Dawno mnie tu nie było, aż się wstydzę.
Myślę, że pojawi się jeszcze jedna albo żadna notka aż do egzaminów, ze względów oczywistych.
Ta notka zadowala mnie jakoś w połowie, gdyż długo nad nią siedziałam i pisałam kawałkami, więc każdego dnia miałam inny humor do pisania, a i sama notka nie jest długa, bo w mojej 50 notce (!) chciałam zawrzeć tylko szczęśliwe momenty, bo niedługo sielanka się skończy.
Dziękuję blogu, a konkretniej notce, jej początkowi, który mnie dzisiaj tak rozbawił, że szok!
"Moja mała, kochana kuleczka…
Malutki Książę…
Kropka w kropkę Pan Tata…
Przerozkoszne niedające w nocy spać stworzonko…
Mój Wielki Maluszek…
Cholera! Moje tygodniowe dzieciątko nadal nie ma jakiegoś normalnego PRAWDZIWEGO imienia! Nie mogę do końca życia wołać do niego „ty mój mały pulpeciku”. Zaraz by mnie zabił…
Od rana do wieczora nie robiłam nic innego, jak tylko myślałam nad IDEALNYM imieniem dla naszego synka.
Denerwowałam tym już samą siebie. Miałam przecież na to dziewięć miesięcy! Średnio licząc wychodziło na to, że przez dwieście siedemdziesiąt dni nie umiałam się zebrać w sobie i zdecydować się na JEDNO imię.
Jedno imię i dwieście siedemdziesiąt dni. Cholera!
-To wcale nie jest takie proste!- krzyknęłam zdenerwowana i rzuciłam w kąt opasły leksykon sławnych czarodziejów.
Wiedziałam, że MÓJ syn jest wyjątkowy… Tyle, że wiedziała to, wie i wiedzieć będzie każda matka po mnie i za mną. Tak już jest i nic się na to nie poradzi.
-Może Mercy?- zaproponował James pogodnie.
-Mercy?- obróciłam głowę w jego stronę i teatralnie popukałam się w czoło.-Idź lepiej spać. Może TWOJE dziecko potrzebuje litości, ale MOJE raczej będzie umiało sobie radzić w życiu..
Z kim ja dzielę sypialnię? No z kim?
Z osłem.
-Miałem kiedyś kolegę i się tak nazywał- James wzruszył ramionami.- Równy gość.
-Na pewno nasz syn kiedyś by ci podziękował za takie MIŁOSIERNE imię.
Miłosierny ojciec się znalazł…
-Z jednej strony jest taki śliczny i kochany i wyjątkowy i wspaniały….- zaczęłam wyliczać, chodząc w koło stołu w salonie.-Nie potrzebuje jakiegoś wymyślnego imienia, żeby być niepowtarzalnym i jedynym. Ale z drugiej… AŻ MNIE SKRĘCA, ŻEBY MU DAĆ JAKIEŚ STAROGRECKIE IMIĘ!
Teraz to James pokręcił głową.
-Masz obiekcie co do Mercy’ego, ale nie widzisz nic złego w mieszkaniu pod jednym dachem z Arystotelesem czy innym Sokratesem?
-To była luźna propozycja….- zrobiłam obrażoną minkę, wydymając usta.- Myślałam, że to burza mózgów i wolno rzucać propozycjami.
Potter przyjrzał mi się uważnie i nie wytrzymał. Chwilę potem i ja dołączyłam do niego chichocząc jak złośliwy chochlik.
Eh… świetni z nas rodzice. Nazwijmy syna Kabanos i będzie po sprawie."
TEN KABANOS MNIE ROZWALIŁ HAHAHHAHAH
*******************
MUZYKA 1 - FATALNE JĘDZE
Black uśmiechnął się, patrząc na swoją
dziewczynę.
Jak zwykle ostra, pomyślał.
Dorcas miała na sobie krótką, czerwoną
sukienkę, przewiązaną w pasie czarnym paskiem, bez ramiączek. Na jej dekolcie
lśniło czarne oczko, podobnie jak w uszach. Jedynym mocnym akcentem na jej
twarzy była czarna kreska na oku.
