Strony
▼
sobota, 24 listopada 2012
24.Bitwa wodna!
Nie mogłam się powstrzymać!Miłego czytania!
Wasz zakręcona Lilka.
*****************************************
Lily uśmiechnęła się.Dziś sobota!Przewróciła się na drugi bok i zdała sobie sprawę,że leży obok Jamesa.Gdyby ktoś półtora* roku temu powiedział,że będą razem,wyśmiałaby go.A teraz?Leży z półnagim chłopakiem sama mając zaledwie tylko majtki i jego koszulkę,która sięga jej do połowy ud.Znów uśmiechnęła się,tym razem z czułością,na widok jego miny.Wyglądał tak bezbronnie!Położyła mu rękę na policzku i lekko pocałowała.Nie zareagował,choć mogła przysiąc,że przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.Usiadła na nim okrakiem i pochyliła się nad jego twarzą,łaskocząc włosami po jego uchu.
-Wstajemy kochanie-wymruczała między pocałunkami-Szkoda marnować taki piękny dzień.
Spojrzała na jego gołą klatkę piersiową.Był taki seksowny!Idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha,ramion,aż jej się zakręciło w głowie,a krew uderzyła do głowy.Zdziwiona swoim zachowaniem zaczerwieniła się i znów położyła obok niego.Wtuliła twarz w zimną poduszkę i przez kilka minut słuchała równych oddechów współlokatorów Jamesa.Poczuła ciepłą rękę w pasie i po chwili została przyciągnięta do torsu chłopaka.Spojrzała w jego piękne orzechowy oczy i odpłynęła.Jak ona kocha jego oczy!
-Mówiłem Ci,że Cię kocham?
-Tak,ale nie wiem za co-odpowiedziała zadziornie.
-Kocham Cię za to,jakie masz zielone,śliczne i wciągające oczy.Za to,jakie masz włosy.Piękne,błyszczące rude włosy.Za to,jak zabawnie marszczysz nosek,gdy myślisz nad czymś intensywnie.Za to,jakie masz drobne dłonie,które aż mnie proszą,żebym je ujął.Za to,że jesteś najlepszym Prefektem na ziemi,równocześnie z byciem najpiękniejszą i najzdolniejszą dziewczyną,jaka chodziła po tym świecie.
Lily zarumieniła się,a jej oczy błysnęły szczęściem.
-A wiesz za co ja Cię kocham?Również za Twoje oczy.Śliczne orzechowe tęczówki.Za to,jaki masz wspaniały,umięśniony brzuch...-James parsknął śmiechem,a ona z obrażoną miną odwróciła się do niego plecami.Poczuła łagodne pocałunki na karku i z szerokim uśmiechem odwróciła się z powrotem zakładając mu ręce na szyję.-Za to,jak mnie przepraszasz,w sposób,który kocham.Za twoje wiecznie rozczochrane włosy.Za to,że jesteś moim kochanym rozrabiaką,jednocześnie nie zapominając o byciu Huncwotem z najlepszymi przyjaciółmi.Za to,że jesteś najprzystojniejszym i najlepszym chłopakiem,który kiedykolwiek chodził po ziemi.
Patrzyli sobie chwilę w oczy z uśmiechami.
-Chyba mam dość komplementów na dwa lata-oznajmił James.
-A ja nie!-wytknęła mu język.
James wsadził rękę pod jej plecy i położył się lekko na niej całując delikatnie.
-Kocham Cię jeszcze za to,jak mnie całujesz-wyszeptała mu do ucha,gdy zaznaczył ślad wargami na jej szyi.
****************
Syriusz bezproblemowo wszedł do dormitorium klasy siódmej dziewcząt.Rzucił zaklecia na pozostałe łóżka i podszedł do tego,w którym spała jego dziewczyna.Tak!jego dziewczyna,z którą chodzi najwięcej czasu i którą...no właśnie,kocha?Chyba tak,jednakże przecież sobie obiecał,że nigdy się nie wkopie,i co?
Bezszelestnie wślizgnął się pod jej pierzynę.Zakręciło mu się w głowie na widok jej krotkiej koszuli nocnej.Objął ją lekko i wtulił twarz w jej pachnące włosy,czekają na sen.
*
Dorcas odwróciła głowę i wydała z siebie zduszony okrzyk.Złapała się za serce i wtuliła się w Syriusza.
-Kochanie...ja nie śpię,więc ty też nie!-krzyknęła i usiadła na nim okrakiem.
Syriusz zaśmiał się,co musiało oznaczać,że już nie śpi.Położył ręce na jej udach i obserwował jej zamyśloną minę.
-Co powiesz na odwiedziny u Hagrida?-spytała.
-Sami?
-No nie wiem,z Lily i Jamesem,albo całą brygadą-wzruszyła ramionami-Idę się umyć.
-Pomóc?-spytał z nadzieją,a ta dała mu kuksańca w bok.Pocałowała go w usta i zeskoczyła z niego zgrabnie.Uśmiechnął się pod nosem i w podskokach wyszedł z dormitorium.Usłyszał jeszcze tylko chichot Dorcas.
Wszedł do swojego pokoju i w jego głowie zaświtał niecny plan.Budzenie gilgotkami!Tylko on wie,gdzie Rogacz ma łaskotki i baaardzo lubi to wykorzystywać.Szarpnął za kotary James'owego łóżka.
-Jimmi!-zaszcebiotał-O cholera,sorry!-ujrzał Jamesa leżącego na Lilce,na szczęście w ubraniach.Zasłonił kotary z powrotem i rzucił się na swoje łóżko-Idziemy do Hagrida,więc się zbierajcie!-powiadomił ich.
Doszły go tylko jęki pozostałych i z szyderczym uśmiechem zbliżył się do łóżka Lunatyka z różdżką w ręku.
Odsłonił kotary.
-Aquamenti!-wrzasnął,a z jego różdżki wyleciała woda na bezbronnego Remusa.Wrzask chłopaka obudził chyba wszystkich w zamku.Syriusz z piskiem rzucił się do ucieczki.Wskoczył do łóżka Jamesa chowając się za Lily.
-Black!-krzyknęła,gdy ten objął ją w pasie i zrobił z niej tarczę.
-Łapo,wiesz nawet jeśli ty lubisz trójkąty,nie znaczy,że ja i Lily też!Zostaw ją potworze!-wrzasnął i zaczął przeciągać damę w swoją stronę.
-No Black,puszczaj!Remus zabij go!-krzyczała Ruda i wyrywała się ze szponów Łapy.
Remus machnął różdżką,a na całą trójkę wyleciały jakieś pięć litrów wody.Lily przestała się wyrywać.Wszyscy spojrzeli na niego spode łba,a chłopak w jednej chwili znalazł się w Pokoju Wspólnym.
-Nie daruję mu tego!-wrzasnęła Lily.Porwała swoją różdżkę i wyleciała za Lunatykiem.Syriusz i James spojrzeli po sobie,po czym zerwali się na równe nogi i wybiegli za dziewczyną.Na dole na środku Pokoju kulił się Remus,a nad nim stała Ruda z wystawioną różdżką.Krzyki zwabiły prawie cały Gryffindor.
-Aquamenti!-ryknęła Ruda,a Lunatyk poderwał się i zaczął uciekać przed strumieniem wody.
-No co tak patrzycie!BITWA WODNA!-krzyknął James i woda z jego różdżki poleciała wprost na Dorcas.
I tak rozpętała się bitwa.Prawie cały Gryffindor brał udział w zabawie,dopóki nie przyszła McGonnagal i nie kazała im skończyć tej durnej zabawy.
Z uśmiechami na twarzach wrócili do swoich dormitorii.
************
-Cholibka,w życiu bym nie zgadł,że kiedyś będziecie razem!-krzyknął Hagrid,gdy Lily usadowiła się na kolanach Jamesa.
-Wiesz mi Hagrid,ja też nie-zapewniła Lily.
-A ja tam zawsze to wiedziałem!-James uśmiechnął się dumnie.
Przyjaciele parsknęli śmiechem.Nagle zza kanapy wyskoczyła włochata głowa.Dorcas wrzasnęła i wdrapała się na kolana Syriusza.
-Spokojnie,Dorcas!To tylko Kieł-mruknął Hagrid i wyciągnął zza kanapy...szczeniaka!
-Jaki śliczny!-zachwyciła się Lily i pogłaskała psa po główce.
-Kupię Ci lepszego-szepnął jej na ucho James.Uśmiechnęła się pod nosem i wsłuchała się dyskusji Syriusza i Hagrida na temat motorów.
********
-Musimy porozmawiać-oznajmiła Ann stając nad Remusem.Od kilku dni Remus unikał jej,a mimo,iż sprawiał jej tym ból postanowiła jakoś się porozumieć.
-Po jedzeniu-mruknął Remus.
-Zjadłam!-Dorcas podniosła się z ławki.Wszyscy zrozumieli.
-Ja też!-krzyknęł Lilka.
-Idziemy Peter.
-Ale ja jem!-jęknął Glizdogon.
-Powiedziałem 'idziemy'-warknął James przez zęby.
-Remusie...-zaczęła łagodnie-Nie przeszkadza mi,że masz problem.Na Merlina,zmagasz się z nim tylko raz w miesiącu!
-Ann,ja...
*****************
*Lily wcześniej zrozumiała,że kocha się w Jamesie,ale nie dopuszczała tego do swojej świadomości.
Zauważyliście,że większość notki dzieje się w łóżkach?;)
czwartek, 22 listopada 2012
23.O czym gada Hogwart?
Po powrocie do szkoły nic się nie zmieniło.No,może poza jednym małym szczegółem.Wiadomość,że wzorowa pani Prefekt chodzi z rozrabiaką numer jeden,rozeszła się po szkole w ekspresowym tempie.Druga nieważna wiadomość,że jedna z najbardziej pożądanych dziewcząt w szkole chodzi z jednym z najbardziej pożądanych chłopaków w szkole również wywołała niemałą burzę.Lily i Dorcas od dwóch tygodni dzielnie znosiły wszystkie plotki,ale w końcu cierpliwość kiedyś się kończy.Ostatnio Ruda usłyszała,że James zdradzał ją z pewną Ślizgonką wczoraj wieczorem.Może by i coś z tym zrobiła,gdyby nie fakt,że Rogacz cały wieczór spędził z nią w bibliotece.Gdy nie miała obrony dla swojego chłopaka,albo nie odzywała się do niego przez kilka godzin,albo dawała mu wycisk w bibliotece,co chwile na niego powarkując.Za to Dorcas często przypadkiem rzucała trochę za mocno do Syriusza kaflem,dzięki czemu zarobił kilka siniaków.Może i ich zachowanie było dziecinne,ale cóż poradzić,że takie już są?
Zapytacie: "Co z Remusem i Ann?".A więc odpowiem.
Spotykają się niemalże codziennie,jednak Remus się boi.Nie powiedział dziewczynom,chociaż obiecał Lily,o swojej przypadłości.Ann dzielnie znosi to,iż Remus jest tajemniczy,ale i jej cierpliwość kiedyś się skończy.
Teraz zapytacie,chociaż było mało wzmianek o tym: "Co z Alicją i Frankiem?".Odpowiem.
Spotykają się i są szczęśliwą parą.Mimo małych kłótni Alicja wierzy,że kiedyś się pobiorą.Szerokie plany,nie?A jednak będą prawdziwe!
A teraz spytacie: "Co z Glizdogonem?".A ja odpowiem.
Cóż ma z nim być?Nie ma dziewczyny,co nie znaczy,że nie będzie jej miał.Przecież nikt nie wie,co szykuje dla niego autorka!Jest szczęśliwy,że ma takich przyjaciół i to mu wystarczy.Całe dnie,gdy Huncwoci siedzą z dziewczynami,on spędza w bibliotece na nauce.Kto wie,czy szuka dziewczyny,czy wziął się wreszcie za naukę?
A teraz nie spytacie,bo nie byłoby powodu."Co z tą Sarah?".Odpowiem.
Nie lubią się z Lily,odkąd obie sięgają pamięcią.Sarah jest zazdrosna,ale teraz aż z niej kipi.Będzie to ważna postać tutaj,dlatego lepiej jej nie przeoczyć-cicha woda brzegi rwie.
***************~~~~~~~~~~~*******************~~~~~~~~~~~~************
-A wiec proszę na środek dwóch ochotników-po klasie potoczył się głos profesora Nettleda.
James i Syriusz wyszli na środek z pewnymi uśmiechami.
-Dobrze,poprosimy jeszcze jedną parę.
Lily i Dorcas spojrzały po sobie,po czym wstały z krzeseł.Po klasie przebiegły szepty,a Huncwoci popatrzyli na nie surowo.Nic sobie z tego nie zrobiły.
-Doskonale!A więc będzie to pojedynek damsko-męski.Działacie w parach,ale każdy z was ma swojego przeciwnika.Panna Evans z Panem Potterem,a Panna Meadowes z Panem Blackiem.Macie minutę na opanowanie strategii.
Lily podeszła do Dorcas z szerokim uśmiechem i powiedziała jej coś na ucho.
-Uwaga!Pamiętajcie,że używamy zaklęć N-I-E-W-E-R-B-A-L-N-Y-C-H!Raz!Dwa!TRZY!
W stronę chłopaków pomknęły zaklęcia.Dziewczyny świetnie posługiwały się zaklęciami,a chłopcy tylko blokowali.
-W prawdziwym pojedynku nie będziecie mogli dać forów,bo walczycie z dziewczyną!Ona będzie bezwzględna,dlatego panowie proszę się trochę przyłożyć!
Chłopcy niechętnie zaczęli atakować.Dziewczyny dokładnie omijały i odbijały ich zaklęcia ciągle atakując i uśmiechając się z satysfakcją.Z różdżki Lily w stronę Jamesa wciąż leciały zaklęcia,których większość nie znała.Walka robiła się coraz bardziej zacięta.Przypominało to trochę taniec z efektami specjalnymi w postaci różnokolorowych promieni.W pewnej chwili Lily pokazała za plecami trzy palce.Odliczała,a gdy zgięła ostatni palec obie trafiły zaklęciem w przeciwnika partnera.James padł pod siłą zaklęcia Dorcas,a Black od zaklęcia Rudej.
-Idealnie!Element zaskoczenia to doskonały trik!Czterdzieści punktów dla gryffindoru.Dziewczęta,dokonale!Koniec zajęć!
***
Chłopacy mieli "focha" do końca dnia,a dziewczyny i reszta Huncwotów nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-No James,ile można się boczyć?-spytała Lily siadając obok niego w pustej klasie.Siłą go tam zaciągnęła,żeby z nią porozmawiał.
-Wszyscy się z nas śmiali!Jak mogłyście nam tak zrobić?-spytał urażony.
-Och,no już się nie obrażaj,kochanie.-Lily pocałowała go w nos.
-Musisz się jakoś bardziej postarać.-stwierdził,odwracając głowę.Lily uśmiechnęła się pod nosem i zarzuciła mu ręce na szyję.Zaczęła wędrówkę ustami po jego żuchwie,by po chwili dojść do ust.Przybliżyła się lekko,a gdy ten przysunął głowę,ona odsunęła swoją i zaśmiała się.Sekundę później została powalona na ziemię i przygwożdżona do ziemi.
-Tak chcesz się bawić?-spytał i zaczął ją łaskotać.-Grabisz sobie.
-James,proszę!J-james!HA!-klasę wypełnił jej dźwięczny śmiech.
-Poddajesz się?
-Nie dam Ci buzi na dobranoc,ani nawet teraz!-zagroziła.James westchnął teatralnie i powiedział:
-No dobra,to ja się poddaję.
Lily uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go w usta.James obją ją ciasno,ale po chwili poczuł,że dziewczyna lekko drga.Odsunął się od niej i spojrzał na nią przestraszony.Lily wybuchnęła śmiechem.
-Co cię tak rozbawiło?
-Kocham Cię!
****&&&****
Dwa ostatnie tygodnie minęły jak z bicza strzelił.Ślizgoni wygrali mecz z Krukonami,a więc w przyszłym miesiącu Gryfonom pozostało wygrać z Puchonami i będą mieli finał.
Pewnego dnia Lily o mało nie dostała zawału.Do jej okna zapukała sowa z domu.Nie byłoby w tym nic dziwnego,tyle,że list był od Petuni Evans.
Droga Lily!
Wiem,jakie były nasze stosunki,przez te sześć lat.Chciałabym porozmawiać tak jak kiedyś,jak siostry.Zapraszam Cię na mój ślub.To dla mnie najważniejszy dzień w życiu,dlatego nie chcę go psuć.Mama jest temu przeciwna,ale kocham Vernona i w marcu odbędzie się ceremonia.Oczekuję Ciebie na Privet Drive dnia 15 marca.Załączone jest sześć zaproszeń.
Do zobaczenia,Petunia.
Zszokowana Lily usiadła na łóżku.Spojrzała jeszcze raz na list.To jej pismo!Nie!To jakiś żart!
Wzięła kawałek czystego pergaminu i nabazgrała kilka słów.
Petunio!
Co Cię nakłoniło do tej zmiany?!Nie żebym się nie cieszyła,ale zaskoczyłaś mnie.Chętnie przyjadę na twój ślub!To taki piękny dzień.Porozmawiamy jak przyjadę.
Lily.
-James?
-Tak kochanie?-spytał robiąc ruch pionkiem.Całą paczką siedzieli w Pokoju Wspólnym obserwując grę Rogacza z Remusem w czarodziejskie szachy.
