Strony
▼
niedziela, 14 października 2012
11. Za jakie grzechy?
- Nudzi mi się - mruknęła Dorcas przeciągając się rozkosznie i patrząc się na chłopaków, którzy wlepiali w nią swój wzrok.
Dziewczyny siedziały w Pokoju Wspólnym Gryfonów nad książkami.
- No to się zabawię - odparła Lily, a na jej twarz wykwitł diabelski uśmiech.
Wycelowała różdżkę w Jamesa. Gdy ten chciał usiąść, zaklęciem odsunęła fotel, tak, że James gruchnął na podłogę. Dziewczyny śmiały się głośno, a Lily dalej działała pod stołem. Nagle wszystkie rzeczy chłopaka zaczęły fruwać po pokoju. Lily wybuchła śmiechem i zaczęła dyrygować latającymi przedmiotami.
- Evans ! - krzyknął wściekły James.
Lily uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem. Od wczorajszej kłótni Lily nie odzywała się do niego słowem, a jak już musiała, to robiła to jak najchłodniej. Przechodziła obok niego z podniesioną głową, a ona robił wtedy tylko minę zbitego psa.
W głębi serca czuła jednak bolesny ucisk. Ból wrócił ze zdwojoną siłą. Całą noc przepłakała. Po części przez to, iż cios zadał jej on.
- Czego ? - burknęła.
- Cofnij zaklęcie ! - zażądał, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś taki mądry, to sam cofnij. Jesteś doświadczony, tyle wiesz o życiu.
- Do cholery, Evans ! - krzyknął, gdy jego zeszyt trzasnął go w ucho.
- Spadaj Potter !
- Och, a umówisz się ze mną ? - spytał z szyderczym uśmiechem.
Dopiero po chwili dotarło do niego to,co zrobił.
Lily na chwilę oniemiała, ale Dorcas kopnęła ją w kostkę.
- Zapomnij - syknęła.
Potter uśmiechnął się jeszcze blado i ruszył do dormitorium, ignorując zawartość jego torby w powietrzu. Gdy wszedł do pustego pokoju, osunął się po zimnej ścianie.
Po co znowu to zrobił ? Nie powinien ! Dobrze znał jej odpowiedź ! Idiota ! Przecież sobie obiecał !
Ale gdy tylko spojrzał w te piękne, zielone oczy...
- Miłość jest głupia.
****
Kolejny płatek odpadł. Piękny kwiat coraz bardziej więdnął. Czerwone płatki stały się szare i ponure tak, jak humor właścicielki. Z każdym kolejnym dniem Lily czuła się coraz gorzej.
Zbliżał się pogrzeb pana Evansa. Wszyscy próbowali ją rozbawiać. Jamesa nie było. Wolał towarzystwo Christy.
I to właśnie dodatkowo ją dobijało.
****
- Dobrze ! Wytężcie umysły ! Poradźcie się wewnętrznego oka i powróżcie sobie nawzajem z kuli ! - krzyknęła profesor Natalia Sereweneh, nauczycielka wróżbiarstwa. Nikt nie brał jej na poważnie, bo zazwyczaj przepowiadała śmierć, a jeszcze żaden uczeń nie zginął.
Syriusz zachichotał i spojrzał w kryształową kulę, leżącą na stole. Siedział w parze razem Rogaczem. Wydawało mu się, że mignęło mu coś czerwonego. Wytężył wzrok jeszcze raz, ale nic nie zobaczył.
- No cóż, Rogaczu. Ożenisz się z Evans i będziecie mieć dwójkę bachorów. Będziecie bardzo szczęśliwi - oznajmił z szerokim uśmiechem.
- Chyba powinieneś iść do okulisty, żeby zbadał ci wewnętrzny wzrok, idioto - burknął pod nosem James.
Spojrzał w kulę. Odbijały się w niej oczy Dorcas.
- Będziesz z Dorcas, ożenisz się z nią i będziecie mieć bliźniaki - oznajmił i zarechotał.
- W takim razie idziesz ze mną do tego okulisty - odpowiedział Black ze śmiechem i spojrzał na tył Szatynki.
- Eh, chyba powinienem przeprosić Lily.
- O ! Naprawdę ? Bystry jesteś - odpowiedział z ironią Black i pokręcił głową.
- Nie wiem jak.