- Wyglądasz seksownie, kocie – mruknął do
niej Black i nie mogąc się powstrzymać, przycisnął na moment swoje usta do jej.
Meadowes z szerokim uśmiechem starła z jego ust swój błyszczyk.
Lily zeszła z ostatniego schodka i
podeszła do Jamesa.
- Właśnie dlatego szłyśmy wcześniej –
mruknęła kąśliwie, ale zaraz uśmiechnęła się na widok jego ogłupiałej miny –
Tak, James, ty też ślicznie wyglądasz, możemy iść – pocałowała go w policzek i
pociągnęła za rękę. Potter otrząsnął się i nachylił do niej, zatrzymując się.
- Wyglądasz przepięknie – wyszeptał do
jej ucha i na koniec pocałował jej skroń.
Droga do Wielkiej Sali mijała im bez
żadnych przeszkód. Co dziwniejsze szli w ciszy, zapamiętując każdy szczegół
zamku pod osłoną nocy. Za dużo teraz o tym myśleli, a te myśli rozsadzały im
głowy.
Co teraz? Co będzie? Jak będzie? Z kim?
Lily wyprzedziła Jamesa i nachyliła się
do Dorcas.
- Myślę, że teraz to dobry moment –
wyszeptała – Nie chcę, żeby ten wieczór skończył się kłótnią, wolę go tak
zacząć.
Ciemnowłosa pokiwała głową i zatrzymała
ręką swojego chłopaka.
- Musimy wam coś powiedzieć –
odchrząknęła i stanęła między wszystkimi dziewczynami, jakby to miało ją
obronić.
- Jesteś w ciąży? – spytał przerażony nie
na żarty Syriusz.
- Zwariowałeś?! – oburzyła się Dorcas,
chwilę potem wymieniając z Lily spojrzenia – Chodzi o to, że wyjeżdżamy.
- Wspaniale, a gdzie? – spytał James.
- Bez was – odpowiedziała szybko Alicja.
- Jak to: bez nas ? – Frank zrobił
zdziwioną minę.
- Jedziemy na wakacje, nie będzie nas
około miesiąc – powiedziała Ann i odwróciła się na pięcie, ruszając za dziewczynami
do Wielkiej Sali. Zostawiły chłopców samych, dając im kilka minut na dyskusję.
Gdy stanęły przed salą, aż otworzyły
buzie ze zdziwienia. Było przepięknie. Na ścianach wisiały zdjęcia z wycieczki
nad morze, wszystkich uczniów kończących szkołę, pokazanych w śmiesznych
sytuacjach. Nad nimi powieszone były lampki. Muzyka już głośno dudniła z
wielkich głośników.
Lily wbiła się w tłum uczniów, podążając
za dziewczynami. Jej zdaniem naprawdę było lepsze pokłócenie się wcześniej i
pogodzenie, niż pokłócenie się na sam koniec pięknego wieczoru.
Po kilku minutach poczuła ciepłą dłoń na
ramieniu. Odwróciła się z niepewną miną i napotkała usta Jamesa. Zaskoczona
oddała pocałunek, wczepiając palce w jego włosy.
- Muszę się tobą nacieszyć, w końcu
znikasz mi na cały miesiąc – wyszeptał jej do ucha.
- Dziękuję – odparła i pocałowała go
jeszcze raz, krótko.
Uśmiechnął się i okręcił nią dookoła.
Muzyka grała coraz głośniej, już nikt nie siedział przy stołach. Nawet
nauczyciele dali się ponieść zabawie. No, ponieść do za duże słowo. McGonagall
ledwo dotrzymywała kroku Dumbledorowi, a profesor Slughorn nieudolnie obkręcał
profesor Sprout.
Nazwa ‘bal’ nie pasowała do tego, co
działo się na sali. Słowo ‘balanga’ byłoby o wiele trafniejsze. Na scenie
gościła rockowa kapela, młodzież szalała.
Po dwóch godzinach większość nauczycieli
zniknęła. Na Sali pozostał tylko profesor Dumbledor oraz profesor Sprout,
którzy teraz razem tańczyli do wolniejszego rytmu, gdy większość uczniów
pochłaniała jedzenie.