-Pojedziesz ze mną na ślub?-spytała Lily.
-Tak kochanie-odparł machinalnie.
-Kochasz Sarah Newston?
-Tak kochanie.-przyjaciele patrzyli na całą sytuację rozbawieni.
-Rozstaniemy się?-spytała zła.
-Tak kochanie.HA!-zrobił ruch na planszy,a Lily trzepnęła go książką w głowę.-Au!Za co?
-Właśnie dobrowolnie rozstałeś się z Rudą.-oznajmił dziarskim tonem Syriusz.
-Że co?!-krzyknął patrząc na nią ze strachem.
-Jajco!Idziesz ze mną na ślub Petuni.-powiedziała Ruda.James kiwnął głową z ulgą.-Zresztą mam jeszcze cztery wolne zaproszenia.
-Ja nie mogę.-odezwali się Alicja i Glizdogon.
-Jadę do Szwecji.-wyjaśniła Ala.
-Ja do domu.
-Ej,co jest Remusie?Wyglądasz jakoś blado.-Ann popatrzyła na niego czule.
-To dlatego,że jestem takim dobrym graczem-oznajmił James.
-Przegrałeś z nim po raz trzeci.-powiedziała Dorcas patrząc na niego powątpiewająco.
Lily przytuliła się do Jamesa.
-Uważajcie na siebie.-jęknęła do jego ucha.
-Zawsze uważamy-odpowiedział i pocałował ją w skroń.
******
-Lily,ty wiesz gdzie poszli.-oznajmiła surowo Dorcas.
-Nie wiem!
-Lily nie okłamuj nas!Powiedz o co chodzi.-zażądała Ann.
-Nie mogę.To tajemnica.-powiedziała twardo.
-Masz przed nami tajemnicę?-spytała Dorcas nie dowierzając.
-Huncwoci nie pozwalali mi o tym mówić.Jak poprosicie powiedzą wam też.
-O super!To idź sama porozmawiać z Huncwotami,skoro tylko Ciebie darzą zaufaniem!
Lily zła wyszła z dormitorium i usiadła na fotelu.
Miał im dawno powiedzieć, a teraz co?!Na nią się gniewają!
******
-Lily?
-Nie chcę z wami rozmawiać.-oświadczyła chłodno.Huncowci spojrzeli po sobie.
-Czemu,kochanie?-spytał łagodnie James.
-Dziewczyny nie odzywają się do mnie,bo ja wiem co robiliście,a one nie!
-Trzeba im w końcu powiedzieć-westchnął Syriusz.
-To co,wycieczka do SS*?
Po namówieniu dziewczyn Łapa i Glizdogon razem z dziewczynami poszli do SS,a w wieży zostali tylko James i Lily.
-Bardzo Cię boli?-spytała Lily gładząc go po policzku.
-Mniej-skłamał i objął ją jedną ręką.
-Nie wierzę Ci,ale skoro tak uwazasz.-Lily pocałowała zadrapanie na policzku.Przeszła do czoła.Powędrowała do zapuchniętej wargi i musnęła lekko jego obdrapane ramiona-Mam pomysł.
-Jaki?
-Czy jak pójdę z Tobą spać,będzie mniej bolało?Mogę zaśpiewać Ci kołysankę.-obiecała.James kiwnął ucieszony głową i położył się na łóżku robiąc dziewczynie miejsce.Przykryli się szczelnie kocem i zasnęli w swoich ciepłych ramionach.
-Kocham Cię.-dało się jeszcze słyszeć równoczesny szept.
*****
*SS-skrzydło szpitalne
środa, 21 listopada 2012
22. Sylwester 2
Jestem chora,więc mam czas na pisanie,jednakże nie jestem robotem,a bez weny nie piszę.
Notkę dedykuję dziewczynie o imieniu na literę W,która non stop mnie motywuje do dalszej pracy oraz wszystkim,którzy czytają tego bloga.
wydaję mi się,że za szybko wprowadziłam to zdarzenie,jednakże moja weny poszybowała do przodu już za Hogwart,dlatego chcę jak najlepiej i najszybciej zakończyć czasy szkolne.Jednakże będą te ważniejsze momenty,więc mogę życzyć tylko cierpliwości.
Wiecie jaką mi Katecheta zrobił niespodziankę na lekcji?Czytał coś tam i nagle słyszę:
"Gdzie skarb twój,tam i serce twoje".
*****************************************&&&&***********
Stali oboje w pustym pokoju.Dorcas nerwowo przygryzała wargę.
-A więc słucham.-Syriusz założył ręce na piersi.
-Chcę zerwać zakład.-powiedziała.
-Dlaczego?-spytał podejrzliwie.
-Bo w pewnym sensie wygrałeś.-rzuciła na wydechu,patrząc na jego reakcję.
-To znaczy?-spytał zdziwiony.
-Upadłam na głowę,ale...chyba...sięwtobiezakochałam-wykrztusiła.
-Co?Możesz powtórzyć?
-Chyba się w tt-tobiezak-kochałam.
-Dorcas!Powiedz wyraźnie,bo Cię nie rozumiem!
-Idiota!Zakochałam się w Tobie!-zamarła,patrząc na jego twarz.
-Słyszałem za pierwszym razem,ale nie mogłem uwierzyć,że Dorcas Meadowes nie może tego wykrztusić.-wyszczerzył się do niej.
-Niepotrzebnie się wygłupiłam.-jęknęła i odwróciła się do okna.
-Wiesz,nie wierzyłem w miłość,a może nie chciałem wierzyć,ale poznałem jeden powód,dla którego warto było to zmienić.
-Co to za powód?-spytała cicho.
-Ty.-odpowiedział i podniósł palcem jej podbródek.
-Że co?-miała nadzieję,że się nie przesłyszała.
-Mówię,że się...zakochałem.W Tobie.
-Nie jesteś pijany?-spytała podejrzliwie.
-Nie zdążyłem wypić nic,oprócz jednego kubka kremowego.
-I co z tym zrobimy?
Nie odpowiedział,tylko wpił się zachłannie w jej ciepłe wargi.
*****
-Lily!
-James!
-Jimmi!-zaszczebiotała jakaś dziewczyna,a Ruda uśmiechnęła się pogardliwie-James nie znosi,jak ktoś tak do niego mówi.
-Przepraszam,ale właśnie...-zaczął.
-Och,ale tylko jeden taniec!No proszę!
-Ja...
Lily zrezygnowana pokiwała głową,na znak,że może iść.James westchnął i poprowadził dziewczynę na parkiet.
-Lilka!
-Christy!Co ty tu robisz?-uściskała koleżankę.
-A ty co robisz bez Jamesa?
-Nie mieliśmy okazji.Przyszłaś z chłopakiem?
-Tak.Powodzenia,wierzę w was.-zachichotała i odeszła,by po chwili zniknąć w tłumie gości.
Lily ani razu więcej nie miała sposobu porozmawiać z Jamesem.Po dwóch godzinach prób zrezygnowała.Może tak miało być?
-Uwaga!Za dwie minuty witamy nowy rok,a więc proszę wszystkich na zewnątrz!-James stanął na blacie barku.Tłum gości wypłynął na wielki ogród.
-Dziesięć!...Dziewięć!...
-Lily!
-James!
Obydwoje próbowali przecisnąć się przez tłum,jednak nie dane było im się spotkać.
-Trzy!DWA!JEDEN!SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!-wrzasnął tłum,a w czarne niebo wystrzeliło z milion fajerwerków.
Lily zawiedziona podeszła do obejmujących się Dorcas i Syriusza.Jej twarz wykrzywił uśmiech.
-Szczęśliwego nowego Roku.Oczywiście za miłość.-wzniosła kieliszek i stuknęła w kieliszki pary.Później już nawet nie pamiętała komu składała życzenia.Patrzyła ponuro w sztuczne ognie na niebie.
Tak chciał los,pomyślała.Może nie dane być nam razem?
Westchnęła i wróciła do domu,gdzie zabawa rozkręciła się na dobre.
****
Podniósł głowę,ale zaraz tego pożałował.Ogromny ból przeszył jego czaszkę.Jęknął,gdy uświadomił sobie,że jest organizatorem i ma obowiązek wstać pierwszy.Powoli podniósł się na nogi, nieprzytomnie rozglądając się dookoła.Panował tu nieziemski bałagan.Przywołał eliksir i wodę.Wypił szybko zawartość fiolki i po pięciu minutach był gotów na wszystko.Machnął różdżką,a przy każdym imprezowiczu pojawił się ten sam "zestaw ratunkowy".Otworzył drzwi ogrodu i uśmiechnął się z nadzieją.Porwał koc leżący na wiklinowym fotelu i podszedł do Lily.
-Mogę?
-Jasne-odpowiedziała.Zatliła się w niej mała iskierka nadziei.Usiadł obok i przykrył obojga kocem.Bliskość ta sprawiła,że zakręciło im się w głowach.
-Lily...-zaczął,ale mu przerwała.
-Nie.James,chciałam Cię przeprosić za to,jaka byłam.Wiem,że źle Cię oceniłam,ale na Merlina,byłam mała,a ty wyskakujesz z randką.Wkurzałeś mnie,prawda,ale chyba nie chciałam się przyznać,że pochlebiało mi to.Jesteś wspaniałym chłopakiem,o którego zabiegają wszystkie dziewczyny,a ty chciałeś mnie.W każdym razie przepraszam,ze byłam taka.Teraz widzę,że nie powinnam się tak zachowywać.Wybacz.
-Lily,wyjdzie na to,że cała wina jest twoja,a wcale tak nie jest!Próbowałem Ci zaimponować i wkurzało mnie to,że mi odmawiałaś.Cierpiała moja męska duma,więc próbowałem znów.Wiem,ze byłem głupi.Na początku byłaś rodzajem wyzwania,a z czasem zrozumiałem,że Cię po prostu kocham.
Zapadła cisza.Lily spojrzała w jego orzechowe oczy,które tak kocha i dotknęła dłonią jego policzka.
-Ja Ciebie też.
Zadarła lekko głowę,a on pochylił się delikatnie.Ich usta złączyły się w czułym,pierwszym(no,oprócz tych wymuszonych.dop.aut.) i niesamowitym pocałunku.James jednym ruchem przycisnął ją do siebie.Oparła policzek o jego tors.
-Za późno to do mnie dotarło.Ale myślę,że wtedy nie byłoby tak jak jest teraz.
-Zgadzam się.To co?Evans,umówisz się ze mną?
-Zastanowię się,Potter.-pocałowała go jeszcze raz i uśmiechnęła się na widok jego miny.
***
Dorcas obudziła się obolała na piersi Syriusza.Spojrzała ze strachem na dół i z ulgą stwierdziła,iż jest kompletnie ubrana.Łapczywie wypiła eliksir i przystąpiła do budzenia Syriusza.
-Co jest?Jak się spało?-spytał niewyraźnie i rzucił się na wodę.
-Jesteś bardzo wygodny.-uśmiechnęła się czule i cmoknęła go w policzek.-Idziemy na dół.
Zeszli po schodach,co jakiś czas natykając się na śpiących lub żegnających się gości.
-Ty,patrz!-szepnął Syriusz wskazując palcem na jakiś kształt leżący na tarasie.
-Co to jest?
Syriusz podszedł powoli do "tego czegoś" i jednym gwałtownym ruchem zdjął koc.Lily wrzasnęła równo z Dorcas.Syriusz patrząc na obejmującą się parę również wrzasnął równocześnie z Jamesem,który krzyknął na widok jego fryzury.
-Co wy tu robicie?!-spytała Dorcas trzymając się za serce.
-My?Wyjaśniamy sobie coś.-powiedział James,wciąż patrząc na fryzurę przyjaciela.
-Och,Evans.Sypialnia jest na górze!-zawołał z udawanym przejęciem Syriusz.
-Ale my nie...-Lily zrobiła się czerwona.Dorcas widząc zażenowanie przyjaciółki złapała Syriusza za rękę.
-Jesteście parą?-spytał Rogacz zdziwiony.
-Chyba tak.-odpowiedziała niepewnie Szatynka.
Lily udała,że się zgłasza,a gdy spojrzeli na nią,powiedziała:
-O której wracają rodzice?
James i Syriusz pobledli.Ten pierwszy wyciągnął różdżkę i przyłożył ją do gardła.
-UWAGA LUDZIE!DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA PRZYBYCIE,ALE TERAZ PROSZĘ,RUSZCIE TYŁKI,BO ZA CHWILĘ BĘDĄ TU MOI STARZY!DO WIDZENIA I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!-po całym domu rozległ się jego głos.Po chwili słychać było przekleństwa i trzaski zamykanych drzwi.Reszta również wyciągnęła różdżki i równo rzucili zaklęcia czyszczące.Cały dom zalśnił czystością,a James odetchnął z ulgą.
-Dzięki.
****
-James!Syriusz!Jesteśmy!
-Już idę,mamo!
Szybko znaleźli się w holu, w którym Dorea i Charlus Potter ściągali płaszcze.
-Mamo,to jest Lily Evans.-przedstawił James.Dorea uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła jej dłoń.
-James dużo o Tobie opowiadał,kochanie!
-Mamo!-jęknął Rogacz,a reszta zachichotała.Lily przywitała się jeszcze z panem Potterem i poszli wszyscy do kuchni zjeść coś na śniadanie.
-No,no,no,nie spodziewałam się takiego porządku.
-Nie doceniasz nas,mamo.
***
-Dobrze kochanie,ucz się dobrze,pamiętaj,że masz owutemy.Lily przypilnuj go,proszę.-zwróciła się do Rudowłosej,która rozbawiona obserwowała Jamesa.
-Nie ma sprawy,pani Potter.
-No dobrze, i ty też Syriusz!Ucz się dobrze.Remus,uważaj na nich,a ty Peter odżywiaj się zdrowo.Dorcas,mniej chłopaków więcej nauki!-pogroziła im palcem.-Do zobaczenia dzieci!
Wsiedli do pociągu odprowadzeni czujnym spojrzeniem pani Potter.Usiedli w jednym z przedziałów.
Podróż mijała im spokojnie.Lily spała oparta na ramieniu Jamesa.Nie wiedziała,na ile może sobie pozwolić,póki co.To samo działo się z Dorcas.Obie były niesamowicie szczęśliwe,jednak wciąż pełne obaw.
Ale cóż powiedzieć,ich marzenie wreszcie się spełniło.Zresztą nie tylko ich marzenie,bo tak samo czuli się nasi chłopcy.
Miało być wszystko dobrze,chociaż nie mieli pojęcia,co szykuje dla nich los.
wtorek, 20 listopada 2012
21. Sylwester 1
Lily otworzyła leniwie oczy.Usiadła w pozycji siedzącej i zapiszczała z uciechy.Przy jej nogach była spora kupka prezentów.Rozpakowała wszystkie.Od Dorcas dostała perfumy.Od Ann pełno biżuterii,od Alicji sukienkę,którą upatrzyła sobie w Hogsmeade.Od Syriusza bieliznę(!),od Remusa książkę "Pokonać słabości".Prychnęła cicho i spojrzała na następny prezent.Peter wysłał jej górę słodyczy,a Jamesa album.Wsadziła wszystko do kufra z uśmiechem i poszła do łazienki.
Po prysznicu pomalowała się lekko.Ubrała rurki i luźny brązowy sweter.Włosy związała w niedbałego koka.Wyszła ze swojego pokoju i po dziesięciu minutach wreszcie odnalazła salon.
-Wesołych Świąt!-krzyknęła i uściskała każdego.
-Witaj kuzynko.-do kuchni wszedł Kyle,brat Carmen.
-O hej!Ale się zmieniłeś!-krzyknęła zanim zdążyła ugryźć się w język.Mogła śmiało powiedzieć,że był tak przystojny jak Black,bo od Pottera to chyba nikt nie może być ładniejszy.(!)
-Dzięki.Idziemy po prezenty?
Jej oczy zaświeciły się,ale ciocia szybko opanowała ten entuzjazm.
-Kyle!Dobrze wiesz,że prezenty otwieramy dopiero po kolacji.
Oboje jęknęli.Nie miała co robić,więc chciała pójść na plażę,jednak zatrzymała ją sowa.Od Dorcas.
Lilka!
Było by mi bardzo miło,gdybyś odwiedziła Dolinę Godryka w Sylwestra.To będzie najlepsza nasza impreza,bo ostatnia w tak wielkim gronie.Mówię Ci!Kuzyni Pottera są taaaaacy przystojni!Błagam,schowaj dumę do kieszeni i 31 grudnia oczekuję Cię w Dolinie Godryka przy małym kościółku-tam Cię odbiorę.Pozdrów mamę.
PS Dziękuję za prezent!Jest bombowy!
Wesołych Świąt,Dorcas.
Lily westchnęła głośno."Schowaj dumę do kieszeni"....
***
-Potter!-krzyknęła Dorcas i zaraz tego pożałowała.Przed nią pojawiło się chyba z trzydziestu przystojnych nastolatków.-Chodzi mi o tego napuszonego dupka!
Cała zgraja zachichotała,tylko jeden wydawał się być obrażony.
-Zaprosiłam tu Lily.Masz tego nie zmarnować,a jeśli będzie płakała,lub chociaż się zasmuci,to osobiście pokażę Ci gdzie trafiają tacy jak ty,zrozumiano?-spytała ostro i patrzyła,jak stopniowo oczy Jamesa zaczynają błyszczeć.
-Tak jest.Dziękuje!