- Zapytaj Meadowes. Ona ci pomoże, bo ja jestem kiepski, jeśli chodzi o przeprosiny.
Nagle do klasy wtargnęła profesor McGonnagal.
- Potter !
- To nie ja ! - powiedział szybko.
- Ale co ? - spytała zbita z tropu McGonagall.
- Nie wiem, ale to na pewno nie byłem ja.
- Potter ! Za mną ! Porywam go na chwilę, Natalio.
James wyszedł za nauczycielką.
- Coś się stało, pani profesor ?
- Owszem. Prewett jest kontuzjowany, tak więc do jutra musisz znaleźć nowego pałkarza. Wyraziłam się jasno?
- Tak jest.
- Skoro już zawołałam ciebie, to niech będzie - powiedziała do siebie nauczycielka, po czym spojrzała groźnie na Jamesa - Oboje dobrze wiemy, że ojciec panny Evans nie żyje - James przełknął głośno ślinę -Miałam poprosić pana Lupina, no ale dobrze. Pojedziesz z Evans na pogrzeb. Nie ma dyskusji - ucięła stanowczo, widząc, że chłopak już otwiera buzię.
- Tak jest, pani profesor - mruknął i wrócił do dusznej klasy. Opowiedział pokrótce o wszystkim Syriuszowi. Ten chwilę powściekał się na Prewetta, zresztą nie wiadomo którego, bo byli identyczni, a później pełen entuzjazmu zaczął pocieszać kumpla.
- Spoko, Rogacz ! No i zobacz. Masz wspaniałą okazję ! Jedziesz tylko z Evans. Wspaniale !
- Obiecałem, że z nią skończę, Łapo. Chociaż z drugiej strony...
****
- ŻE CO !?
W całej wieży Gryffindoru było słychać krzyk jednej z siódmoklasistek.
James ma jechać z nią ? O nie !
- Lily, wyluzuj. Po za tym, to świetna okazja, nie uważasz ? - spytała Dorcas przygryzając dolną wargę.
- Nie, nie uważam. Jadę tam dla taty ! Za jakie grzechy ?
- Za to, że bronisz się przed miłością, Lily - powiedziała Ann. Wszystkie dziewczyny spojrzały na nią zdziwione. Ta zaśmiała się krótko - Lily, myślisz, że nie widzimy, jak na niego patrzysz ? Jak odpływasz patrząc na jeden punkt ? Proste słowo, Lily. Miłość. Szkoda, że musiałam się tego domyślać.
Tego wieczora, dziewczyny zrobiły sobie godzinę szczerości, po tym,jak Alicja wróciła ze swojego szlabanu, za podrzucenie kilku łajnobomb do gabinetu Filcha. Lily rzuciła na drzwi Muffliato.
- A skoro mówimy już o Huncwotach, to czy my o czymś nie zapomniałyśmy ? - spytała z błyskiem w oku Alicja.
Lily klepnęła się w czoło. Ann i Dorcas patrzyły na nią zdziwione.
- Och ! Działalność Huncwotek zmalała i trzeba...
- DZIEWCZYNY ! - zza drzwi rozległ się głos Syriusza - Możemy wejść ? Proszę...
Lily wstała i pochwyciła dużą poduchę. Gestem nakazała przyjaciółkom zrobić to samo. Jednym stanowczym ruchem otworzyła drzwi i wycelowała w Pottera. Nie chybiła.
James spojrzał na nią odrobinę rozbawiony i zdziwiony. Chwycił "broń" i rzucił w Rudą. Ta w ostatniej chwili uchyliła się. Walka rozpoczęła się na dobre.
Każdy rzucał w każdego, ale najwięcej i tak obrywali Huncwoci. W całym dormitorium latał pierz.
Lily korzystając z nieuwagi Jamesa, chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać. James mógł jednym ruchem wyrwać jej broń i powalić na ziemi, ale nie chciał psuć zabawy. Gdy dostał w ucho i usłyszał triumfalny śmiech Lily, powalił ją na podłogę.
- Eee, Lily ? No ten...wybaczysz ? Przepraszam...zachowałem się jak idiota - szepnął jej do ucha, wdychając jej zapach. Pachniała liliami i odrobiną mięty. Obojga przeszedł dreszcz.
- To prawda. Wybaczam ci, chociaż jesteś idiotą... - wyszeptała drżącym głosem.