Kapela „Fatalne Jędze” dawała z siebie
wszystko. Po nazwie można było się zdziwić, widząc na scenie osiemnastoletnich
chłopaków. Większość Hogwartczyków znała ich z widzenia na korytarzach, a teraz
byli sensacją. W końcu zaczęli wolną piosenkę.
- Mogę prosić? – James podniósł się z
miejsca i pociągnął Lily na parkiet. Tańczyli wolno, wtuleni w siebie i każde z
nich myślało o czymś innym. Rudowłosa zastanawiała się, co będzie, jak wrócą do
Anglii po wycieczce, a Szukający co będą robić bez dziewczyn. Chodziło mu po
głowie, aby również wybrać się w podróż, którą zawsze wyobrażali sobie z
Syriuszem, po obejrzeniu filmu w domu sąsiadki – mugolki. I właśnie po
zobaczeniu go, zamarzyli sobie o wyciecze autostopem.
- Kiedy wrócimy z wycieczki, jadę do
Grecji – postanowiła – I chciałabym, abyś pojechał ze mną – podniosła głowę z
jego ramienia.
- Cudowny pomysł – zgodził się,
zastanawiając się, ile będzie trwała ich wycieczka.
- Jesteś tu? – spytała się, gdy zauważyła
jego nieobecny wzrok.
- Chciałbym jechać z Huncwotami na małą
wycieczkę – powiedział.
- Och – zaskoczyło ją to – Gdzie?
- Nie wiem – zaśmiał się – Przed siebie!
- Ymm, okej – mruknęła i dała się
obkręcić – To nasz ostatni taniec tutaj, w tym zamku – wyszeptała mu do ucha.
- Lily, mam wspaniały pomysł – przeprosił
ją i zostawił. Patrzyła za nim wzorkiem, jak idzie do Dumbledora i mówi mu coś
na ucho. Dyrektor spojrzał po Sali i coś odparł. Oboje odwrócili się z
uśmiechami na twarzach.
Rogacz wbiegł na scenę i odebrał na
chwilę mikrofon Myronowi Wagtailowi.
- Siódma klasa za godzinę na błoniach! –
krzyknął – Przebierzcie się w coś wygodniejszego!
Zdziwieni siódmoklasiści pokiwali
głowami.
- Co ty kombinujesz? – spytała
podejrzliwie Lily, gdy chłopak do niej dołączył, wymieniając spojrzenia z
Huncwotami.
- Coś, co zawsze chcieliśmy zrobić na
zakończenie roku – uśmiechnął się – Wiesz, w głębi naprawdę potrafię być
sentymentalny i czuły – zaśmiał się – Przekonasz się. Nigdy nie wyobrażałem
sobie, że siedem lat szaleństw, skończę balem, więc…zobaczysz – cmoknął ją
krótko.
Na balu jednak bawili się świetnie.
Fatalne Jędze nie dawały wytchnienia, cały czas nie sposób było zejść z
parkietu. Na dworze dopiero zachodziło słońce, choć było już po dwudziestej
drugiej. Większość uczniów już odpadła, ale najstarsi zostali, by zobaczyć, co
przygotowali dla nich Huncwoci.
- Proszę o ciszę – usłyszeli głos
Dumbledora, który stanął na scenie – Chciałbym powiedzieć ostatnie słowa do was
samych, zanim panowie Huncwoci was stąd wyprowadzą. Muszę przyznać, że dziękuję
wam za ostatnie siedem lat, bo wszyscy z was powodowaliście, że na naszych
nauczycielskich twarzach pojawiały się uśmiechy. Teraz stajecie przed ważnymi
wyborami. Jestem pewien, że każde z was dokona poprawnego. To one ukazują, kim
naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej, niż nasze zdolności. Bo nie jest ważne,
kto kim się urodził, ale jakim się stał. Cóż mogę więcej powiedzieć, miłego
życia i powodzenia!
Na Sali wybuchły ogromne oklaski.
Dyrektor Hogwartu zszedł ze sceny i został zgarnięty przez tłum uczniów.
- Dalej ludzie, macie dwadzieścia minut i
widzimy się na błoniach! – wydarł się Syriusz ponad tłum i wyszedł z Wielkiej
Sali ciągnąc za sobą Dorcas.