Usłyszała jeszcze kilka chichotów chłopaków,ale James wydawał się ich nie słyszeć.Pokręciła głową i ruszyła po schodach.Przechodząc obok jednego z pokoi usłyszała ciche nucenie.Wejrzała niepewnie przez szparę w drzwiach,ale od razu cofnęła wzrok.Na srodku pokoju Syriusz stał i zakładał bokserki.Na szczęscie zarumienionej Dorcas był tyłem do drzwi.
Idiotka!Po co tam zaglądałaś?,pomyślała Szatynka i szybko pobiegła do swojego pokoju.
****
Święta czuło się w całym domu,oprócz na zewnątrz,gdyż Grecja to wyjątkowo ciepły kraj na tę porę roku,więc nie było ani grama śniegu.Lily sama wyczarowała magiczny puch w ,także można było trafić na niego wszędzie.Gościom,którzy przyjechali wczoraj w liczbie piętnastu wmówiono,że to po prostu sztuczny śnieg w sprayu.Wszędzie wisiały świecidełka,bombki i inne świąteczne akcesoria.W pokoju Lily nad łóżkiem zwisały delikatne białe lampki,a na oknie stała mała choineczka.W salonie za to stało ogromne świąteczne drzewko ozdobione milionem bombek,bombeczek i bóg wie jeszcze czego.
-Dzieci!Kolacja!-dało się słyszeć krzyk jednej z matek.
I nagle chyba z tysiąc stóp zbiegło z ogromnych schodów.W kuchni robił się ogromny harmider.Po chwili w całym salonie było słychać szuranie krzeseł i krzyki rozeźlonych matek.
Lily rzuciła się na jedzenie.Jadła każdego po trochu,ponieważ tradycja w ich domu nakazywała zjedzenie każdego,chociaż po małym kęsie,bo dopiero wtedy mogło się otwierać prezenty.Obok niej siedziała babcia,która z rozbawieniem obserwowała dzieci,które jadły z nieludzką prędkością.
-Mamo?-z dziewięciu buź wydarło się to jedno słowo.Matki spojrzały po sobie o kiwnęły głowami,a dzieci jak na komendę zerwały się z krzeseł i podbiegły do choinki.Jedynie Lily,Carmen i Kyle zostali przy stole,czekając aż młodsi zgarną paczki i rozejdą się do swoich pokoi.
-Liluniu,nie idziesz?-spytała troskliwie babcia Meredith.
-Poczekam aż dzieci odejdą.-odpowiedziała grzecznie i odwzajemniła uśmiech staruszki.
-Mam wrażenie,że coś Cię trapi.-powiedziała cicho patrząc na nią przenikliwie.
-Nie,skądże.-mruknęła i zaczęła grzebać widelcem w misce z buraczkami.
-Chodzi o jakiegoś chłopca?
-Babciu!-na twarzy rudowłosej pojawiły się rumieńce.
-A więc jednak.-nie dawała za wygraną babcia.
-Och,babciu.Nie wiem co mam robić.-przytuliła się do niej.
-Może opowiesz mi w skrócie?
-No bo to było tak,że on mnie kochał i wciąż pytał o randkę,a ja mu odmawiałam.No i teraz,kiedy to ja się w nim zakochałam,on się mną znudził.Chociaż wszyscy mi powtarzają,że wciąż mnie kocha.No i nie wiem czy mam jechać do niego na sylwestra.-wyżaliła się.
-Skarbeńku,ja miałam podobnie.On na pewno Cię kocha i wyczekuje Ciebie w dniu Sylwestra!Nie martw się niczym i idź po prezenty.Najlepiej by było,gdybyś posłuchała głosy serca,a wtedy będziesz miała pewność,że robisz dobrze,kochanie.No idź.-mrugnęła do Rudej i popchnęła w stronę choinki.
*****
Posłuchaj serca.Łatwo mówić.Co serce mówi?
Jedź!Rusz tyłek i ruszaj,choćby zaraz.
Ale wtedy wtrąca się rozum.
A jak zrobisz z siebie idiotkę?
Nie!On Cię kocha!
I kolejny dylemat.Jak mu powiedzieć?
Hej,James.Kocham Cię.
Nie,inaczej.
James,chciałam żebyś wiedział,że się myliłam.Kocham Cię.
Merlinie!Dlaczego to takie trudne?Serce,może pomożesz?
****
-Jedziesz.
-Nie.
-Bez dyskusji.Pakuj się.
-Nie!
-Jedziesz.
-Carmen!
-No już.
Lily prychnęła i cisnęła szczoteczką w otwarty kufer.
-Grzeczna dziewczynka.-Carmen uśmiechnęła się i dorzuciła kilka złożonych bluzek.Lily,ubrana w krótką beżową sukienkę,buty na szpilce stała na środku pokoju i patrzyła jak kuzynka pakuje jej rzeczy.Za piętnaście minut miała deportować się do Doliny Godryka,a z tamtąd miała odebrać ją Dorcas.Lily posiadała już plan.Przyjaciółka będzie chciała,żeby wyjawiła swoje uczucia Jamesowi,ale zrobi to tylko wtedy,kiedy ona otworzy się przed Syriuszem.
-No.Powodzenia.-Carmen wypchnęła ją z pokoju i pocałowała w policzek.-Do zobaczenia za pięć miesięcy.
-Narazie.Nie nawidzę Cię.
***
Lily stanęła przed niewielkim kościółkiem.Zęby dygotały jej z zimna.Rozejrzała się dookoła.Stała w otoczeniu wiejskich domków-jedne były mniejsze,inne większe,a zdarzały się okazałe wille.Dziewczyna niepewnie przeszła parę kroków w stronę pierwszego rzędu domostw,gdzie muzyka wyraźnie wzrastała.
-Lilka!-usłyszała krzyk przyjaciółki i po chwili dobiegla do niej Dorcas.Wyglądała pięknie-włosy miała luźno puszczone,na nogach pobłyskiwały srebrne botki,a całość uzupeniała krótka sukienka.
-Dorcas!Wyglądasz...wow.
-Dzięki,ty też wyglądasz wow.-odpowiedziała i wyszczerzyła się do niej.-No więc,jaki plan?
-O co chodzi?-spytała głupio Lily.
-Powiesz Jamesowi?
-Zobaczy się.-Ruda wzruszyła ramionami.
-Lily,nooo-jęknęła Szatynka.
-Okej,jeśli ty powiesz Syriuszowi,ja powiem Jamesowi.
Dorcas wydęła usta i wycelowała nos w niebo.Szły przez chwilę w milczeniu,słuchając skrzypienia śniegu.
-Dobra.-mruknęła Dorcas w końcu.-Ale wiesz,że wtedy przegram zakład?
-Musisz trochę pocierpieć,żeby później być szczęśliwą-powiedziała poważnie Lily.
-Filozof się znalazł.-uśmiechnęły się do siebie robawione.
-Kiedy dojdziemy?-Lily słyszała muzykę coraz głośniej,jednak Dorcas wciąż nie zwalniała.Minęły małą gospodę,z której pobrzmiewały śmiechy i krzyki gości.
-Za moment.Mówię Ci,bedzie bombowo.Gdybyś widziała jak się szykował!-Dorcas zachichotała,a Lily wzniosła oczy ku niebu.
W końcu stanęły przed małą furtką przy zapuszczonym,kamiennym domku.
-Chcesz mi powiedzieć,ze tu mieszka Potter?Ten Potter?-spytała powątpiewająco Lily.Dorcas uśmiechnęła się tylko.Obie dotknęły dłońmi bramki i przeszły przez furtkę.Lily o mało co się nie wywróciła.Stały pod baldachimem drzew oplatanych przez delikatne złote lampki.
-Tu jest bajecznie-wyszeptała i ruszyła za Dorcas,co chwilę ślizgając się na lodzie.Doszły przed ogromny dom.Ogromny-to mało powiedziane.To był pałac!
-To rodzinny dom klanu Potterów,dlatego jest tak wielki,a akurat najbliższa rodzina Jamesa obiecała się nim zająć,więc tu mieszkają.
Na środku placyku stała mała fontanna.Musiała być zaczarowana,bo woda mimo niskiej temperatury nie zamarzła,tylko wciąż wesoło pluskała.Widać było tu kobiecą rękę,gdyż wszędzie można było widzieć kwiaty.
-Lily!-usłyszała głos Jamesa,a na twarz mimowolnie wyszedł jej uśmiech.
Została wprowadzona do domu,a w jej uszy uderzyła fala muzyki.Rozejrzała się i stwierdziła,że w domu jest z około dwieście gości.
-To co,może zatańczysz?-spytał Potter i poprowadził ją na parkiet.
Przetańczyli kilka szybkich piosenek,aż w końcu muzyka zwolniła.
-James,przyjechałam tu,bo chciałam Ci coś powiedzieć.Ja...-zaczęła.
-Odbijany!-zaszczebiotała jakaś blond włosa dziewczyna i odepchnęła Lily.Zszokowana odeszła w stronę napoi.Wzięła kieliszek Ognistej i wypiła za jednym razem.Trunek rozpalił jej gardło.
Na odwagę!,pomyślała.
niedziela, 18 listopada 2012
20. Witaj Grecjo !
Lily szła wolno po korytarzach szkolnych,kurczowo trzymając Pelerynę Niewidkę Jamesa,którą "pożyczyła".Nie miała co ze sobą zrobić.Jutro i tak jest dzień wolny,więc odeśpi te parę godzin.Wciągnęła powietrze.Znów czuła Jego zapach.Taki charakterystyczny,szumiący w głowie.Tylko dlaczego on przestał ją kochać,kiedy ona zaczęła?!Trzeba być wybitnie utalentowanym,żeby postępować tak jak Lily.Boi się mu powiedzieć co czuje.Boi się odrzucenia,wyśmiania.
-Ktoś tu jest,maleńka?-usłyszała chrapliwy głos woźnego.Wpadła do jakiejś klasy i zamknęła drzwi zaklęciem.Przyłożyła ucho do drewna,wysłuchując jakichkolwiek odgłosów.Dopiero po chwili rozejrzała się po sali,do której wtargnęła.W kątach piętrzyły się krzesła i zakurzone stoły.Pod ścianą wisiało kilka map.Najbardziej zdziwiło ją wielkie lustro,stojące pod oknem.Podeszła bliżej i przeczytała napis wykuty na ramie.
AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄWT EIN MAJ IBDO
Ten napis nic jej nie mówił.Nie miała pojęcia po jakim był języku.Niepewnie spojrzała na gładką taflę.Czym prędzej odwróciła głowę,patrząc za siebie.Z powrotem spojrzała w lustro,w którym odbijał się James Potter.No ale go tu nie ma!Spojrzała na jego twarz.Wydawała się nieco starsza.Wydała z siebie zduszony okrzyk,gdy obok postaci w lustrze pojawiła się ona-również starsza o kilka lat.Postacie spojrzały po sobie i pocałowały się czule.Odwróciły się w jej stronę i pokiwały zachęcająco głowami.Lily odskoczyła od lustra opierając się o lodowatą ścianę.
-Nie bój się tego,Lily.
-Profesor Dumbledore!-spojrzała na dyrektora,który siedział na jednej z ławek i kiwał nogą.
-Co to za zwierciadło?Czy ono pokazuje...przyszłość?-spytała.
-Nie,droga Lily.Przeczytaj napis od tyłu.
Lily pomyślała,że Dumbledore zwariował,ale posłusznie spojrzała na napis i przeczytała na głos:
-Odbijam nie twą twarz ale twego serca pragnienia...
-Dokładnie.
-Nie,nie,nie!-jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
-To lustro nie dostarcza jednak, ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą. Czasami nawet popadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle, jest prawdziwe lub choćby możliwe.Więc,Lilyanne,nie szukaj więcej tego lustra,bo zostanie ono przeniesione.
-Dobrze,profesorze.
-Lily,prędzej czy później będziesz musiała podjąć właściwą decyzję i wtedy twoje marzenia się spełnią.Tylko nie możesz się ich bać!To lustro pokazuje najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienia naszego serca. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać go jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie.
-A pan,profesorze,co widzi?
-Ja?Siebie,trzymającego parę skarpetek.
***
-Alicja?
-Tak?
-Skąd masz ten naszyjnik?-spytałam marszcząc brwi.
-Dostałam do Franka.Jeśli wypowiem jego imię,trzymając w palcach zawieszkę i się zaświeci,to znaczy,że go kocham.-odpowiedziała.Złapała za małe serduszko.-Frank-zawieszka pojaśniała niebieską poświatą.-Widzisz?-spytała rozpromieniona.
-Tak,widzę.-odparłam przez zaciśnięte zęby.Weszłam do łazienki i ze złością zatrzasnęłam drzwi.Przecież w każdej chwili trzymając nieświadomie,gdyż często to robię, zawieszkę,mogłam wypowiedzieć jego imię!Zrobił to specjalnie!O nie kochany,tak to my się nie będziemy bawić.Wyszłam z dormitorium i zeszłam do Pokoju Wspólnego.James siedział nad jakimś pergaminem.
-Hej.
-Cześć Lily.-mruknął w odpowiedzi.
-Nie mogę jechać do Ciebie na święta.Przepraszam,ale mama koniecznie chce mnie przy sobie.Wiesz,to pierwsze święta bez...taty.
-Nie ma sprawy Lily,jakby co to pamiętaj,że mój dom stoi otworem.-nie zdążył nic więcej powiedzieć,gdyż pokiwałam głową i wróciłam do siebie.
Spojrzałam na kalendarz.Pojutrze był bal,a następnego dnia popołudniu miałam z gabinetu profesora Dumbledora znaleźć się w domu mojej ciotki,w Grecji.Jednak jedna sprawa nie dawała mi spokoju...no tak!Nie miałam partnera na bal.Od razu przyszedł mi na myśl James,ale wyrzuciłam to szybko z głowy.Nie dość,że mnie nie kocha,to jeszcze niedawno zaczął umawiać się z dziewczynami.Okropnie mnie to wkurzyło.No nic,pójdę sama.
****
-LILY!
-Tak?
-Daj mi te szpilki!
Podałam jej buty i sama założyłam sukienkę.Wyglądałam olśniewająco.Huncwoci mnie pochwalili.Tańczyłam chyba ze wszystkimi.Najadłam się (i napiłam,ale to nieistotny szczegół).I to wszystko jeśli chodzi o bal.
Czemu?
Zatańczyłam raz z Rogaczem jakiś szybki kawałek.Może nie chciał się narzucać?
Gdy impreza się rozkręciła wyszłam z Wielkiej Sali,gdy po raz kolejny James szedł z jakąś Blondyną na parkiet,a ta wiła się przy nim,jakby chciała go przelecieć na środku Sali.
I koniec.Jutro wyjeżdżam i mam nadzieję zostać na Nowy Rok w Grecji.
***********
-Lily,serio musisz jechać?-spytała powątpiewająco Dorcas,gdy razem siedziały w "magicznym miejscu" nad sadzawką.
-Dorcas,ja po prostu nie chcę jechać tam,gdzie mnie nie chcą.James już mnie nie kocha,a sama zresztą widzisz,że znowu ma milion fanek.Więc tak,serio muszę jechać.
-Jaka ty jesteś uparta!Co z tego,że Cię nie kocha?Chociaż myślę,że to bzdura!
-Przestań.-ucięłam ostro i wstałam.-Idę skończyć się pakować.Kto wie,czy nie poznam tam jakiegoś przystojnego Greka?
Wróciłam do Pokoju Wspólnego.Olałam spojrzenia przyjaciół.Byłam zła.Dlaczego?Czy to wszystko przez ten głupi medalik od Jamesa?Tego nie wiem,ale byłam po prostu wściekła.Na pewno w Dolinie Godryka też ma pełno fanek,a ja musiałabym na to patrzeć.Nie zniosłabym tego,dlatego bezpieczniej byłoby jechać do mamy.Tak!Jechałam do mamusi!Boże,jaka ja jestem żałosna!Ale trudno,obiecałam mamie,że będę.I koniec.
*
-Ach,droga Lily,witam.Widzę,że nie wzięła moich rad do serca.
-Nie mam ochoty o tym rozmawiać,profesorze.
-Oczywiście,Lily,ale prędzej czy później będziesz musiała to zrobić.
Dziewczyny patrzyły na nas zdziwione.Przytuliłam każdą i każdego(Jamesa z lekkim ociąganiem).
-Wesołych Świąt!-krzyknęłam i zniknęłam w szmaragdowych płomieniach,ostatni raz patrząc na twarz Rogacza.
*
Otrzepałam się z popiołu i wyszłam z kominka.Otworzyłam buzię ze zdziwienia.To nie był dom,to była willa i to cholernie wielka!Salon był jak dwa Pokoje Wspólne.Urządzony był bardzo nowocześnie i bogato.Nigdy nie słyszałam,żeby ciocia Megan była aż tak majętna.
-Lily!-na moją szyję rzuciła się Carmen,moja najlepsza kuzynka.-Tak za Tobą tęskniłam.Jak tam w domu?Co u tej zołzy?Jak w Hogwarcie?Co znowu zrobił Potter?
-Łołołoł.Carmen,daj Lily odetchnąć!-usłyszałam głos cioci.Podeszłam do niej i uścisnęłam ją.-Carmen pokaże Ci twój pokój.
Kluczyłyśmy między korytarzami.Czułam się,jakbym była w pałacu!Na ścianach wisiały obrazy,zdjęcia,lustra i co kawałek była mała ławeczka.Wszędzie było pełno drzwi i schowków.W końcu doszłyśmy do drzwi z napisem "LILY".
