nią nie patrzył.
                - Nie, nie mogłabym – jeszcze mocniej ścisnęła jego rękę.
                - Słuchaj Dorcas – Łapa podniósł się z ziemi – Czuję się normalnie, przecież ci mówiłem. A zresztą to wcale nie jest twój problem.
                - Przestań  - dziewczyna również wstała – Twój problem to mój problem. Nie zachowuj się jak dziecko.
                - Właśnie to ty się tak zachowujesz! Nic mi nie jest! Nie rób afery!
                - Ja po prostu nie chcę, żebyś był sam w takiej chwili!
                - Przez całe życie byłem sam! Teraz nic się nie zmieniło – w jego głosie słychać było gorycz.
                - Jak możesz tak mówić! – Dorcas była już poważnie wkurzona – A James? Przecież jesteście jak bracia! A reszta Huncwotów? – palec wskazujący wbiła w środek klatki piersiowej chłopaka – A ja?!
                - To co innego…
                - Mówisz tak tylko dlatego, że straciłeś kogoś bliskiego z czasów kiedy byłeś młodszy, kiedy byłeś tak okropnie nieszczęśliwy w swoim rodzinnym domu!
                - Rodzinnym domu? – Syriusz prychnął – Nigdy nie miałem prawdziwej rodziny.
                - My jesteśmy twoją rodziną, ciemna maso! – Dorcas nie wytrzymała i pchnęła chłopaka do tyłu. Black złapał ją za ramiona i spojrzał jej w oczy.
                - Powtarzam już trzeci raz: nic mi nie jest! Nie chce teraz z tobą rozmawiać! – Nigdy nie zwracał się do niej takim tonem, zachciało jej się płakać, ale powstrzymała łzy – Więc z łaski swojej zostaw mnie samego! – oboje dyszeli ciężko – Proszę – wycedził przez zaciśnięte zęby.
                - Nie możesz taki być, rozumiesz?! Oszukujesz mnie, a przede wszystkim samego siebie!
                - Okej, jak chcesz – zupełnie zignorował jej ostatnią wypowiedź – Ja pójdę, a ty sobie tu stój choćby i przez cały dzień! – I odszedł. Po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł. Dorcas cała się trzęsła. Chciała za nim pobiec i go przytulić, ale jednocześnie chciała trzepnąć go w ten pusty łeb! Jedna samotna , słona kropla spłynęła po jej policzku.
********
                Syriusz Black był człowiekiem, który z pozoru uwielbia rozmawiać o sobie. Prawda była jednak taka, że tego nie znosił. Bardzo ciężko było mu mówić o uczuciach, nie umiał wyrażać emocji słowami. Wiedziałam, że zranił Dorcas. Pierwszą w życiu osobę, którą obdarzył takim uczuciem. Miłością. Kochał również swoich przyjaciół, ale to była miłość braterska. Zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciele i dziewczyna pomogliby mu znieść ten żal i gorycz, którą uczuł w sercu. Nie potrafił się otworzyć. Zwłaszcza przed Dorcas. To powinno być łatwe skoro ją kocha – a tego był pewien – powinien dać upust emocjom i pozwolić się sobą zaopiekować. On jednak nie umiał zadręczać ją swoimi problemami. Chciał zdjąć z jej barków każde zmartwienie, a nie jeszcze jej tego dokładać. Był wściekły na samego siebie. Po tym co powiedział swojej dziewczynie czuł się jeszcze gorzej. Wcale nie czuł się sam na świecie. Dorcas miała rację. Ona i James byli dla niego najważniejsi  w życiu. Lily i Remus również byli jego rodziną, tą najprawdziwszą, której potrzebuje każdy. Z Ann i Alicją nie był aż tak zżyty, ale doskonale wiedział, że nigdy nie zostawiłyby go samego. Nie wiedział czemu powiedział to wszystko Dorcas. Chyba przez to uczucie towarzyszące mu odkąd przeczytał list od swojej kuzynki. Uczucie, które kazało mu krzyczeć, bić pięściami, cisnąć w coś lub kogoś zaklęciem. Kiedy ochłonął już wiedział co to za uczucie – żal pomieszany z tęsknotą.