****
Chwilę potem dziewczyny wyszły w
sukienkach do Pokoju Wspólnego. Większość siódmoklasistów już tam była.
Wyszli z wieży i skierowali się na
błonia, po drodze rozmawiając. Im dalej, tym większą grupa szli, dołączyło się
do nich nawet kilku Ślizgonów. Wszyscy byli ubrani w wygodne, letnie rzeczy.
Doszli do wrót i pchnęli je. Całą grupą wyszli na błonia, gdzie już z daleka było
widać ogromny płomień.
- Ognisko! – krzyknął jakiś chłopak i
wraz ze swoimi przyjaciółmi pobiegli w tamtą stronę.
- Zorganizowaliście ognisko – wyszeptała
Lily i zaśmiała się – Jakie to ckliwe, Huncwoci!
James uszczypnął ją w pośladek, a ona ze
śmiechem zaczęła biec w stronę jeziora, nad którym rozpalone było ognisko.
Dookoła stały ławki i stoły, dalej było kilka namiotów, śpiworów i koców.
- Tak właśnie wyobrażałam sobie
zakończenie roku – oznajmiła Dorcas, gdy dostała Kremowe Piwo i wraz z
dziewczynami usiadła przy stole. Huncwoci byli rozproszeni w tłumie, gadając ze
znajomymi. Muzyka grała w tle, widać było tylko cienką kreskę nad jeziorem,
która jeszcze chwilę temu była słońcem.
- Postarali się – uśmiechnęła się Ann –
Odwalili kawał dobrej roboty, mogłabym tak do końca następnego roku!
- Masz rację – zgodziła się Alicja i
odebrała od Franka kiełbaskę. Wkrótce coraz więcej dziewczyn dosiadało się do
Huncwotek i chwilę później zrobiło się wielkie koło.
- Dacie wiarę? – powiedziała Mary
McDonald – To już koniec, zupełnie – w jej oczach zaczęły lśnić łzy.
- Hej, bez płakania! – krzyknęła jej
przyjaciółka – Nowe życie stwarza tyle możliwości! Teraz możemy podróżować,
używać czarów gdzie tylko chcemy – rozmarzyła się.
- Masz rację – poparła ją inna – Teraz
możesz kochać się do woli, nie jesteś w szkole!
Całe grono zaśmiało się.
- Możesz nawet się żenić! – powiedziała
inna – Bylebyś tylko nas zaprosiła!
Wzniosły kubki z piwem i wypiły. Nagle
muzyka przybrała na sile. Rudą, która siedziała na ławce, ktoś podniósł do góry
i wydostał ją z babskiego kręgu. Odwróciła się do Pottera i od razu musiała
przygotować się na obrót w rytm piosenki. Wkrótce przy ognisku było coraz
więcej par, nie tylko damsko-męskich.
Był to ostatni wieczór, gdzie mogli się
tak wyluzować w murach swojej szkoły. To był jedyny wieczór, w którym mogli pić
do oporu, nie przejmując się, że nauczyciele przyjdą i odejmą punkty. To był
koniec, koniec ich szlabanów, odejmowania punktów.
Z daleka ich zabawę można było uznać za
jakiś taniec Indianinów wokół ogniska, ale oni nie przejmowali się dzisiaj, że
ktoś nie umie tańczyć. Po prostu szaleli. Ognista Whiskey i Kremowe Piwo lały
się strumieniami. Dziewczyny wybrały Skrzacie Wino, ale znalazły się też
amatorki piwnych zabaw z chłopakami.
- Skąd pomysł na takie coś? I skąd
wytrzasnęliście te kubeczki? – spytała się Lily, wskazując na czerwone,
papierowe kubki z białymi brzegami.
- W zeszłym roku odwiedzałem przyjaciółkę
– odpowiedział, obkręcił nią dookoła – W collegu. Ich imprezy to niebo! Kiedyś
na taką pójdziemy – obiecał.
Wszędzie słychać było śmiech i głośną
muzykę. Uczniowie tańczyli, śpiewali, niektórzy już drzemali pod drzewem na
kocach. Kilka osób weszło do wody.