-Wchodź!-zachęciła mnie kuzynka i otworzyłam drzwi.Ten pokój był tak jak dwa razy moja sypialnia,a muszę przyznać,że i ona nie była mała.Panowały tu barwy zieleni,co bardzo mi się spodobało.W rogu widniało królewskie łóżko,obok ogromna szafa,toaletka,drzwi do łazienki,komoda,biblioteczka.Na środku wielki,żółty,puchowy dywan.Wszystkie moje rzeczy już tu były,oprócz starych mebli,które najprawdopodobniej wciąż są na Privet Drive.
-Tu jest obłędnie!-powiedziałam i uściskałam Carmen.
-Sama urządzałam ten pokój dla Ciebie.Skoro masz tu zamieszkać po Hogwarcie.-wzruszyła ramionami,a jej policzki lekko się zaróżowiły.-Mam ochotę na spacer,idziemy?A,Lily.Tu jest ciepło,więc wystarczy Ci wiosenna kurtka i jakieś balerinki.
Zostawiłam kufer na środku mojego pokoju,przebrałam się i po piętnastu minutach wyszłyśmy na plażę!
-Plaża!Ja nie mogę,będę mieszkać w domu nad plażą!Skąd miałyście na to pieniądze?
-Lily!No przecież moja mam jest malarką!Ostatnio zarabia kupę kasy,a ojciec,dobrze wiesz,jest piłkarzem,a więc przysyła mamie spore alimenty.
Ściągnęłam buty i weszłam do zimnej wody.
-Tu jest pięknie.Zazdroszczę Ci,że mieszkasz tu przez cały czas.Ja dopiero za pięć miesięcy.-jęknęłam.
-A no właśnie.Co tam w Hogwarcie,no i co u napuszonego dupka?
Wyczarowałam koc,gdyż na plaży nie było nikogo,a Carmen wiedziała,że jestem czarownicą.
-No właśnie problem w tym,że to nie jest już napuszony idiota.
-Co?
Opowiedziałam jej dosłownie wszystko.
-Ale się wkopałaś.
-Ale zrozum,ja nie mogę z nim być,i tyle.To nie jest chłopak dla mnie.
-Jeśli go kochasz,a on kocha Ciebie...
-Nie kocha mnie.-warknęłam i rzuciłam płaski kamień w stronę morza.
-No dobra.Załóżmy,że Cię kocha,to powinniście dać sobie szansę.Ja tak uważam.
-Ach tak?A co u idioty,Noela?Hmm...-spytałam mściwie,patrząc jak na jej policzki wstępuje czerwień.
-To długa historia.
-Mamy cały dzień.
******
-James,błagam!-krzyknęła Dorcas.Od godziny siedziała z Jamesem w jego pokoju.Chłopak był przygnębiony.-Kochasz ją?-spytała cicho.
-Co to za pytanie?!
-Odpowiedz!
-Nie wiem.
-Słuchaj,ja nie wierzę,że nagle przestałeś się nią interesować.-ciągnęła dalej,niczym niezrażona.
-Bo nie..po prostu zrozumiałem,że nie mogę jej zmusić.Wolę,żeby była z innym,niż nieszczęśliwa ze mną.
-Człowieku!Ona Cię kocha!Próbowała Ci to powiedzieć na cmentarzu,ale ty musiałeś jej nagadać,że chciałeś ją tylko zaliczyć!
-Że co?!
-Właśnie to,James.I tak za dużo powiedziałam.Czego ty jeszcze ode mnie oczekujesz?
-Dorcas?
-No słucham!-odpowiedziała zła.
-Zaproś ją tu na Sylwestra.Błagam.
-O nie,James.Zobaczycie się w szkole.Sam spieprzyłeś sprawę i sam będziesz to dokręcać.I tak Lilka mnie zabiję,że Ci powiedziałam.Jakbyś mógł,to nie mów jej tego,okej?
-Nie ma sprawy.-odpowiedział ponuro.
-Przykro mi James,ale trzeba być tobą,żeby wpakować się w takie gówno.
sobota, 17 listopada 2012
19. Czy ja źle całuję?
-Hej,a no właśnie,jak przedstawia się nasza tabela w quidditchu?-spytał Black.
-W listopadzie wygraliśmy z Krukonami.Jeśli wygramy z Puchonami,a Slytherin z Krukonami,to mamy finał ze Ślizgonami.
-Znowu z tymi idiotami.-powiedział jeden z braci Prewett,robiąc nieciekawą minę.
-Słuchajcie,dzisiaj chcę zobaczyć na co wast stać.Jeśli pokażecie klasę,to odpuszczę wam trening jutro.Plan macie wywieszony w Pokoju Wspólnym.Mecz ze Ślizgonami mamy co prawda w lutym,ale nie zaszkodzi ćwiczyć.
-Super.-mruknęła Dorcas.
-Do roboty!-zawołał orzechowooki kapitan i wygonił drużynę z szatni.
*******
Kilka dziewczyn spojrzało obrzydzeniem na Dorcas.
-Mam coś na twarzy?-spytała zdziwiona.
-Jesteś brudna,Meadowes.-odparła jedna z Blondynek.
Lily i Ann zachichotały.Po chwili obok nich usiedli James i Syriusz,także jeszcze nie przebrani i cali od błota.Dorcas usłyszał komentarz jednej z tych wytapetowanych panienek:
-Zobaczcie jak oni męsko wyglądają!Są tacy słodcy!
Dorcas parsknęła śmiechem,a dziewczyna spojrzała na nią z obrzydzeniem.
-Idę się umyć.-oznajmiła Dorcas i wstała.
-Mogę iść z Tobą?-spytał błagalnie Syriusz,a dziewczyny obok popatrzyły zszokowane na swoje bożyszcze.
-Jasne!
-Serio?
-Nie.
-No czemu mnie nie chcesz?-zawył,a Huncwoci i Huncwotki parsknęli śmiechem.
-Chcesz mi powiedzieć,że metoda trzech "Z" jest Ci nieznana?Zdobyć,zaliczyć,zostawić?-spytała wściekła.
-Owszem znana,ale skąd wiesz,że w twoim przypadku też jej chcę użyć?
-Jesteś Syriusz Black i choćbyś bardzo chciał to zmienić,nie zrobisz tego.-odpowiedziała i wyszła z Wielkiej Sali.
-Ach te kobiety.-westchnął Syriusz i wróci do jedzenia kolacji.
-Black,jesteś koszmarny.-skomentowała Lily.
-A to niby czemu?
-Gdybyś odrobinę się zmienił...ja nie mówię o celibacie.-uśmiechnęła się paskudnie,a James parsknął śmiechem.-No chyba,że stać Cię było na to.Spójrz na Jamesa.Zmienił się i jest o wiele lepszy.Mógłbyś brać z niego przykład.
-Ha!Widzisz Łapo?
Syriusz prychnął.
-A no właśnie Evans,umówisz się ze mną?-spytał James i uśmiechnął się zawiadiacko.
-Niech no pomyślę...nie?
************
Od pół godziny Lily stała nad kociołkiem i przygotowywała eliksir miłosny.Od początku roku mieli same powtórki,więc i na Eliksirach się zdarzały.W końcu przygotowania do owutemów ruszyły pełną parą.Dodała ostatni składnik i z satysfakcją stwierdziła,że idealnie uważyla eliksir.Wciągnęła zapach,a na jej twarz wypłynął leniwy uśmiech.Czuła miętę,zapach pergaminu i książek oraz perfumy Jamesa.
-Lily,no jak ty to robisz?!-jęknęła Dorcas.Barwa jej eliksiru była okropnie żółta.
-Nie dodałaś korzenia.-odpowiedziała,spoglądając do jej kociołka.Szatynka klepnęła się w czoło.
-No!Panna Evans otrzymuje dwadzieścia punktów!-po sali rozległ się głos profesora Slughorna.Krukoni uśmiechnęli się ze zdenerwowaniem,a Gryfoni zawyli z uciechy.-No już dobrze,dobrze.Droga Lily,mam nadzieję,że otrzymałaś moje zaproszenie?
-Oczywiście,profesorze.-odpowiedziała i uśmiechnęła się sztucznie.
-Panie Potter i Panie Black!
-Tak?-do stolika Huncwotek podeszli chłopacy.
-Mam nadzieję,jak już mówiłem drogiej Lily,że zobaczę was na moim skromnym przyjęciu?
-Oczywiście.-odparł James.
-Jasna sprawa.-poparł go Syriusz.Oboje powstrzymywali się od śmiechu na widok miny Alicji,która za wszelką cenę próbowała ich rozbawić.
-Dobrze.Koniec zajęć!
Dziewczyny wyszły z sali.
-Co czułaś w swoim kociołku?-spytała Dorcas.
-Zgadnij.A ty?
-Zgadnij.
Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.
-Jak tam między Tobą a Syriuszem?-spytała Alicja,gdy wszystkie siadały przy stole.
-Nijak.Dziewczyny,zrobiłam coś głupiego.
-Co?
-Założyłam się z Syriuszem,to znaczy...tak niedokońca.Podrywał jakąś cycatą,no więc do niego podeszłam i powiedziałam,że z nią nie będzie,a on powiedział,że może być z każdą i wtedy powiedziałam,że ma być ze mną,ale ja się nie dam.-oznajmiła na jednym wydechu.Lily zakrztusiła się kurczakiem,aż w jej oczach pojawiły się łzy.Ann klepnęła ją w plecy.
-Co zrobiłaś?-spytała słabo Lily,wciąż kaszląc.
-To co słyszałaś.
-Wiesz,że jesteś dalej niż bliżej,nie?
-Wiem,ale nic na to nie poradzę.A co z Tobą i Jamesem?-zmieniła temat.
-Nic.Ja nie wiem,czy mam mu to powiedzieć,czy może to wyjdzie samo z siebie.-wzruszyła ramionami.
Nie widziały,że obok nich podsłuchuje jej pewna Gryfonka,o imieniu Sarah-odwieczny wróg Lily.Nie lubiły się po prostu.Może dlatego,że James woli "tą Rudą".On jeszcze będzie jej,a Evans popamięta.
***
-Witam,piękne panie.-do stolika dziewczyn dosiedli się Huncwoci.
-Dorcas,pamiętaj dzisiaj trening.-James spojrzał na nią surowo.
-James,a nie pomyślałeś,że mam inne plany?Codziennie tylko treningi!
-Chcesz przegrać ze Ślizgonami?
-Nie.
-No właśnie.
-Dzisiaj nie ma treningu.-wtrącił Syriusz.
-Słucham?
-To co słyszałeś Potter.-dyskretnie wskazał na okno.
-Dobra Meadowes,dzisiaj ci odpuszczam.
***
-Co on wyprawia!?-ryknął Syriusz i zamienił się w wielkiego psa.Po chwili dołączy do niego James.Oboje zapędzili wściekłą bestię z powrotem do Zakazanego Lasu.Kotłowali się z nim przez chwilę,aż w koncu wilkołak zaniepokojony jakimś szelestem pobiegł w głąb lasu.
~
W tym samym czasie Lily ślęczała w łazience nad swoim kociołkiem.
-No co jest źle?!-jęknęła,gdy po raz kolejny jej eliksir okazał się bezużyteczny.Czegoś brakowało.Nad kociołkiem powinien unosić się dym,według jej przekonań.
A cóż nasza ambitna Prefekt robi?Próbuje uwarzyć Eliksir Tojadowy dla Remusa.No i za każdym razem czegoś brakuje!
Ach,gdyby on wiedział,jak ona się dla niego poświęca.Swój czas,nerwy i spanie.Ale nie obchodzą ją te głupie rzeczy.Woli,żeby Remus nie zrobił krzywdy jej przyjaciołom.A w szczególności Jamesowi.
***
-Evans!
-Tak?
-Masz dzisiaj przypilnować Pottera na szlabanie o 18.Za piętnaście minut,w czwartej klasie na lewo na piątym piętrze.Zrozumiano?-spytała ostro profesor McGonnagall.
-Tak jest!-odpowiedziała,po czym zasalutowała,gdy profesorka już tego nie mogła zobaczyć.
Powłóczyła nogami na wskazane piętro.Opanowała szybkie bicie serca i weszła do środka.
-Już myślałem,że się pani profesor spóźni!
-Bierz się do roboty,James.
-Lily?-spytał podchodząc.
-Jak widzisz.-odpowiedziała,cofając się.
-Czemu się cofasz?Boisz się mnie?-jego twarz wykrzywił uroczy uśmiech.
-Nie!
-To podejdź do mnie.
Lily przygryzła wargę.Jak nie podejdzie,to wyjdzie,że się go boi.No,bo to prawda!Jak jasna cholera!
-Lily?-chłopak założył ręce na piersiach.
Podeszła wolno do niego.Wyglądali na prawdę śmiesznie.On-mający ponad 1,87,a Ona-zaledwie 1,67.Musiała zadzierać głowę do góry,żeby spojrzeć mu w oczy.Dotknął delikatnie jej policzka i uśmiechnął się gdy zadrżała.
-Nie miałeś czasem czegoś robić?-spytała,oddychając głęboko.Chłopak wciąż patrząc na nią machnął skomplikowanie różdżką i wokół nich zrobił się idealny porządek.-Skąd?
-Różdżka Łapy.-wyjaśnił cicho i zrobił krok do przodu,na co dziewczyna krok do tyłu.Napotkała opór w postaci ściany i jęknęła.
-Znów się mnie boisz?Że cię pocałuję?-spytał prosto z mostu i położył jej dłoń na policzku.
TAK!
-Nie.-odpowiedziała.Chłopak przybliżył się do niej niebezpiecznie.Musnął wargami jej płatek ucha.Lily serce biło jak oszalałe,a krew uderzyła jej do głowy.
-Nawet teraz?-spytał cicho,zaznaczając ustami linię jej żuchwy.
-N-nie.
Pocałował ją lekko w zagięcie szyi.Ręka zjechała na jej talię,druga wciąż trzymała za policzek.Przygryzł lekko kącik jej warg,a ona jęknęła.Już nie miała siły walczyć.Pociągnęła go za włosy i wpiła się w jego usta.Chłopak na początku zdziwiony,zaczął oddawać pocałunki.Obie jego ręce zjechały na jej biodra.Lily ogarnął strach-przypomniało jej się to,co zrobił Dorian.Było jej tak dobrze,jednak strach przezwyciężył.Odepchnęła go i uciekła.Nie odwróciła się,gdy zaczął ją wołać.Najprawdopodobniej bardzo go zraniła,ale nadal biegła,aż w końcu wpadła do Pokoju Wspólnego.Zatrzymała się przed kominkiem i spojrzeniem nakazała przyjaciółkom iść za sobą.Wszystkie zerwały się z miejsca i po chwili zniknęły za drzwiami swojego dormitorium.
-Całowałam się z Jamesem.
*****
James wszedł do dormitorium z niewyraźną miną.Zastał tylko Łapę rozwalonego na łóżku.
-Co jest?
-Łapo,czy ja źle całuję?-spytał James.W jego głosie słychać było desperację.
Syriusz parsknął śmiechem i spojrzał rozbawiony na przyjaciela.Dopiero po chwili zorientował się,że przyjaciel nie żartuje i zrobił zdezorientowaną minę.
-A nie przyszło Ci do tego pustego łba,że skąd ja mogę wiedzieć,do cholery?
-Pomóż mi!
-Jak?Chyba nie chcesz mi powiedzieć,że mam Cię pocałować?-spytał blednąc.
-Na mózg ci padło?-spytał przestraszony Potter.
-Ble!-krzyknęli w tym samym momencie.
-Pomyślmy,a czy któraś dziewczyna się skarżyła?
-Nigdy.
-No i widzisz.
James nie był do końca przekonany,ale kiwnął głową.
-To teraz ty mi pomóż.Z Dorcas.
-O nie Łapo.Psychologiem to ja nie jestem,chociaż przypominając sobie wszystkie rozmowy z Tobą,mogę śmiało stwierdzić,że dla Ciebie powinienem być psychiatrą.
-Ha ha.
********
-Jak to?
-Tak to.Ale uciekłam.-Lily wzruszyła ramionami.
-Czemu?!
-Ja..bałam się.
Po krótkich namowach Lily opowiedziała im to okropne zdarzenie,kiedy była na wymianie.
-A to bydlak!
-Ale Lily!To jest James.Wiesz dobrze,że nie zrobił by czegoś takiego.-powiedziała łagodnie Dorcas.
-Wiem,ale się wystraszyłam.Boję się,że go zraniłam.
-Nie przejmuj się,jutro mu przejdzie.
-Oby.A tak nawiasem mówiąc,czułam się jak w niebie.
środa, 14 listopada 2012
18. Na brak rozrywki nie będziesz narzekać.
Hejka.Muszę wam powiedzieć,że miło mi się robi,gdy patrzę na wyświetlenia postów.Czyli ktoś to czyta!
Ale wiecie,że komentowanie nie boli?Serio,może być nawet jedno słowo,byle bym wiedziała,że ktoś tu zagląda i czyta moje wypociny.
Miłego czytania!
****** ********** *************
-Lily?
Rudowłosa potknęła się i jak nic wylądowała by na ziemi,gdyby nie silne ramiona Jamesa.
-Dzięki...co ty tu robisz?!-spytała,jednocześnie czując jak nieproszona czerwień wkrada się jej na policzki.