*****
                Łapa dołączył do swoich przyjaciół kiedy zbliżała się pora obiadu. Wszyscy byli w ponurych nastrojach. Siedzieli przy jednym stole i czekali aż skrzaty, które były tu z nimi podadzą jedzenie. Bez słowa usiadł na skraju ławki obok Remusa. Dorcas zdawała się nie dostrzegać tego, że dołączył do towarzystwa. Obracała w palcach widelec z posępną miną. Remus i Ann trzymali się za ręce. James obejmował Lily ręką, a ta opierała głowę na jego ramieniu. Black dopiero teraz spostrzegł, że brakuje Alicji i Franka. Rozejrzał się dookoła,  nie było ich nigdzie w pobliżu. Posłał Potterowi pytające spojrzenie, jego najlepszy przyjaciel po raz kolejny zdawał się czytać mu w myślach.
                - Nie powiedzieliśmy im, nie chcieliśmy psuć im nastrojów – Syriusz w odpowiedzi pokiwał głową. Uważał, że nie mówienie im było dobrą decyzją.
                - Syriusz – odezwała się Lily cichutko – Może teraz kiedy już ochłonąłeś możemy ci jakoś pomóc?
                - Nic mi nie jest – jego głos był twardy – Dziękuję – dodał, bo znowu naszły go wyrzuty sumienia z powodu traktowania tak przyjaciół. Lunatyk popatrzył na niego smutnym wzrokiem i położył mu dłoń na ramieniu. Pierwsza reakcja Blacka była taka, że miał ochotę strącić jego dłoń. Zaraz potem uderzyła go fala wdzięczności, ponieważ odkąd tylko znalazł się wśród przyjaciół uścisk w sercu zelżał. Skierował spojrzenia na Dor. Jej długie rzęsy rzucały cienie na policzki. Ukrywała wszystko pod maską dumy  i obojętność, ale Syriusz wiedział, że jest zraniona. I to bardzo, kolejny raz przez niego.
                Musi z nią pogadać, teraz. Nie. Najpierw musi pogadać z Jamesem. Ze swoim bratem. Dlaczego powiedział i przez kilka strasznych chwil myślał, że jest inaczej? Więzy krwi nie miały znaczenia, byli braćmi i nikt nie miał prawa tego podważyć. Przeklął samego siebie w duchu, chyba już po raz dziesiąty tego dnia.
                - Rogacz? – jego głos brzmiał słabo, ale już dużo bardziej podobnie do jego naturalnego głosu – Możemy iść na stronę?
                - Na stronę to się chodzi wiesz po co – ja jego twarz wpłynął uśmieszek – A ja chyba nie chce tego oglądać – uśmiechnął się szerzej i Syriusz po prostu musiał odwzajemnić uśmiech. Mimo swojego komentarza Potter wstał z miejsca. Black poszedł za jego przykładem i razem odeszli kawałek tak, żeby nikt nie słyszał ich rozmowy.
                - Słuchaj stary strasznie za mnie idiota – głos Łapy już wrócił do normy.
                - Wiem to od 7 lat, powiedz coś co mnie zaskoczy.
                -Nagadałem Dorcas strasznych głupot – zignorował uwagę przyjaciela – Nie słyszałeś naszej kłótni, ale ciebie też powinienem przeprosić. Was wszystkich – westchnął  - Przepraszam. Ale Dor zraniłem cholernie, znowu zachowałem się jak dupek. Muszę jakoś z nią pogadać.
                - Oczywiście, że musisz – Syriusz był ogromnie wdzięczny najlepszemu przyjacielowi. Był pewien, że właśnie tak zareaguje. Nie będzie mu mówił, że po otrzymaniu takiej wiadomości miał do tego prawo. Tylko, że po prostu powie mu, że nawalił – Wybaczy ci, na pewno. Tylko musisz się trochę opanować. Ponosi cię Łapciu.
                - Wiem – mruknął – Ale, wiesz, że ja nie potrafię gadać  o takich sprawach …
                - Powiedz jej to co powiedziałeś mi – Potter przejechał ręką po włosach – tylko bądź bardziej delikatny i wytłumacz wszystko dokładniej.
                - Postaram się – Syriusz spostrzegł zamieszanie przy stołach – Po obiedzie, teraz chodź, nic dzisiaj nie jadłem.
*****
                Podczas obiadu nadal mieli ponure humory. Dało się jednak usłyszeć jakieś krótkie wymiany zdań. Ze dwa razy chichot Jamesa i Remusa. Dorcas nie rozmawiała z Syriuszem, prawie wcale się nie odzywała. Odpowiedziała tylko na pytanie Lily. Ruda zapytała ją czy zostało im jeszcze trochę czekolady z Miodowego Królestwa, ta odpowiedziała, że Ann przejmuje nawyki Petera i zjadła  wszystko co im zostało. Zdołała posłać jej słaby uśmiech. Black miał ochotę potraktować samego siebie jakimś nieprzyjemnym zaklęciem. Gdy przyjaciele wstali od stołu i ruszyli w stronę namiotów, Łapa zebrał się w sobie. Delikatnie złapał Dorcas za rękę, dziewczyna ją cofnęła, ale odwróciła się w stronę Blacka.