- Lily…? – Dorcas spojrzała na
przyjaciółkę, a później na jezioro. Rudowłosa pokiwała energicznie głową.
Złapała Ann za rękę, która pociągnęła Alicję. Weszły na plażę i ściągnęły z
siebie sukienki.
Chłopcy stojący przy ognisku patrzyli na
nie ze śmiechem. Wyglądały jak małe dzieci, które dostały prezent. Ich oczy
błyszczały, prawie zdzierały z siebie sukienki.
Zrzuciły buty i na trzy wbiegły do wody.
Po chwili wynurzyły się, odgarniając włosy.
- Dalej, chodźcie do nas! Wody jest
super! – krzyknęła Alicja i ochlapała stojące obok niej dziewczyny. Chłopcy po
chwili wyrzucili puste kubki i pobiegli do nich. Weszli na pomost i każdy po
kolei wpadał do wody na bombę.
Może się to wydawać małym szaleństwem,
ale dla nich było to coś wspólnego, co będą mogli wspominać latami, opowiadać
swoim dzieciom (oczywiście cenzurowaną wersję ).
Księżyc zaczął świecić, uformował się
piękny rogalik. Lily dostała już gęsiej skórki, więc wyszła na brzeg. James
szedł za nią, a po chwili odbił w bok i po chwili wrócił z kocami. Usiedli na
jednym, a drugim okryli się. Ognisko dawało mnóstwo ciepła, dodatkowo wzięli
sobie herbatę, która stała obok butelek piwa i whiskey. Reszta poszła za nimi i
po chwili cała plaża wypełniła się kocami wraz z siedzącymi na nich parami,
przyjaciółmi.
Obok Lily i Jamesa rozsiadła się reszta. Błonia
wypełnił gwar rozmów i śmiechów, muzyka grała ciszej, a na drzewach zapaliły
się lampki.
- Och, możesz robić mi takie kolacje w
wakacje – szepnęła Lily na ucho Jamesowi, a on pokiwał głową i zaśmiał się.
Otoczył ją ramionami.
- Nie żebym był jakiś ckliwy, czy coś,
ale jest mi tutaj dobrze – powiedział – Z tobą, z Huncwotami, z takim
widokiem…idealny ostatni dzień szkoły.
- Rogaczu, jesteś ckliwy – poinformował
go Syriusz i kiwnął głową, obejmując Dorcas.
- A ty za to nigdy – powiedziała Szatynka
– Przydałoby się czasem coś romantycznego – stwierdziła i podniosła głowę do
góry, odwracając ja od Łapy, który wywrócił oczami, ale z uśmiechem pocałował
ją w szyję i po chwili wylądowali na plecach w piachu.
Nagle zrobiło się cicho, a następnie
słychać było eksplozję. Dziewczyny spojrzały na niebo, na którym teraz co
chwila błyskały fajerwerki.
- Merlinie, jak pięknie – jęknęła Lily i
w jej oczach zalśniły łzy. Reszta zaśmiała się z jej reakcji, ale byli niemniej
zachwyceni. Całe niebo nad jeziorem zaszyte było różnobarwnymi fajerwerkami, a
po kilku minutach na niebie ułożył się wielki napis: ROCZNIK 1960.
Ileż było łez wzruszenia, śmiechów,
przytulania, całowania.
Po chwili niektórzy zeszli z plaży, by
ogrzać się bliżej ogniska. W tej garstce znaleźli się Huncwoci i dziewczyny.
Stanęli nad ogniem, wyciągając ręce.
- A pamiętacie, jak zrobiłyśmy wam kawał?
– Alicja zaśmiała się – Peter chciał was zabić, myśląc, że zabraliście mu
słodycze – wybuchła jeszcze większym śmiechem, a za nią poszła reszta, wraz z zarumienionym
Glizdogonem. Uśmiechnięta Penelopa poklepała go po ramieniu.
Siedzieli jeszcze długo, wspominając i
śmiejąc się. Po kilku godzinach rozmawiania porozsiadali się, niektórzy
położyli i siedzieli tak do wschodu słońca, czasem wymieniając się jakąś uwagą
czy wspomnieniem.
Siedzieli do końca, patrząc, jak wschodzi
ich ostatnie słońce w Hogwarcie.
*****************