-Właśnie odkryłem to przejście,no i usłyszałem Ciebie.-wymamrotał,patrząc jak pięknie wygląda z rozwianymi włosami i zarumienionymi policzkami.
-Och.-tylko tyle była w stanie wykrztusić.
-Hej!Mogłabyś pomóc mi z wypracowaniami?-spytał,patrząc zdziwiony na kupkę odrobionych prac.
-Jasne.James?
-Tak?
-Mógłbyś nikomu nie mówić o tym miejscu?
-Nie ma sprawy,ale pamiętaj,że nie jestem jedynym Huncwotem.
-Pamiętam.-uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-Kto jeszcze wie o tym miejscu?
-Tylko Dorcas.No i ty-dodała z niesmakiem.
-A to źle?-spytał,patrząc jak marszczy śmiesznie nos.
-Tak?Chciałam mieć własne miejsce,ale nie,ty musisz wszystko znaleźć!-założyła ręce na piersi,a on roześmiał się.
-Piękna jesteś,jak się złościsz.-powiedział,patrząc jej w oczy.Przez chwilę tracili się w swoich spojrzeniach,aż w końcu Lily się otrząsnęła.
-Piszesz,czy nie?Za chwilę biorę te wypracowania i wracam do dormitorium,więc dalej.-powiedziała i odwróciła głowę by nie zobaczył jej czerwonych policzków.
***
-Hej!Christy,zaczekaj!-Lily biegła za blondynką,aż ta w końcu zatrzymała się.-Możemy porozmawiać?
-Jasne,Lily.
Weszły do jakiejś pustej klasy.
-Christy,bo,ja wiem,że nie powinnam była,ale to nie było specjalnie,na prawdę!Po prostu...
-Lily!Może od początku?
-No więc-wzięła głęboki oddech.-Wiem,że nie kochasz Jamesa i go zdradzasz.
Christy patrzyła na nią przez chwilę uważnie,po czym zaczęła chodzić po klasie.
-To prawda,a wiesz dlaczego?On kocha Ciebie,ty jego.Nie zaprzeczaj Lily,bo Ci walnę!-Ruda spojrzała na nią zaskoczona,a ona kontynuowała.-Pomagałam Jamesowi,zapomnieć o Tobie i jak głupia łudziłam się,że mi się to uda.Przecież widziałam wasze wyczyny na korytarzach,a Hogwart tak naprawdę jest mały.On nadal Cię kocha.Ja nigdy go nie kochałam.Czułam do niego jedynie przyjacielskie stosunki i myślę,że on czuł to samo.Już dawno miałam z nim zerwać i zrobię to dziś.
-Nie!Nie zrywaj z nim!To wszystko przeze mnie!-Lily ukryła twarz w dłoniach.
-Nie Lily.To nie przez Ciebie.Po prostu kocham innego i on kocha inną.Ty kochasz jego.To widać.-oznajmiła Złotowłosa.
-Dziękuje,Christy.
-Tylko musisz to dobrze wykorzystać.Pociesz go,czy coś.-uśmiechnęły się do siebie ciepło,po czym każda poszła w swoją stronę.
~
Lily weszła rozpromieniona do dormitorium.
-Nie mogę jechać do Ciebie na święta.-usłyszała głos Dorcas.
-Czemu?-spytała słabo.
-Lily,przepraszam.Rodzice napisali,że jedziemy odwiedzić dziadków w...Polsce!
-Ja też nie mogę.-odezwała się Ann.Lily z coraz większą złością odwróciła się w jej stronę.Dobry humor z niej uleciał.
-No po prostu mama chce mnie na święta w domu.-dodała Blondynka.
-No to jadę do Grecji.-oznajmiła smutno,a dziewczyny objęły ją i zrobiły przepraszające miny.-Muszę powiedzie chłopakom.
Kiwnęły głowami i ruszyły do dormitorium Huncwotów.Niepewnie weszły do środka,nie wiedząc,jak duży bałagan zastaną w środku.Na szczęście było w miarę czysto,jak na nich.Każdy z chłopaków siedział na swoim łóżku.
-Chłopaki?Z naszych świąt nici.Dziewczyny nie mogą jechać.
-A no właśnie.Ja też nie,bo jadę do Rogacza.-powiedział Syriusz.
Lily westchnęła ciężko i powiedziała:
-No to pojadę do Grecji.I tyle.
Syriusz kopnął Jamesa znacząco,a ten wydukał zdenerwowany:
-Wcale nie musisz jechać do Grecji.Przecież możesz przyjechać do mnie,zresztą wszyscy możecie.
-Nie chcę robić kłopotu...-zaczęła.
-Gdzie tam!Moja mam ucieszy się,jak będzie więcej ludzi.Co prawda wyjdzie około pięćdziesiąt osób,ale to nic!
-Super!-ucieszyła się Dorcas.-Masz jakiś kuzynów w swoim wieku?
-O tak,na brak rozrywki nie będziesz narzekać.
-Dzięki.-powiedziała Lily.Wyszły wszystkie.Ruda od razu zaatakowała.
-Specjalnie mi odmówiłyście!Wiedziałyście o tym!
-No to Syriusz wymyślił.A ja się zgodziłam.-powiedziała Dorcas i zarumieniła się lekko.
-No już to widzę.Wystarczyło pewnie,że przejechał te swoje kłaki tą wielką łapą...
-Wypraszam sobie!-zza drzwi dobiegł ich głos Blacka.Zupełnie zapomniały,że sterczą na klatce schodowej.
-Nie podsłuchuj,bo Ci uszy odpadną,Black!Już ja się o to postaram!-wrzasnęła Dorcas.
Czyli wszystko po staremu,pomyślała Lily.
***
-Cholera!-do dormitorium wparował James.
-Co jest?-spytał Syriusz nie podnosząc wzroku znad gazety.
-Zerwała ze mną!
-Kto?-zza kotar wyłoniła się głowa Petera ubrudzona czekoladą.
-Evans,wiesz?-spytał ironicznie.
-Spokojnie,stary.-Remus popchnął go na łóżko.-Co się stało?
-A to,że Christy ze mną zerwała.Nie dość,że to pierwsza dziewczyna,która mnie zostawiła i z którą byłem więcej niż dwa tygodnie,to jeszcze zrywając mówi mi,że kocham Lily,a ona kocha mnie!
W dormitorium zapadła cisza.Trzy otwarte buzie wpatrywały się w Jamesa.
-To dobrze się składa,nie?-spytał niepewnie Syriusz.
-W sumie tak.-odpowiedział James po chwili namysłu.
-Pamiętacie,jak wam mówiłem,że Lily i Dorcas dziwnie się zachowują?Myślę,że to przez to.
-Co przez co?-spytał Syriusz.
-One was kochają,baranie.-Remus wywrócił oczami.
-Na mózg Ci padło.
-Mówię serio!
-Skoro tak,to w Tobie kocha się Ann,zresztą z wzajemnością!-zaatakował James.
-Ja nie mam prawa na miłość.-powiedział bezbarwnie Remus i zasłonił kotary swojego łóżka.
****
Lily ubrała niechętnie dres.Wczoraj obiecała sobie,że zacznie o siebie dbać.Była w wyśmienitym humorze.Zarzuciła kaptur na głowę i wybiegła z dormitorium.
Już od dobrej godziny James latał na miotle co jakiś czas obserwując Lily,która ćwiczyła nad jeziorem.W końcu postanowił do niej polecieć.
-Mogę się przyłączyć?-krzyknął w jej stronę,gdy był kilka stóp nad nią.
-Na miotle?-spytała podnosząc brew.Po chwili jej twarz wypełniło przerażenie,gdyż James z Huncwockim uśmiechem podleciał do niej i przerzucił przez miotłę.Usiadła przed nim i zaczęła się wydzierać:
-POTTER!Zamorduję Cię!Natychmiast na dół!
-Ze mną Ci nic nie grozi!-zapewnił ją i wzbił się wyżej.Lily zapiszczała i wtuliła się w jego tors.
-Przyszłam biegać,ale nie!Przecież jakiś pacan musi mnie porywać!NA MIOTLE!
-No dobra,ale obiecaj,że mnie nie pobijesz!-krzyknął.Okrążyli jezioro i przyśpieszyli w stronę ziemi.
-Zabijemy się!-jęknęła i jeszcze mocniej go złapała.Serce biło jej niesamowicie szybko.W nozdrza uderzył znany zapach.Podniosła wzrok na iskrzące radością oczy Jamesa.
-Patrz gdzie lecisz!
-To będzie trudne,bo jesteśmy już na ziemi.-oznajmił,wciąż jej nie puszczając.
Lily prychnęła.
-Puść mnie już,Potter.
-Gdybyś nie zauważyła,to nie ja Cię trzymam.-odpowiedział z szerokim uśmiechem.
Lily oderwała swoją rękę od jego i poczerwieniała aż po cebulki włosów.
-A tak w ogóle,jestem James.-zaakcentował ostatnie słowo i podał jej rękę.
-Lily.-odpowiedziała niepewnie i poczuła jak chłopak muska wargami jej wierzch dłoni.
-Dobra,to miałaś ćwiczyć,nie?-spytał.Ledwo powstrzymywał śmiech na widok jej zażenowania.
-Chyba mam dość wrażeń na dziś,ale...kto ostatni ten gacie Smarka!-wrzasnęła i rzuciła się do ucieczki.James zaśmiał się.W biegu odesłał miotłę i przystąpił do pościgu Rudej.
-Pierwsza!-krzyknęła gdy przekroczyła wrota.
-A teraz do Pokoju Wspólnego!-i już go nie było.
Ze śmiechem pobiegła za nim.W pewnym momencie naburmuszona zaczęła zwalniać.James widząc to,jak na gentelmena przystało dał jej się wyprzedzić.Dziewczyna wybuchła śmiechem,a on zrozumiał,że to był podstęp.
-Osz ty!-krzyknął za nią i po chwili oboje zniknęli za rogiem.
~~~
-Dziękuje droga Lily,że zgodziłaś się przyjść.To Prionus Pfingle.Jest najlepszym poszukiwaczem smoków,chociaż wiem,że na pewno nie pójdziesz w tym kierunku.
-Miło mi.Ma pan rację,chciałabym zostać uzdrowicielką.O,zobaczyłam kogoś znajomego.Do zobaczenia jutro.-pożegnałam się ładnie.Impreza trwała od czterech godzin i miała serdecznie dość poznawania nowych ludzi,których imion i tak już nie pamięta.
-Potter,Black!-krzyknęła do chłopaków,którzy stali przy złotek kolumnie i popijali Ognistą.
-Co tam,Ruda?
-Wracam do dormitorium.Idziecie?-spytała.
-Nie pozwolimy Ci samej się szwędać.-odpowiedział James.Pożegnali się z profesorem Slughornem i wyszliśmy z przyjęcia.
Po prostu padała z nóg.Gdy dotarli do Pokoju Wspólnego,już nawet nie myślała co robi.Pocałowała obu w policzki i weszła do swojego dormitorium.
-Dobra,idziemy spać?-spytał Syriusz.
-Z Tobą zawsze,Łapciu!-wyśpiewał James,po czym rzucił się do ucieczki.
Ale wiecie,że komentowanie nie boli?Serio,może być nawet jedno słowo,byle bym wiedziała,że ktoś tu zagląda i czyta moje wypociny.
Miłego czytania!
****** ********** *************
-Lily?
Rudowłosa potknęła się i jak nic wylądowała by na ziemi,gdyby nie silne ramiona Jamesa.
-Dzięki...co ty tu robisz?!-spytała,jednocześnie czując jak nieproszona czerwień wkrada się jej na policzki.
-Właśnie odkryłem to przejście,no i usłyszałem Ciebie.-wymamrotał,patrząc jak pięknie wygląda z rozwianymi włosami i zarumienionymi policzkami.
-Och.-tylko tyle była w stanie wykrztusić.
-Hej!Mogłabyś pomóc mi z wypracowaniami?-spytał,patrząc zdziwiony na kupkę odrobionych prac.
-Jasne.James?
-Tak?
-Mógłbyś nikomu nie mówić o tym miejscu?
-Nie ma sprawy,ale pamiętaj,że nie jestem jedynym Huncwotem.
-Pamiętam.-uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-Kto jeszcze wie o tym miejscu?
-Tylko Dorcas.No i ty-dodała z niesmakiem.
-A to źle?-spytał,patrząc jak marszczy śmiesznie nos.
-Tak?Chciałam mieć własne miejsce,ale nie,ty musisz wszystko znaleźć!-założyła ręce na piersi,a on roześmiał się.
-Piękna jesteś,jak się złościsz.-powiedział,patrząc jej w oczy.Przez chwilę tracili się w swoich spojrzeniach,aż w końcu Lily się otrząsnęła.
-Piszesz,czy nie?Za chwilę biorę te wypracowania i wracam do dormitorium,więc dalej.-powiedziała i odwróciła głowę by nie zobaczył jej czerwonych policzków.
***
-Hej!Christy,zaczekaj!-Lily biegła za blondynką,aż ta w końcu zatrzymała się.-Możemy porozmawiać?
-Jasne,Lily.
Weszły do jakiejś pustej klasy.
-Christy,bo,ja wiem,że nie powinnam była,ale to nie było specjalnie,na prawdę!Po prostu...
-Lily!Może od początku?
-No więc-wzięła głęboki oddech.-Wiem,że nie kochasz Jamesa i go zdradzasz.
Christy patrzyła na nią przez chwilę uważnie,po czym zaczęła chodzić po klasie.
-To prawda,a wiesz dlaczego?On kocha Ciebie,ty jego.Nie zaprzeczaj Lily,bo Ci walnę!-Ruda spojrzała na nią zaskoczona,a ona kontynuowała.-Pomagałam Jamesowi,zapomnieć o Tobie i jak głupia łudziłam się,że mi się to uda.Przecież widziałam wasze wyczyny na korytarzach,a Hogwart tak naprawdę jest mały.On nadal Cię kocha.Ja nigdy go nie kochałam.Czułam do niego jedynie przyjacielskie stosunki i myślę,że on czuł to samo.Już dawno miałam z nim zerwać i zrobię to dziś.
-Nie!Nie zrywaj z nim!To wszystko przeze mnie!-Lily ukryła twarz w dłoniach.
-Nie Lily.To nie przez Ciebie.Po prostu kocham innego i on kocha inną.Ty kochasz jego.To widać.-oznajmiła Złotowłosa.
-Dziękuje,Christy.
-Tylko musisz to dobrze wykorzystać.Pociesz go,czy coś.-uśmiechnęły się do siebie ciepło,po czym każda poszła w swoją stronę.
~
Lily weszła rozpromieniona do dormitorium.
-Nie mogę jechać do Ciebie na święta.-usłyszała głos Dorcas.
-Czemu?-spytała słabo.
-Lily,przepraszam.Rodzice napisali,że jedziemy odwiedzić dziadków w...Polsce!
-Ja też nie mogę.-odezwała się Ann.Lily z coraz większą złością odwróciła się w jej stronę.Dobry humor z niej uleciał.
-No po prostu mama chce mnie na święta w domu.-dodała Blondynka.
-No to jadę do Grecji.-oznajmiła smutno,a dziewczyny objęły ją i zrobiły przepraszające miny.-Muszę powiedzie chłopakom.
Kiwnęły głowami i ruszyły do dormitorium Huncwotów.Niepewnie weszły do środka,nie wiedząc,jak duży bałagan zastaną w środku.Na szczęście było w miarę czysto,jak na nich.Każdy z chłopaków siedział na swoim łóżku.
-Chłopaki?Z naszych świąt nici.Dziewczyny nie mogą jechać.
-A no właśnie.Ja też nie,bo jadę do Rogacza.-powiedział Syriusz.
Lily westchnęła ciężko i powiedziała:
-No to pojadę do Grecji.I tyle.
Syriusz kopnął Jamesa znacząco,a ten wydukał zdenerwowany:
-Wcale nie musisz jechać do Grecji.Przecież możesz przyjechać do mnie,zresztą wszyscy możecie.
-Nie chcę robić kłopotu...-zaczęła.
-Gdzie tam!Moja mam ucieszy się,jak będzie więcej ludzi.Co prawda wyjdzie około pięćdziesiąt osób,ale to nic!
-Super!-ucieszyła się Dorcas.-Masz jakiś kuzynów w swoim wieku?
-O tak,na brak rozrywki nie będziesz narzekać.
-Dzięki.-powiedziała Lily.Wyszły wszystkie.Ruda od razu zaatakowała.
-Specjalnie mi odmówiłyście!Wiedziałyście o tym!
-No to Syriusz wymyślił.A ja się zgodziłam.-powiedziała Dorcas i zarumieniła się lekko.
-No już to widzę.Wystarczyło pewnie,że przejechał te swoje kłaki tą wielką łapą...
-Wypraszam sobie!-zza drzwi dobiegł ich głos Blacka.Zupełnie zapomniały,że sterczą na klatce schodowej.
-Nie podsłuchuj,bo Ci uszy odpadną,Black!Już ja się o to postaram!-wrzasnęła Dorcas.
Czyli wszystko po staremu,pomyślała Lily.
***
-Cholera!-do dormitorium wparował James.
-Co jest?-spytał Syriusz nie podnosząc wzroku znad gazety.
-Zerwała ze mną!
-Kto?-zza kotar wyłoniła się głowa Petera ubrudzona czekoladą.
-Evans,wiesz?-spytał ironicznie.