James uśmiechnął się szeroko i trafił ją miękką poduchą w ramię. Śmiali i bawili się jak dzieci. Na nowo rozgorzała walka.
Huncwotki vs Huncwoci.
- Ha ! Jeden zero dla nas ! - krzyknęła Dorcas i uchyliła się przed kolorowym jaśkiem.
- Jeden jeden ! - odkrzyknął James, trafiając poduszką w głowę Lily.
- Ha ! Dwa jeden dla Huncwotek ! - wrzasnęła Ann, powalając Remusa na ziemię.
- KONIEC ! No błagam nooo ! - krzyknął Peter, dostając po raz setny od Alicji. Zaległa cisza, po czym wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. Usiedli na ziemi, opierając się o łóżka.
- Gramy w butelkę ? - spytał Łapa z błyskiem w oku. Przywołał fałszoskop i pustą butelkę po Ognistej Whiskey. Zakręcił nią.
Wypadło na Dorcas.
- Wspaniale ! Prawda czy wyzwanie ?
- Prawda - odparła.
Gdyby wybrała wyzwanie, na pewno musiałaby kogoś pocałować.
- Czy któryś z Huncwotów ci się podoba ? - spytał Syriusz uważnie na nią patrząc.
Dziewczyna spojrzała zrezygnowana na Lily.
- Tak - powiedziała i zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, już kręciła butelką.
- James ! Pytanie czy wyzwanie ?
- Eh, pytanie.
- Czy kochasz którąś z Huncwotek ? - spytała patrząc na niego badawczo.
Lily spuściła wzrok i napięcie czekała na odpowiedź.
- Tak - odparł.
Lily podniosła głowę powoli. Jej oczy odszukały oczy Jamesa. Patrzyli na siebie chwilę, aż oboje opuścili wzrok.
- Eee, przepraszam, ale spóźnię się na spotkanie z Christy - powiedział, czując jak wzrasta w nim wściekłość na Dorcas, Syriusza, Lily i na siebie.
Nagle cała atmosfera pękła jak mydlana bańka. Lily pognała do łazienki, a on wyszedł i biegiem rzucił się do Wielkiej Sali na spotkanie.Syriusz spojrzał lekko zdezorientowany i zły na Dorcas. Ta spojrzała na niego zacięcie.
- Przynajmniej wie na czym stoi. Tak jest lepiej.
***
Siedział w bibliotece nad nudnym wypracowaniem z Zielarstwa. Oprócz niego znajdowały się tam jeszcze tylko trzy osoby. Jeden Puchon, siedzący daleko od niego. Ale on wolał spoglądać rozbawiony na poczynania pewnej rudej osoby, która usilnie próbowała ściągnąć książkę z półki i na siłę próbowała na niego nie patrzeć. Dziewczyna zmarszczyła śmiesznie brwi i machnięciem różdżki przywołała starą drabinę. Z każdym kolejnym szczeblem, drabina coraz bardziej trzeszczała, mimo, iż Ruda nie były ciężka.
Gdy była na szczycie drabiny,podskoczyła lekko. To ostatecznie przeważyło. Drabina jęknęła i załamała się. Dziewczyna poczuła,jak traci grunt pod nogami. Rozpaczliwie zamachała rękami, próbując złapać się czegoś. Jednak nie miała czego i po chwili już spadała w dół. Zamknęła oczy i jęknęła w duchu.
James rzucił się w tamtą stronę i w ostatniej chwili złapał dziewczynę. W nozdrza Lily uderzył znajomy zapach. Uśmiechnęła się.
Może jest nieprzytomna i śni jej się to ?
- Lily ? Hej, wszystko w porządku ? - spytał Rogacz lekko drżącym głosem, gdy zobaczył, że dziewczyna uśmiecha się lekko.
Sam fakt,że trzyma ją na rękach, go trochę onieśmielał. Kiedyś pewnie skakał by z radości...
- James ? - krzyknęła i zeskoczyła z niego, odbijając się od regału - Ałaaaa...
- Głupol - stwierdził James i uśmiechnął się szeroko.
Lily wymamrotała coś pod nosem, podziękowała i wybiegła z biblioteki.
Chłopak westchnął.
Ta gra w butelkę to był idealny, a zarazem koszmarny pomysł.
Lilka