                - Dorcas … - podniósł rękę jakby chciał dotknąć jej policzka – Porozmawiamy?
                - Już to robimy – Syriusz mimo woli pomyślał, że wygląda niesamowicie z kamienną twarzą. Niczym zła królowa, która ma na własność „kluczyk” do jego serca.
                - Ja.. naprawdę nie chciałem powiedzieć nic z tego co dzisiaj rano powiedziałem – język mu się plątał – Jestem kretynem, wiem. Nie chciałem tego powiedzieć, ani cię zranić.
                - Myślenie nie boli, Black – spojrzała mu w oczy – Nie wiem czy chciałeś, czy nie chciałeś, ale zraniłeś. Jak mogłeś powiedzieć, że jesteś sam na świecie?! To zabrzmiało tak jakbyśmy nic dla ciebie nie znaczyli, jakby ja dla ciebie nic nie znaczyła.
                - Nikt nigdy nie znaczył dla mnie więcej niż ty – mówił szeptem – Nie bądź taka, proszę.
                - Niby jaka?!
                - Uparta jak osioł!
                - Sam jesteś osioł! – uderzyła go w ramię – Ja chce tylko, żebyś był szczęśliwy, a ty komplikujesz swoim dziecinnym zachowaniem!
                - Ja komplikuje?! Ja cię przepraszam, a ty na mnie wrzeszczysz!
                - A co, chciałbyś, żebym rzuciła ci się w ramiona, pogłaskała po główce i powiedziała, że słodko wyglądasz, kiedy przepraszasz?!
                - Byłoby miło!
*****
                Lily przyglądała się kłótni przyjaciół i chciało jej się wrzeszczeć. Oboje są tacy podobni do siebie. Uparci, dumni, z ciętymi językami, oddani. Oboje mieli w sobie ogień. Byli bardzo podobni, ale jednocześnie różni. Syriusz nie lubił gadać o uczuciach, Dorcas była w tym specjalistką. On arogancki i zbuntowany, ona stawiająca wszystko jasno. Rudowłosa fuknęła z frustracją i zwróciła się do swojego chłopaka.
                - Jak nie pogodzą się do końca dnia, to oboje zrobią coś głupiego, wiesz o tym, prawda?
                - Jasne – Potter ścisnął mocniej jej rękę – Ale nie mam pomysł jak im pomóc.
                -  A ja mam – w głowie Lily narodziła się szatańska myśl. Mogła ona doprowadzić do katastrofy. Ona jednak dobrze znała swoich przyjaciół. To im pomoże. Może i mają wybuchowe charakterki, może i mają dużo różnic, ale szaleją za sobą. Darzą siebie nawzajem tak mocnym uczuciem jakim ona darzyła Jamesa.
                - Zamieniam się w słuch – Rogacz z uniesioną brwią patrzyła huncwocki uśmiech swojej dziewczyny.
                - Zajmij się Syriuszem – powiedziała skupiona – Ja Dorcas. Musimy tylko wepchnąć ich do namiotu. Zamknę go zaklęciem. Nie wyjdą póki się nie pogodzą – James zaśmiał się, ale pokiwał głową na znak zgody.
                - Jestem z ciebie dumny – zmierzwił jej włosy – Taki szatański pomysł , kto by się spodziewał -  pocałował ją w czoło – To co na trzy?
                - Na trzy – podeszli do przyjaciół. Ci zupełnie nie zwracali na nich uwagi. Potter odliczył na palcach do trzech. Ruda złapała przyjaciółkę za obie ręce, którymi ta akurat wymachiwała.
                - Co robisz do cholery?! – wykrzyknęła.
                - Potter puszczaj mnie, bo wsadzę ci różdżkę tam gdzie… - nie dowiedzieli się gdzie, ponieważ zarówno Syriusz jak i Dorcas znaleźli się w namiocie. Lily szybko rzuciła zaklęcie.
                - Evans! Wypuść nas! – Black szarpał materiał namiotu.
                - Nie! – odkrzyknął za nią James – Dopóki się nie dogadacie, będziecie tam siedzieć!
                - No chyba sobie żartujesz! Prędzej skopie mu tyłek tak, że nie siądzie przez tydzień! – Dor była wściekła.
                - Najwyżej! – krzyknęli równocześnie Potter i Evans.
***********
Dorcas i Syriusz <3