-Spokojnie,stary.-Remus popchnął go na łóżko.-Co się stało?
-A to,że Christy ze mną zerwała.Nie dość,że to pierwsza dziewczyna,która mnie zostawiła i z którą byłem więcej niż dwa tygodnie,to jeszcze zrywając mówi mi,że kocham Lily,a ona kocha mnie!
W dormitorium zapadła cisza.Trzy otwarte buzie wpatrywały się w Jamesa.
-To dobrze się składa,nie?-spytał niepewnie Syriusz.
-W sumie tak.-odpowiedział James po chwili namysłu.
-Pamiętacie,jak wam mówiłem,że Lily i Dorcas dziwnie się zachowują?Myślę,że to przez to.
-Co przez co?-spytał Syriusz.
-One was kochają,baranie.-Remus wywrócił oczami.
-Na mózg Ci padło.
-Mówię serio!
-Skoro tak,to w Tobie kocha się Ann,zresztą z wzajemnością!-zaatakował James.
-Ja nie mam prawa na miłość.-powiedział bezbarwnie Remus i zasłonił kotary swojego łóżka.
****
Lily ubrała niechętnie dres.Wczoraj obiecała sobie,że zacznie o siebie dbać.Była w wyśmienitym humorze.Zarzuciła kaptur na głowę i wybiegła z dormitorium.
Już od dobrej godziny James latał na miotle co jakiś czas obserwując Lily,która ćwiczyła nad jeziorem.W końcu postanowił do niej polecieć.
-Mogę się przyłączyć?-krzyknął w jej stronę,gdy był kilka stóp nad nią.
-Na miotle?-spytała podnosząc brew.Po chwili jej twarz wypełniło przerażenie,gdyż James z Huncwockim uśmiechem podleciał do niej i przerzucił przez miotłę.Usiadła przed nim i zaczęła się wydzierać:
-POTTER!Zamorduję Cię!Natychmiast na dół!
-Ze mną Ci nic nie grozi!-zapewnił ją i wzbił się wyżej.Lily zapiszczała i wtuliła się w jego tors.
-Przyszłam biegać,ale nie!Przecież jakiś pacan musi mnie porywać!NA MIOTLE!
-No dobra,ale obiecaj,że mnie nie pobijesz!-krzyknął.Okrążyli jezioro i przyśpieszyli w stronę ziemi.
-Zabijemy się!-jęknęła i jeszcze mocniej go złapała.Serce biło jej niesamowicie szybko.W nozdrza uderzył znany zapach.Podniosła wzrok na iskrzące radością oczy Jamesa.
-Patrz gdzie lecisz!
-To będzie trudne,bo jesteśmy już na ziemi.-oznajmił,wciąż jej nie puszczając.
Lily prychnęła.
-Puść mnie już,Potter.
-Gdybyś nie zauważyła,to nie ja Cię trzymam.-odpowiedział z szerokim uśmiechem.
Lily oderwała swoją rękę od jego i poczerwieniała aż po cebulki włosów.
-A tak w ogóle,jestem James.-zaakcentował ostatnie słowo i podał jej rękę.
-Lily.-odpowiedziała niepewnie i poczuła jak chłopak muska wargami jej wierzch dłoni.
-Dobra,to miałaś ćwiczyć,nie?-spytał.Ledwo powstrzymywał śmiech na widok jej zażenowania.
-Chyba mam dość wrażeń na dziś,ale...kto ostatni ten gacie Smarka!-wrzasnęła i rzuciła się do ucieczki.James zaśmiał się.W biegu odesłał miotłę i przystąpił do pościgu Rudej.
-Pierwsza!-krzyknęła gdy przekroczyła wrota.
-A teraz do Pokoju Wspólnego!-i już go nie było.
Ze śmiechem pobiegła za nim.W pewnym momencie naburmuszona zaczęła zwalniać.James widząc to,jak na gentelmena przystało dał jej się wyprzedzić.Dziewczyna wybuchła śmiechem,a on zrozumiał,że to był podstęp.
-Osz ty!-krzyknął za nią i po chwili oboje zniknęli za rogiem.
~~~
-Dziękuje droga Lily,że zgodziłaś się przyjść.To Prionus Pfingle.Jest najlepszym poszukiwaczem smoków,chociaż wiem,że na pewno nie pójdziesz w tym kierunku.
-Miło mi.Ma pan rację,chciałabym zostać uzdrowicielką.O,zobaczyłam kogoś znajomego.Do zobaczenia jutro.-pożegnałam się ładnie.Impreza trwała od czterech godzin i miała serdecznie dość poznawania nowych ludzi,których imion i tak już nie pamięta.
-Potter,Black!-krzyknęła do chłopaków,którzy stali przy złotek kolumnie i popijali Ognistą.
-Co tam,Ruda?
-Wracam do dormitorium.Idziecie?-spytała.
-Nie pozwolimy Ci samej się szwędać.-odpowiedział James.Pożegnali się z profesorem Slughornem i wyszliśmy z przyjęcia.
Po prostu padała z nóg.Gdy dotarli do Pokoju Wspólnego,już nawet nie myślała co robi.Pocałowała obu w policzki i weszła do swojego dormitorium.
-Dobra,idziemy spać?-spytał Syriusz.
-Z Tobą zawsze,Łapciu!-wyśpiewał James,po czym rzucił się do ucieczki.
+ Wspomnienia Remusa
Tak,samotny spacer zawsze dobrze mu robił.Zdala od ludzi,sam.Zresztą,powinien być trzymany w zamknięciu.Przecież jest potworem.Nikomu nie może dać szczęścia,ale takie jest już życie.Chodź zakochał się kilka razy,nigdy się nie przyznał.Nie chciał ranić tej dziewczyny.Nie chciał skazywać jej na życie z wilkołakiem.No,bo jakie to by było życie?Jako wilkołak,nie byłby w stanie znaleźć dobrej pracy,a więc brak pieniędzy.Znikałby co miesiąc na dwie noce.Nie zniósłby współczujących spojrzeń.Może dlatego nie powiedział jeszcze dziewczynom?A szczególnie Ann.Co by zrobiła?Odsunęła od niego,bała.Na pewno.Boi się zaryzykować,choć wie,że kiedyś wreszcie będzie to musiało nadejść.Tylko dlaczego to jest takie trudne?Już milion razy dziękował Bogu,że Dumbledor pozwolił mu na naukę tutaj,wybudował Wrzeszczącą Chatę i wydrążył podziemny tunel z pod Wierzby Bijącej.Wtedy,w dzień otrzymania listu był najszczęśliwszym dzieckiem na ziemi.Obiecał się uczyć i dawać dobry przykład,aby nie zawieść dyrektora.A potem spotkało go jeszcze więcej szczęścia,na które nie zasłużył.Huncwoci.Jego najlepsi przyjaciele,na dobre i na złe.Gdy dowiedzieli się o jego problemie,nie odsunęli się.
~
-Hej,Remus?
-Tak?-spytał chłopak,wychodząc z łazienki.
-Gdzie byłeś w zeszłym tygodniu?-spytał James patrząc na niego uważnie.
-U b-babci.
-Serio?My wiemy,Lupin.Przyznaj się.-powiedział Syriusz,patrząc na Jamesa porozumiewawczo,po czym w trójkę przybliżyli się do niego.Remus przycisnął różdżkę do piersi i krzyknął ze łzami w oczach:
-Błagam,nie róbcie mi krzywdy!
-Że co?
-Nikomu nie mówcie,błagam!Nie krzywdźcie mnie!Mogę się wynieść,tylko nie róbcie mi nic!
Chłopacy wybuchnęli śmiechem,a Remus patrzył na nich zdziwiony poprzez łzy.
-Remus!Jesteśmy przyjaciółmi,idioto!-wydukał Syriusz,wciąż parskając śmiechem.
-A-le nie boicie się m-mnie?Przecież mogę wam zrobić krzywdę!
-Żartujesz!?Pomożemy Ci!Patrz!-krzyknął dumnie James,po czym stuknął w siebie różdżką.Na jego miejscu pojawił się dorodny jeleń z pięknym porożem.Po chwili znów stał obok nich przystojny piętnastolatek.
-Ja też!-Syriusz zamienił się w silnego kundla,jak to określał James.
-I ja!-zapiszczał Peter.Po dłuższej chwili,na jego miejscu zmaterializował się brązowy szczur.
-Rogaczu!Trzeba mu pomóc-mruknął Syriusz,po czym oboje machnęli różdżkami.Na miejscu szczura z powrotem pojawił się Peter.
-Jak mnie nazwałeś?-spytał James.Zamknął oczy,myśląc nad czymś intensywnie.
-Rogacz.
-Okej,Łapo!
-Ha!A ty będziesz Glizdogon.
Remus spojrzał na nich smutno.Tak im zazdrościł!Oni są normalni,no i jeszcze teraz mają fajne ksywki!
-Lunatyk?
Lupin podniósł głowę z szerokim uśmiechem.
-Ej,słuchajcie.Kto zna Hogwart lepiej od nas?-spytał James.
-Nikt.-odparli chórem.
-A gdyby tak zrobić...mapę?Żeby w razie czego znaleźć Petera,jak znów się zgubi.
Na cztery twarze wkroczyły diabelskie uśmiechy triumfu i dumy.
***
O tak,tego nigdy nie zapomni.Jak dobrze mieć takich przyjaciół!Życie płata różne figle.To dostanie wspaniałych przyjaciół,to nie może dać dziewczyny.To daje dobre oceny,to nie może dać wymarzonej pracy.Ale tak już jest,i Remus musi się z tym pogodzić.
Choć czy nie zasługuje na odrobinę szczęścia?
Kiedy profesor Dumbledor oznajmił,że będzie mógł uczęszczać do Hogwartu obiecał sobie,że będzie sam.Najważniejsza dla niego będzie nauka.Będzie unikał ludzi,po postu chciał być samotnym,tylko dlatego,iż nie chciał,aby ktoś się dowiedział.Nie zniósł by kolejnego odrzucenia.
Ale było mu trudno,gdy dostał do pokoju wtedy jeszcze zwykłych,no może nieco wyjątkowych,nastolatków.Wciąż wciągali go w jakieś pomysły,gdyż zawsze był mózgiem operacji.I cieszył się z tego,cho wciąż obiecywał sobie,że z tym skończy.Ale to było za trudne.A teraz nie da się już tak po prostu odejść.
Gdy życie daje Ci kopa w tyłek,nie załamuj się!
Wstań i pokaż światu,że nie jesteś słaby.
Może i życie kpi z Ciebie,ale ty powinieneś temu zaradzić,lub dać mu powód.
Bądź silny,bo tylko to będzie trzymać Cię przy życiu.
środa, 7 listopada 2012
17.Życie płata różne figle...
Do powrotu zostały jeszcze tylko dwa dni.Lily snuła się po francuskim zamku od tego koszmarnego zdarzenia.Najczęściej można było ją spotkać w bibliotece lub w pokoju nad opasłą księgą.Trudno jej się było pozbyć tego wspomnienia.Zawsze istnieje obawa.Chciałaby już wrócić do domu.Po prostu tęskni za przyjaciółkami,Syriuszem,nawet Peterem i za Jamesem.
Po prostu.
*
Siedziałam właśnie w bibliotece nad wielką księgą z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.Cały czas towarzyszą mi denerwujące szepty i delikatnie mówiąc potwornie mnie to wkurza.
-Hej,mogę?-do mojego stolika przysiadł się ani brzydki,ani piękny chłopak.Za jego ramieniem dostrzegłam grupkę chłopaków,którzy się na nas patrzyli.
-Jasne,siadaj.
Chłopak sięgnął ręką do torby,ale jakby zrezygnował i położył ją na stoliku.Stukał palcami w blat stołu.Zdenerwowało mnie to.
-Mógłbyś przestać?
-E...jasne.Pardon.
-Chcesz czegoś?-spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Czy to prawda,że przespałaś się z Dorianem?-wypalił nagle.
Ja znieruchomiałam na chwilę.O dziwo odpowiedziałam mu spokojnie.
-Nie,nie przespałam się z nim.Palant.No i słabo całuje.Ogólnie jest bardzo kiepski.
-Ale jaja!-wrzasnął chłopak i odbiegł do kumpli,a ja westchnęłam z politowaniem.Dobrze,że za dwa dni wyjeżdżam!
-Mogę?
-Jasne,Remus.Siadaj.Czego się uczysz?
-Astronomii.Profesor Fluoseror powiedziała,że mam dar.-wyszczerzył się do mnie,a ja parsknęłam śmiechem.
***
-Spotkamy się jeszcze,prawda?
-No jasne,Chloe!Szkoła kończy się już niedługo.Zaproszę Cię do siebie!
-Nie chcę żebyś wyjeżdżała.-burknęła dziewczyna,a ja parsknęłam śmiechem.Wyglądała jak dziecko,któremu zabrano zabawkę.
-Ja też nie chcę.
-Eh,no dobra.Pożegnalna lampka wina?
-Z chęcią!
*********************************
-Co jest,kochanie?
-Nic.
-To dlatego,że jej nie ma?
-Nie!Christy...
-Dobra,James.Nie jestem głupia.Nie gadajmy już o tym.
*********************************
Siedziałam obok Remusa przy wielkim,podłużnym stole,ustawionym w kształcie podkowy.Dziś wreszcie miałam wrócić do Hogwartu!
Pobyt tutaj bardzo mi się podobał,oprócz ostatnich kilku dni.Remus nic nie mówił,ale jestem pewna,że plotki dotarły i do niego.
Ludzie tutaj byli mili,nauczyciele chwalili.Nie czułam się tutaj jak ta szlama,która musi uważać,aby nie wpaść na Ślizgonów.Mogłabym tu zostać i normalnie żyć bez tych problemów iście z miłosnych telenoweli.
Nagle zrobiło się zupełnie cicho.Madame Maxime powstała i swoim sztywnym głosem zaczęła przemowę.
-Dziś dzień, w którym żegnamy naszych gości i oczekujemy Antoinette oraz Fabiena. Remus i Lilyanne podnieśli poziom w naszej szkole,za co im dziękujemy.Mam nadzieję,że będą rozgłaszać o nas dobre słowo.-skinęła nam głową i machnęła ręką w stronę Chloe i Gastona.My również skineliśmy głowami z uśmiechem.Wyprowadzili nas w krzykach i oklaskach.Rzuciłam ostatnie spojrzenie na zamek i ogrody,po czym z bólem w sercu wsiadłam do powozu.Rzuciłam się na fotel i popatrzyłam na Chloe.
-Jedziesz ze mną?
-Tak!Maxime nam pozwoliła,zamiast Noela,tego,który z wami przyjechał.
-To super!To co,spotykamy się na święta?
-Jasne!Razem z rodzicami mamy zamiar odwiedzić ciotkę Mereditch,która mieszka w Surrey razem z moim kuzynem i jego rodzicami.
-O,to musisz mnie koniecznie odwiedzić.Wiesz,że Petunia wychodzi za mąż?
-Żartujesz!
-Nie.
-Dobra,porozmawiajmy czymś przyjemniejszym...
~
Cała droga minęła nam na śmiechach,rozmowach i grach w mugolskie karty.W końcu zaczęło się ściemniać,a w oddali widniały wieżyczki Hogwartu.Poszłam do łazienki odświeżyć się.Jak nakazała nam Madame Maxime,mieliśmy ubrać uniwersalne szaty Beubaxtons.Zmieniłam je co prawda,ale tylko odrobinkę.Założyłam obcisłą czarną sukienkę z długimi rękawami i do kolan-prosta czarna.Na to zarzuciłam niebieskie bolerko z herbem Beubaxtons.Włosy opadły mi lekko na plecy.Na nogi założyłam błękitne szpilki,co prawda niskie.Remus też wyglądał bardzo ładnie.Miał czarną koszulę i niebieską kamizelkę.Wyszliśmy z powozu.Chciało mi się płakać,ale dzielnie walczyłam,żeby nie rozmazać tuszu.
-Okej,to pisz do mnie jak najczęściej,a w święta przybywam do Ciebie!-powiedziała Chloe i ostatni raz mnie uścisnęła.Pożegnałam się z Gastonem.No,może nie pożegnałam,bo szli z nami do Wielkiej Sali.Tak!Do mojej ukochanej Wielkiej Sali!Wzięłam głęboki oddech i z podniesioną głową ruszyłam ku dyrektorowi Hogwary,profesorowi Dumledorowi.Po sali rozległy się szepty.Popatrzyłam na przyjaciółki.Siedziały obok siebie i machały do mnie radośnie.Oderwałam od nich wzrok nie zaszczycając spojrzeniem Jamesa.
-Nareszcie!Lily,Remusie cieszę się,że już przybyliście.Po uczcie zapraszam do siebie.-powiedział Dumledor,po czym dodał już do całej szkoły-A więc żegnamy naszych wspaniałych gości!
Po sali rozległy się oklaski,szczególnie ze stołu Ślizgonów.Uścisnęłam Chloe i Gastona.Ten ostatni dał mi buzi w policzek.Nie patrzyłam na Jamesa.Wiem,jestem dziecinna,ale mam nadzieję,że był zazdrosny,a co!
-Już?Wspaniale,do widzenia!-krzyknęła Antoinette i pociągnęła Fabiena za sobą.Spojrzałam zaskoczona na Huncwotki i Huncwotów,ale oni tylko uśmiechali się szeroko.Kiwnęłam głową do dyrektora i oddaliłam się do swojego miejsca.
-Lily!Stęskniłyśmy się za Tobą!-krzyknęły wszystkie i zaczęły mnie ściskać i całować po policzkach.
-Sie masz Ruda!Nudno było bez Ciebie,nie miał kto nam wlepiać szlabanów!-zawył Syriusz i poczochrał mi włosy.Walnęłam go przyjacielsko w ramię.-Muszę Ci powiedzieć,że w tym wdzianku możesz pokazywać się częściej!No co?
-Hej,Lily.Jak tam było?-spytał James swobodnie,ignorując przyjaciela.
-Ee,było naprawdę fajnie.Oprócz tego,że musiałam jeść żaby i ślimaki!Ble.Chłopcy przystojni,tylko straszne z nich lalki.Dziewczyny wille.Non stop kręciły tyłkiem.
-Rogacz,jedziemy do Francji?-spytał Syriusz szczerząc się do niego.
-Sie wie!
-No i mówiłam wam o Chloe.Przyjeżdża do mnie na święta!Z jakimś kuzynem i rodzicami i kimś tam jeszcze.
-To fajnie.Lily,nie dawno przyszedł do Ciebie list z domu.Leży na twoim łóżku.
-Okej,a co z TYM listem?-spytałam szeptem Dorcas.
-Lily,ja nie wiem.W ogóle z nim nie spędzałyśmy czasu.Cały czas był z Christy...
-Och,aha.-odpowiedziałam.Dokończyłam swojego kurczaka,po czym po prostu wyszłam z Wielkiej Sali.
-Lily,idziemy?!-usłyszałam głos Remusa i kiwnęłam głową.
****
~Kochanie!
Przeprowadzam się do Grecjii i zamieszkam z moją siostrą i jej córką,Carmen.Petunia zamieszkała z Vernonem.Nie uznaję tego,ale spakowała się i poprostu wyszła.A więc dom jest twój.Pozdrów znajomych!Kocham Cię,kochanie i liczę,że niedługo mnie odwiedzisz.
Do zobaczenia,Mama.
-To są chyba jakieś żarty!-krzyknęła Lily.Dziewczyny popatrzyły na nią ze strachem.
-O co chodzi?
-Mam swój dom.Swój WŁASNY dom.-powiedziała.Dorcas usiadła obok niej i objęła ją ramieniem.Lily dała im list.
-Spokojnie,Lily.Przyjadę do Ciebie na święta.Będzie fajnie!Tylko my!
-Ja też!
-I ja!
Lily uśmiechnęła się z wdzięcznością.Może nie będzie tak źle?
Nagle do ich stolika dosiadł się Black,Potter,Lupin i Pettegriew.
-My też się na to piszemy.-oznajmił Syriusz.
-Nie zostawimy Cię samej.-dodał James i uśmiechnął się przyjacielsko.
-Dzięki.Ale nie wiem,czy chcę zostawić sobie ten dom.Przeprowadzę się chyba po prostu do Grecji.
-Nie ma mowy!-krzyknęli wszyscy równo,a Lily poczuła jak zalewa ją fala wdzięczności i wzruszenia.
*******
-Czas na nowy plan!
-O co chodzi?
-Musisz odzyskać Jamesa!
-Dorcas!
-Ja nie wierzę,że po tylu latach przestał Cię kochać.-wtrąciła się Alicja.
W końcu Lily poderwała się z łóżka.
-ON MNIE NIE KOCHA!POWIEDZIŁ MI TO W TWARZ!
-Powiedział,że nie jest pewien,a to różnica!
-Nie ma żadnej różnicy!
-Ty masz chociaż Syriusza!-zaatakowała Lily.
-Ja...-Dorcas zarumieniła się.
-Widzisz?Ann ma Remusa,Alicja Franka,a ja?Nikogo!
-Lily!Koniec z użalaniem się nad sobą,zrozumiano!
-Nie mam ochoty z wami gadać!-krzyknęła jeszcze Ruda po czym wyszła z dormitorium.Przeszła przez Pokój Wspólny,a gdy zobaczyła Huncwotów prychnęła cicho.Po chwili zniknęła za portretem.
Od piętnastu minut siedzieli przy kominku i słuchali krzyków dochodzących z dormitorium,a przed chwilą z pokoju wyszła wściekła Lily.
-Czemu mam wrażenie,że chodzi o nas?-spytał Syriusz wzdychając ciężko.
-Może dlatego,że słyszeliśmy nasze imiona,geniuszu.-odpowiedział James,a Syriusz zrobił obrażoną minę,jednoczeście puszczając oczko do ładnej blondynki siedzącej pod oknem.
Dorcas pokręciła zrezygnowana głową i wyszła z pokoju.Spojrzała na dół i dostrzegła Syriusza,flirtującego z jakąś cycatą blondyną.Wściekła podeszła do niego od tyłu i zmysłowym głosem wyszeptała wprost do jego ucha z satysfakcją stwierdzając,że przeszły mu ciarki:
-I tak z nią nie będziesz.
-Z każdą będę.Jestem Black,w końcu.
-Oj,no chyba nie.
-Którą?-warknął i spiął się lekko.
-Mnie.-odpowiedziała po chwili namysłu,po czym odeszła do dormitorium,kręcąc uwodzicielsko biodrami.Syriusz zaczął wiercić się niespokojnie na fotelu.
-No to się wkopałeś!
-Zobaczycie,będzie moja!
-Dorcas to twarda sztuka.-wtrącił James.
-Zupełnie jak Evans.-odgryzł się Syriusz,a Potter naburmuszył się.
****
Lily weszła ciszy do dormitorium.Dziewczyny siedziały na swoich łóżkach i każda zajmowała się swoimi sprawami.
-Lily?-zaczęła niepewnie Dorcas.Odpowiedziało jej milczenie.-Evans!
-Co?
-Chciałam Cię przeprosić,nie powinnam była...
-Miałaś rację.
-Wiem,wiem,przepra...co?-wytrzeszczyła oczy.
-Powiedziałam,że miałaś rację.-odpowiedziała Lily i wzruszyła ramionami.
Dorcas westchnęła ciężko i przytuliła Rudą.
-To co,odgrywamy się na Huncach?-spytała niespodziewanie Ann.
-A macie jakiś pomysł?
-No jasne.
***
-POTTER!DLACZEGO MOJE BOKSERKI SĄ W TWOIM KUFRZE,DO CHOLERY!?-po całym Pokoju Wspólnym rozległ się głos Syriusza.
-NIE WIEM!A MOJE BUTY!?GDZIE JEST MOJA GOLARKA?!
-To on ma co golić?-spytał półgębkiem Dorcas,a dziewczyny zachichotały.
-OCH NIE!GDZIE MOJE DYNIOWE PASZTECIKI?ODDAWAJ JE ZŁODZIEJU!-ryknął Peter.
Dziewczyny wybuchnęły ponownie śmiechem.Już nie tylko one się śmiały,chociaż funclub Pottera i Blacka patrzył na nie pogardliwie.W końcu nie mogąc już dłużej wytrzymać,ruszyły na śniadanie.Gdy doszły do Wielkiej Sali coś im nie pasowało.Lily omiotła całą salę uważnym spojrzeniem.Przy czterech stołach siedzieli uczniowie,tylko nie przy stole nauczycielskim!Oprócz Dumbledora,który patrzył wprost na mnie.Speszyłam się pod jego wzrokiem i usiadłam przy stole obok dziewczyn.W końcu dyrektor powstał i uciszył całą salę.
-Uwaga!Chciałbym ogłosić,że dzisiejsze lekcje są odwołane,z powodu małego problemu z moim personelem.A więc życzę miłego dnia i smacznego!-zawołał i zajął się swoim jedzeniem.Dziewczyny były pewne,że to sprawka Huncwotów.
-To co robimy?-spytała Ann,przygryzając jabłko.
-Czy ja wiem?Zrobię wszystkie wypracowania,żeby mieć później wolny czas,a potem zrobię sobie spacer po błoniach.
-Dobry pomysł.
Lily dokończyła śniadanie,po czym wzięła torbę i zawędrowała do pewnej ściany.Rozejrzała się wokoło,a gdy nie zauważyła nikogo,machnęła różdżką.W ścianie pojawiły się niewielkie drzwi,przez które przeszła szybko.Znalazła się swoim małym,magicznym miejscu.Wyczarowała koc i szybko na nim usiadła.
Po około godzinie miała już wszystko odrobione.Wyciągnęła różdżkę.Postanowiła poćwiczyć zaklęcia niewerbalne.Mimo,iż w zeszłym roku była z tego najlepsza,ćwiczeń nigdy za wiele,przynajmniej dla niej.
-Accio!-krzyknęła w myślach i z ulgą patrzyła,jak pomarańczowy liść mknie w jej stronę.
Nagle nad jej głową kremowa sowa zatoczyła koło i gładko wylądowała obok niej.Odwiązała zwitek pergaminu i jęknęła.Dobrze znała ten zwitek.Co roku pojawiał się u niej.Otworzyła go niechętnie i przeleciała wzrokiem treść.
Droga Lilyanne!
Mam nadzieję,że zaszczycisz mnie swoją obecnością na skromnej kolacyjce,dnia 15 grudnia,o godzinie 18.30.Możesz liczyć na obecność wpływowych ludzi.Przypilnuj pana Blacka i pana Pottera,aby także się zjawili!
Do miłego,Horacy Slughorn
Jak ona nie lubi tych spotkań!I jeszcze musi znów spędzać czas z Blackiem i Potterem!Coś kapnęło jej na nos.Spojrzała w górę i zapiszczała z uciechy.Śnieg!Wstała i zaczęła tańczyć wśród płatków śniegu,do tylko jej znanej muzyki.Wszystkie troski z niej uleciały.Śmiała się w głos i wirowała na trawie.Było tak dobrze!
-Lily?
16. Bal Hallowenowy.
Westchnęłam z uznaniem i pogładziłam błyszczący materiał.W tym pięknym,zabytkowym zamku miał odbyć się Bal Hallowenowy. Tak bardzo chciałam iść na niego w Hogwarcie!Tam jest o wiele lepsze jedzenie.Chociaż czy chciałabym patrzeć jak ten idiota,którego kocham,jest z Christy?Boże!Czy ja go kocham?Czy to nie jest tylko zakochanie?Uciekłam,mimo,iż przyznałam się,że czuję do niego coś nowego,co nie jest wogóle związane z nienawiścią,a wręcz przeciwnie.Kto by pomyślał,nie?Ja kocham się w Potterze i jak mała dziewczynka boję się,że ktoś może się dowiedzieć.Niedorzeczność.Tutaj w Beauxbatons non stop zobaczyć można obciskujące się pary.Przeszkadza mi to bardzo.Przecież przyjechałam tu po to,żeby o nim zapomnieć,a ja codziennie przed snem myślę,co teraz robi.Nie powinnam,ale to jest silniejsze.Jeszcze jak pomyślę o tym cholernym liście,to aż przechodzą mnie dreszcze.Co on sobie pomyślał?To wszystko jest takie skomplikowane.Chloe w końcu namówiła mnie i opowiedziałam jej dosłownie wszystko.Sama zażądałam,żeby opisała mi swoje relacje z Gastonem.I co?Zakochała się w nim!A w kim zakochał się Remus?Wydaję mi się,że wiem,ale chcę dowiedzieć się tego od niego.Skoro on wie,kogo kocham to i ja dowiem się co nieco o jego sympatii.
-Hej Remus!-przywitałam się i dosiadłam do jego stolika w obszernej bibliotece.
-Hej Lily.Co tam?
-Okej.Tak sobie myślę...
-Tak?
-Wiesz,kogo ja kocham.W sumie bez wzajemności,ale...
-Lily...
-Nie ważne.Kochasz się w którejś z Huncwotek?
-Lily,ja nie mam prawa na zakochanie.-oznajmił bez ogródek Remus.
-Że co? Remusie,każdy ma do tego prawo!
-Lily,jak ty sobie to wyobrażasz?Z każdą pełnią wyglądam gorzej.Dziewczyna,którą kocham nie mogłaby mieć dziecka...-spuścił głowę.
-A więc kochasz jakąś?-spytała przerywając mu.
-Obiecaj,że nikomu nie powiesz,zwłaszcza,że nie mógłbym dać jej szczęścia.
-Remusie,nigdy nie powiedziałam twojego sekretu.
-To Ann.
-Co Ann?
-To w niej się zakochałem.-zaczerwienił się aż po koniuszki włosów.Ku jego oburzeniu zaśmiałam się.-To nie jest śmieszne!
-Oczywiście,że nie!-zaprzeczyłam opanowując śmiech.-Tylko myślę,że powinieneś porozmawiać z Ann.Wydaję mi się,że ona też...-oznajmiłam z uśmiechem,ale nie dane było mi dokończyć.Remus zachłysnął się herbatą,którą właśnie popijał.
-Niemożliwe.We mnie?
-Remusie,nie wiem dlaczego masz taką niską samoocenę.
-Mieszkam z dwoma najprzystojniejszymi chłopakami w zamku.-powiedział i podniósł znacząco brwi.
-Och.Też jesteś przystojny.
-Dzięki.-wyszczerzył się.-Jak przygotowania do balu?
Zerwałam się z krzesła.
-Zapomniałam.Ja lecę,pa!
Pognałam szybko,na ile pozwalały mi obcasy.Już przyzwyczaiłam się do ciekawskich spojrzeń,więc przeszłam niewzruszona do swojej sypialni.Jak burza wpadłam do pokoju.Zastałam Chloe w dość dziwnej pozycji.Mianowicie dziewczyna klęczała na ziemi z jedną ręką wsadzoną pod łóżko.Jak by było tego mało,dziewczyna była w samej bieliźnie i szpilkach.
-Pomóc?
-Lily!Ratuj mnie!Zgubiłam te srebrne kolczyki!-jęknęła i spojrzała na mnie błagalnie.Wyciągnęłam rozbawiona różdżkę i zamachałam nią przed jej nosem.
-To jest różdżka.Wiesz do czego służy?Accio srebrne kolczyki Chloe!-na mojej dłoni wylądowała biżuteria.
-Uf,dzięki.
Weszłam do łazienki kręcąc głową.Nalałam dużo wody i napuściłam wyjątkowo mojego czekoladowego płynu.Z rozkoszą zanurzyłam się w gorącej i pachnącej wodzie.Poczułam jak mięśnie mi się rozluźniają i nieświadomie przymknęłam oczy.Miałam całkowitą pewność,że żadna z moich przyjaciółek nie zacznie walić drzwi i mnie pośpieszać.Byłam pewna,że żaden Huncwot nie wejdzie bez pukania do naszego dormitorium.Byłam pewna,że nie zobaczę Jamesa.Zresztą o nim próbuję zapomnieć.Ostatniego wieczoru spotkałam chłopaka.I to bardzo mądrego i przystojnego chłopaka!Dorian był brunetem o... brązowych oczach.Lecz brakowało im tego znajomego błysku.No cóż,nie mogę wiecznie myśleć tylko o Rozczochrańcu.Jestem młoda,znajdę jeszcze kogoś.Na Jamesie świat się nie kończy.
-Lily!Masz tylko pół godziny!
Wyskoczyłam z letniej już wody i stanęłam przed lustrem.Pomalowałam się i wciągnęłam na siebie bieliznę.Włosy wysuszyłam jednym machnięciem różdżki i podkręciłam je.Opadły mi lekko na plecy.Wyszłam z łazienki i popatrzyłam na Chloe.
-Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję!Myślisz,że mu się spodoba?
-Komu?
-No Gastonowi!
-No przecież wiem.Na pewno!
Szatynka miała na sobie fioletową sukienkę do kostek.Włosy oplecione dookoła głowy i na szyi piękny srebrny wisiorek.Podeszłam do swojej kreacji.Była do kolan,bez ramiączek.Błyszcząco zielona,taka o jakiej zawsze marzyłam.Gdy wkładałam ją na siebie przeszedł mnie dreszcz.Na mojej gołej szyi pobłyskiwał złoty medalik w kształcie serca,który kiedyś dostałam od Rogacza.W uszach miałam złote kulki i złoty pierścionek na palcu.Jeszcze tylko szpilki...uf,jestem gotowa!Wlepiłam uśmiech na twarz i wyszłam z pokoju za Chloe.Wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie.Jedne z zadrością,a inne z ciekawością.Pewnie czekały,aż się wywalę.Nie odczekanie wasze!Z gracją zeskoczyłam z ostatnich schodków i wyszłam.Chłopcy już na nas czekali.Oboje pochwalili nasz wygląd i ruszyliśmy do Sali Tronowej.Stanęłam z zachwytu.Było pełno drzew owiniętych lampkami choinkowymi.Pod sufitem spadały gwiazdy i wisiały lampiony.Tu i ówdzie chodziły,latały,tańczyły i stały różnorodne dynie.
-Mogę?
Z uśmiechem dałam się poprowadzić na parkiet Remusowi.Wywijaliśmy na parkiecie przez kilka piosenek.Śmiałam się i krzyczałam.Bawiłam się jak dziecko.Chociaż wolałabym iść na Noc Duchów do Hogwartu,musiałam przyznać,że i tu nie było źle.Do czasu.
-Odbijany!
Dorian złapał mnie mocno w pasie i zaczęliśmy wirować pośród innych par.Po jakimś czasie zrobiło mi się duszno.
-Idziemy się przejść?
Dzisiejszej nocy stało się coś,co zapamiętam niestety do końca życia.
*
Roztrzęsiona położyłam się umyta i cała zapłakana do łóżka.Wróciłam pamięcią do sytuacji,która miała miejsce zaledwie godzinę temu.
Dorian przycisnął mnie do drzewa i zaczął całować.Zdziwiłam się i wkurzyłam jednocześnie,gdy brutalnie wepchnął mi swój język do ust.Niewiele myśląc ugryzłam go w niego.Ten odskoczył ode mnie i wymierzył siarczysty policzek.Zszokowana stanęłam w bezruchu.Wykorzystał to i już jedną ręką manewrował przy moich majtkach,a drugą próbował rozpiąć sukienkę.Jak dobrze,że miałam guziki!Z całej siły nadepnęłam mu szpilką na stopę.Ten pochylił się nad nią wijąc się z bólu,a ja ile sił w nogach pognałam do dormitorium.Wparowałam do łazienki.Chciałam zmyć siebie brud,ślad palców Doriana i świadomość do czego mogło dojść.
Kolejne łzy poleciały mi po policzku.Zmęczona w końcu zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Hej,i co,są w końcu razem?-pyta moja kuzynka wchodząc do pokoju bez pukania.
Wywracam oczami i odpowiadam:
-Zwiariowałaś.Nie są i póki co nie będą.
-No to niech chociaż się pocałują!-nie daje za wygraną.
Prycham cicho i mówię:
-Niech trochę pocierpi.Jeszcze nikomu to nie zaszkodziło.
-Jesteś okrutna!-krzyczy.
-Wiem.
-Ile ja bym dała za takiego Jamesa.-mówi rozmarzonym głosem,chyba zapominając o mojej obecności.
-Tak,ja też.
-Właśnie!A co z Remusem?-pyta podekscytowana.
-To długa historia.
-No a z Syriuszem i Dorcas?
-To jeszcze dłuższa historia.-odpowiadam i patrzę jak wkurzona wybiega z pokoju.
A ja znów pochylam się nad pergaminem.I tak nie odrobię tego zadania z Transmutacji,więc po co mam się męczyć?
+ Wspomnienia Syriusza
-Dobrze wiesz,że nie pochwalamy tego,z kim się spotykasz.
-Nie jestem taki jak wy.Nie uważam,że moi przyjaciele to zdrajcy krwi i szlamy!Są takimi czarodziejami,jak my!
-Nie waż się tak mówić!Oni mają brudną krew,a ty należysz do jednego z najstarszych rodów!
-I co z tego!Nie obchodzi mnie to!Zrozumcie!
-W takim razie nie masz tu czego szukać!Wynoś się zdrajco!
-A proszę bardzo!Jesteście chorzy!
-Wynocha!Nie jesteś godzien,aby nazywać się Black!Dobrze,że Regulus nie jest taki!
-Uwierzcie,że wcale nie chciałem się tak nazywać!To powinna być obelga!
-Wynoś się i nigdy nie wracaj!Crucio!
Czarnowłosy chłopak umknął przed zaklęciem i szybko przywołał różdżką swój kufer.Wyszedł z domu trzaskając drzwiami.Przeszedł szybko przez uliczkę,po czym zniknął z cichym pyknięciem.
~
Syriusz stanął niepewnie przed dużym,wiejskim domkiem w Dolinie Godryka.Zapukał lekko,doskonale zdając sobie sprawę,że jeśli nikt nie usłyszy,będzie musiał spędzić noc na dworze.Zapukał jeszcze raz,tyle,że mocniej.
-Już!Kogo niesie o tej porze?
Drzwi rozwarły się szeroko.Przed Syriuszem stanął przystojny szesnastolatek z rozczochraną czupryną.
-Łapa?Wchodź!
Syriusz wszedł do domu i usiadł przy kuchennym stole.
-Zatęskniłeś za mną,Łapciu?
Black parsknął śmiechem i pokiwał głową,udając uwielbienie.
-Wyprowadziłem się z domu.Trzasnąłem drzwiami i tyle mnie widzieli.
Zapanowała krótka chwila,aż drugi chłopak nie odezwał się.
-No to chyba oznacza,że zamieszkasz u mnie!-wyszczerzył do niego białe zęby.
-Co?-spytał Syriusz zdziwiony.
-Łapa!Zawsze chciałem mieć brata,a poza tym,nudzę się tutaj!Zamieszkasz ze mną!Starzy nie będą mieli nic przeciwko,chyba...
-Oczywiście,że nie.-odezwał się kobiecy głos,a chwilę potem do kuchni weszła ładna,starsza kobieta,a za nią mężczyzna w średnim wieku,łudząco podobny do syna.
-Na prawdę?Nie chcę sprawiać kłopotu...
-Syriuszu,i tak zawsze traktowaliśmy cię jak syna.Musisz tu zostać.
-Zgadzam się.I tak większość czasu spędzasz u nas.-powiedział mężczyzna.-Nie żebym miał ci za złe,wręcz przeciwnie!-dodał,widząc minę chłopaka.
-No to postanowione!Dzięki!Chodź,pokaże ci twój pokój.-James Potter poklepał go po plecach i pchnął w stronę schodów.
***
Tak,tych wspomnień on,Syriusz Black,nigdy nie zapomni.Do dziś nie umie uwierzyć,że ma tak wspaniałego przyjaciela jak Rogacz.Chociaż nie wyznają sobie uczuć,jak baby,to doskonale wiedzą,że nie umieliby bez siebie żyć.
-Co tam,stary?-spytał James,siadając obok niego.
-Wszystko dobrze.Zastanawiałeś się kiedyś,jak to będzie po Hogwarcie?
-No jasne.
-I?
-Myślę,że jeszcze za wcześnie,na planowanie przyszłości,mimo tego,że wyobrażałem ją sobie tysiąc razy.A ty?
-Podobnie.-odpowiedział krótko i odprowadzony zdziwionym spojrzeniem Rogacza,wyszedł z Pokoju Wspólnego.Co by zrobił,gdyby nie poznał Rogacza?A gdyby nie trafił do Gryffindoru!?
*
Uroczy,czarnowłosy chłopczyk z dumną miną wchodzi na podwyższenie i siada na stołku.Profesor McGonagall nakłada mu na głowę Tiarę Przydziału.Już dawno wiedział gdzie chce być.Na pewno nie tam,gdzie wszyscy,no prawie wszyscy,Blackowie trafiali.Nie uważa poglądów rodziny za słuszne.
-No tak,powinieneś trafić do...ale nie.Czuję w Tobie coś innego.Coś jakby odwaga,troska i zdolność do kochania...-szeptała mu do ucha Tiara,a on gorączkowo myślał-tylko nie do Slytherinu!Błagam,tylko nie tam!|-Dobrze wiem,gdzie Cię przydzielić,co będzie dość dziwnie od wielu pokoleń...no,ale niech będzie.....GRYFFINDOR!
Syriusz odetchnął z ulgą.James pokazywał mu kciuk w górę.Jego kuzynka,Bellatriks patrzyła na niego z szokiem i z nienawiścią.Spojrzał na McGonnagall,która szeptała:
-Black w moim domu,niemożliwe!
Jedynie Dumbledor uśmiechał się wesoło.Wiedział,że tak będzie.
*
Tak,zdecydowanie wtedy był najszęśliwszym jedenastolatkiem w świecie.Już nawet nie chciał przypominać sobie,jakie piekło zgotowali mu wtedy rodzice.No,ale nic na to nie poradził.Jedynymi normalnym ludźmi w jego pokręconej rodzinie byli wuj Alphard i Andromeda,która w zeszłym roku została wypalona z rodu Blacków,ponieważ wyszła za mąż za mugola,którego zresztą bardzo lubił.Wiele razy w te wakacje gościł zarówno u niej jak i u swojego największego sojusznika,wuja Alpharda.Kochał przebywać w jego willi i oglądać różne eksponaty z wycieczek.Wuj nigdy nie miał żony,ale żyło mu się wspaniale.To właśnie wtedy postanowił,że nie będzie się na stałe wiązał.Teraz jednaj zapomniał o tym i bardzo chciał wreszcie być z kimś dłużej niż tydzień.
Słodko-gorzkie wspomnienia.
15. Z pamiętnika Lily 2
Kochane Dorcas,Ann i Alicja!
Przyznaję się.Uciekłam.Od wszystkich problemów,a szczególnie od tego o imieniu James.Jednak teraz nie żałuję.Tu jest pięknie!Chłopacy taaaaacy przystojni!Laski wytapetowane,ale jakoś ujdą.Spotkałam tu dawną przyjaciółkę,więc nie jestem sama.Muszę mieć makijaż i buty na obcasie!Ale nie jest źle,chłopacy nie odrywają ode mnie wzroku!Zamek jest piękny.Wyobraźcie sobie,że ma o dwa piętra więcej od Hogwartu.Na prawdę cieszę się,że tu jestem.Uważajcie na tych nowych.Tutaj,w Beauxbatons nie są chyba lubiani.Pozdrówcie ode mnie Huncwotów,oprócz wiadomo kogo.Wiecie co jest najgorsze?Muszę jeść ślimaki,żaby i inne francuskie przysmaki.Ble.Mam wielką nadzieję,że znajdę tu jakiegoś wartego uwagi chłopaka,by przestać myśleć o Jamesie.Odezwijcie się szybko!
Wasza Lily
Przejrzałam jeszcze raz tekst i kiwnęłam z uznaniem głową.
-Jaki James?-spytała Chloe.
Podskoczyła na krześle i złapałam się za serce.
-Żaden.Nie strasz mnie tak więcej.
-Ej no!Jesteśmy przyjaciółkami!
-Oj,no jutro ci powiem.Idziemy do tej biblioteki?
Chloe pokiwała głową,równocześnie patrząc na mnie z politowaniem.Wyszłyśmy z pokoju i szybko przeszłyśmy przez PW. Zahaczyłyśmy o Remusa oraz Gastona i ruszyliśmy w ciszy do biblioteki.Gdy wreszcie do niej weszliśmy,stłumiłam krzyk.Tu było cudownie!Pomieszczenie było większe od biblioteki w Hogwarcie,jednak książek było zdecydowanie mniej.Stał tu mały bar i pełno stolików.
-Zamówię herbate,a Chloe zaprowadzi was do stolika.-powiedział Gaston i oddalił się do baru.Usiedliśmy przy stole w kącie.
-No więc?-spytałam.
-Co?-spytała Chloe spuszczając wzrok.
-Czemu nienawidzisz tych dwóch?
-Pytałaś czy mam chłopaka,nie?
-Tak.
-No więc miałam i to wielu.Ale prawie za każdym razem odbijała mi ich ta zołza.Jest willą!Ostatnio odebrała mi w końcu chłopaka,z którym byłam przez pół roku.Bronił się długo,ale w końcu przegrał.Myślałam,że ją zabiję.-warknęła.-Tak samo z tym pieprzonym Fabienem.Szkolny lovelas.Wciąż próbuje mnie poderwać,ale ja się nie dam!Jest czystek krwi i uważa się za lepszego.No i niestety spotkała go niespodzianka,gdy mu odmówiłam.-dodała z satysfakcją.Po chwili do ich stolika podszedł Gaston z parującym napojem.
-Ale rozumu to on niestety nie ma.Głupi jest jak but.-stwierdził chłopak,a ja i Remus parsknęliśmy śmiechem.Rozmawialiśmy jeszcze na wiele tematów przy czym ja i Lunatyk wciąż zachwycaliśmy się nad urokami tego miejsca.Ten wyjazd ty była dobra decyzja.Mimo wszystko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-No!Nasza Lily dorasta!-Dorcas spojrzała z dumą na list przyjaciółki.Dziewczyny zachichotały.-Cholera!Spóźnię się na szlaban!-wybiegła z pokoju.Nikt oprócz James'a i Ann nie zauważył,jak list wypada jej z ręki i wpada pod stolik.W końcu rozeszli się do sypialni.
Jak go przeczyta,będzie lepiej,pomyślała Ann i położyła się do łóżka.Niestety nie zawsze pomysły Ann były dobre.
~
Tylko zerknę,pomyślał chłopak.Niestety przeczytał tylko pierwszą linijkę.
-James!Oddawaj to!?-krzyknęła Dorcas i wyrwała mu list z ręki.
-Ona...ona-wymamrotał,a Szatynka spojrzała na niego z politowaniem.
-Jesteś dupkiem,Potter.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Nous répondrons mademoiselle Evans.*
-Patronus est une forme d'énergie positive, matérialisée sous la forme d'un nuage d'argent, souvent de façon disproportionnée, forme animale. Vous pouvez conjurer un Patronus sort de l'utiliser. Ensuite, vous devez vous concentrer sur votre plus beau souvenir. Pas tout magicien peut évoquer un Patronus corporel spécifiques. Art conjurer un Patronus est une tâche difficile et complexe. Patronus peut changer sous l'influence des émotions fortes. Certains soutiennent que le Patronus je montre la similitude de la personne se connecte une relation avec quelqu'un de lancer un sort.**-odpowiedziałam płynnie,przypominając sobie lekcję w Hogwarcie.Uczniowie obecni w klasie wytrzeszczyli na mnie oczy z podziwem,a ja zarumieniłam się.
-Très bien. S'il vous plaît présent.***
Moje serce przyśpieszyło.Znowu poczułam się,jakbym siedziała w ławce w Hogwarcie,a profesor Nettled kazał mi pokazać Patronusa.No cóż,dzisiaj Remus dowie się czegoś ważnego.Westchnęłam i stanęłam na środku klasy.Wyciągnęłam niepewnie różdżkę.
...Jego orzechowe oczy...wyznaje mi miłość...mówi ,że jestem piękna....jest obok mnie...
-Expecto Patronum!-krzyknęłam,a z mojej różdżki wystrzeliła jasnoniebieska łania.Dziewczyny westchnęły z zachwytem,ale ja skupiłam wzrok na twarzy Remus'a.Był zszokowany.
-Incroyable! Bravo!****-zapiszczała nauczycielka.
Westchnęłam i usiadłam z powrotem w ławce obok Chloe.Dosłownie sekundę potem zabrzmiał dzwonek.Uczniowie wypłynęli z klasy.
-Lily!Możemy pogadać?-spytał Remus łapiąc mnie za rękaw.Jęknęłam.
-Nie mamy o czym.
-Ależ mamy.
-On mnie nie kocha i nigdy nie kochał.Jakoś muszę z tym żyć.Nie waż mi się o tym mówić Jamesowi.
-Boże,jaki z niego idiota!
-Zgadzam się.Chodź,idziemy zjeść żaby.-wzdrygnęłam się ze wstrętem,a Remus zachichotał.
*
Jutro miał odbyć się bal.Nawet nie pamiętam ile chłopaków mnie zapraszało!Ale odmawiałam,bo szłam z Remusem.Co prawda kilku było bardzo przystojnych,no ale wolałam iść z kimś bliskim.Chloe szła z Gastonem,ku mojemu zdziwieniu.Co prawda zauważyłam,że często na siebie zerkają.Wygładziłam sukienkę,wiszącą na szafie i podeszłam do okna.Wyraźnie słyszę,jak obok,w garderobie Chloe mruczy i pojękuje pod nosem.Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie.Zrobiłam chyba jednak błąd,bo wielka,brązowa sowa wleciała w mój bok.Wstałam z podłogi i odebrałam list od lekko zataczającej się sowy.Rozerwałam kopertę.To od Dorcas!Jednak z każdą kolejną linijką mój entuzjazm słabł.
~Kochana Lily!
James widział twój list.Wiem,że teraz chcesz mnie zabić,ale błagam,to na prawdę było niechcący.Choć czy nie uważasz,że teraz jest lepiej?Na serio bardzo mi przykro.Przepraszam.Nie wiem co prawda ile przeczytał,więc mnie nie zabijaj.
Druga wiadomość jest taka,że nienawidzę tej zołzy i tego idioty!
Non stop mnie podrywa,głupek jeden.A ta cała Antoinette przystawia się do Jamesa!Twojego Jamesa!Ale on ma tą całą Christy i dzielnie opiera się jej wdziękom.Wiem,że nie na długo,bo jest willą.Wszyscy się za nią obracają.Zgadnij gdzie mieszkają?W Slytherinie!Oboje są pomyleni.
No,ale życzę Ci miłej zabawy na balu Halloweenowym i wielkiego podrywu,którego i tak pewnie nie będzie,prawda?James chodzi jakiś nadąsany,ale nie łudzę się,że chodzi o ten list.Dupek.
Przepraszam,że Ci psuję humor.Zapomniałam Ci powiedzieć,że na bal idę z Syriuszem!Tak!Jestem taka szczęśliwa!Kochana,jakoś przetrwasz jedząc te żaby i inne obrzydlistwa.Jeszcze raz przepraszam .Pozdrów ode mnie Remusa i twoją przyjaciółkę z Beauxbatons.Przepraszam!Przepraszam!
Przepraszam i kocham Cię,twoja Dorcas~
Westchnęłam cicho.Koszmar.Moje życie było jednym wielkim koszmarem!Jak ja tam wrócę.Jak ja mu się pokaże?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Odpowie nam panna Evans.
**Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrnego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcą. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa. Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. Nie każdy czarodziej potrafi wyczarować określonego, cielesnego patronusa. Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus może się zmienić pod wpływem silnych emocji. Niektórzy twierdzą, że Patronus ukazuję podobieństwo osoby, z którą łączy jakaś więź z osobą rzucającą zaklęcie.
***Bardzo dobrze.Prosimy o zaprezentowanie.
****Niewiarygodne!Brawo!