Strony

sobota, 1 lutego 2014

49. Chciałbym umrzeć z miłości.



*******




Lily otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Przeciągnęła się i usłyszała, jak jej kości strzelają. Budzik obok jej głowy wskazywał na godzinę dziesiątą. Pokręciła głową z niedowierzaniem i westchnęła. Jej kotary były zasłonięte, ale przedostawały się przez nie drobne promienie słońca, które grzało ją w lewe ramię. Zrzuciła z siebie kołdrę i wyciągnęła się. Jej koszula nocna podciągnęła się do góry, odsłaniając nogi, który położyła tak, by słońce na nie padało. Po kilku minutach bezczynnego leżenia podniosła się do pozycji siedzącej i rozsunęła zasłony. Ani jednej z dziewczyn nie było w dormitorium. Wzruszyła ramionami i z powrotem opadła na poduszki. Czuła taką beztroskę! Żadnych testów, wypracowań, po egzaminach, które nawiasem mówiąc zdziwiły ją totalnie. Myślała, że będą to trudne zadania, w których muszą wykazać się wiedzą z ostatnich siedmiu lat, a tu – połowa pytań z ostatnich dwóch lat.

Usłyszała szczęk zamka. Leniwie spojrzała w tamtą stronę i uśmiechnęła się.

- O, śpioch raczył wstać? – wiecznie rozczochrany Szukający zamknął drzwi nogą.

- Tak, już tak. Już dawno tak dobrze nie spałam.

Usiadł obok niej, ale ona nie miała zamiaru się podnosić. Z westchnieniem nachylił się i cmoknął ją w czoło.

Rozpakował paczuszkę. Zapachniało świeżym pieczywem i serem.

Jedli w ciszy, patrząc na siebie, jakby nigdy się nie widzieli.

Po chwili chłopak nie przerywając kontaktu wzrokowego, wepchnął do buzi resztkę pieczywa i położył się na łóżku, zakładając ręce pod głowę.

- Na co się gapisz, Potter?

Uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. Położył sobie jej nogi na brzuchu i dalej na nią patrzył.

- No co? – zirytowała się, odkładając croissanta na szafkę nocną.

I dalej nic.

- Zaraz ci przywalę – powiedziała i podniosła się na kolana. Pokręcił głową i pociągnął ją za rękę. Wylądowała miękko obok niego, kładąc głowę na jego piersi.

- Zastanawiałaś się, co będzie za dwa tygodnie? – spytał wreszcie. Splotła ręce i położyła na nich brodę.

- Możemy nie mówić o przyszłości? Wolę skupić się na tym, co teraz – spojrzała w okno – Zostało nam tak mało czasu, by cieszyć się dzieciństwem. Nie rozumiesz? To nasze ostatnie chwile.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – spojrzał na nią z niezrozumieniem.

- Gdy wyjdziemy z Hogwartu, będzie tyle zobowiązań, praca. Nie będziemy mieli dla siebie tyle czasu.

Ściągnął ją z siebie i usiadł.

- Gdzie będziesz mieszkać? Chyba nie wracasz do Grecji? – w jego oczach widać było strach. Zdawał sobie z tego sprawę i w myślach się za to przeklinał. Nie powinien okazywać takich słabości.

- Nie, nie wracam. Znaczy tak, ale tylko na chwilę, na kilka dni w wakacje, chcę zobaczyć się z mamą i kuzynką.

- Rozumiem, a co później? – splótł ręce. Lily złapała go za dłoń.

- Powiedziałeś mi, że mam dom tam, gdzie ty, prawda? – uśmiechnęła się. Podniósł na nią wzrok.

- Tak, masz. Kiedy tylko chcesz – potwierdził.


****


Syriusz zamknął za nimi drzwi pustej sali. Wyciągnął różdżkę, zrzucił zaklęcie na klamkę i z uśmiechem odwrócił się do Dorcas.
- Po coś mnie tu przyprowadził? – mruknęła niezadowolona dziewczyna. 
- Dawno nie byliśmy na randce – z każdym słowem przybliżał się do niej, a jego uśmiech się poszerzał. 
- A więc zaplanowałeś romantyczną schadzkę w akurat nieużywanej sali do Obrony Przed Czarną Magią? – zapytała ironicznie – Twoja kreatywność ostatnio spada, Syriuszku. Poza tym, wiesz że nie mam czasu. 
- Wiem – przyznał, teraz stał tuż przed Dorcas – Dlatego pomyślałem, że ominiemy kilka spraw i od razu przejdziemy do końcowej części randki. 
Pochylił się, żeby ją pocałować, ale odepchnęła go lekko. 
- Nawet o tym nie myśl, Black – rzuciła ostro.
- Dlaczego? – Syriusz zmarszczył brwi. 
Nadal się nad nią pochylał, przez co był niebezpiecznie blisko. Na tyle blisko, że miała trudność ze zlepieniem porządnego zdania. Czasami miała dość tej swojej słabości. 
- Po prostu nie mam na to ochoty – odpowiedziała po chwili milczenia. 
- Mam przez to, że nie masz ochoty na mnie? – Black błysnął zębami i spojrzał na nią tak, że zmiękły jej kolana. Wzięła głęboki oddech. 
- Tak, kochanie – cofnęła się o krok i skrzyżowała ręce na piersi – Właśnie o to mi chodziło. 
Przez chwilę Syriusz nic nie mówił, a potem przysunął się do niej, wyciągnął rękę i zaczął głaskać ją po policzku. Co chwilę zahaczał kciukiem o usta Dorcas. Dziewczyna musiała zagryźć wargi, żeby ich nie rozchylić pod wpływem jego dotyku. 
- Jesteś tego pewna? – wymruczał. Był to ten ton głosu, przez który Dorcas czuła łaskotanie w dolnej części brzucha. 
- Absolutnie – starała się, żeby jej głos brzmiał jak najbardziej stanowczo. Cóż, była to jej ostatnia stanowczość tego dnia, ponieważ zaraz potem Syriusz przycisnął swoje wargi do jej warg. Zaczął ją całować bez żadnych wstępów, bez delikatności, niewinności. Całował ją tak, że całe jej ciało się rozgrzało, w żyłach zapłonął ogień, a nogi ledwo co radziły sobie z utrzymaniem jej ciężaru. Choćby nie wiadomo co, nie potrafiła nie odwzajemnić tego pocałunku. Upuściła torbę i złapała Syriusza za włosy. On zaś jedną rękę nadal trzymał na jej twarzy, a drugą błądził w okolicach talii i biodra. Dorcas nie miała pojęcia ile to trwało, ale była pewna, że mogło trwać jeszcze dłużej, gdyby nie potrzeby fizyczne. Oboje potrzebowali oddechu, kiedy się od siebie oderwali, dziewczyna dyszała jak po przebiegnięciu całego Hogwartu dookoła. 
- Twoja postawa się nie zmieniła? – zapytał Syriusz zachrypniętym głosem. Nadal się nad nią pochylał i był na tyle blisko, że kosmyki jego przydługich włosów łaskotały ją po nosie i policzku. 
- Ani trochę – udało jej się wykrztusić – Ale wiesz … Myślę, że po jednym pocałunku, drugi nic nie zmieni, ale też nie zaszkodzi. 
- Nic nie zmieni? –powtórzył cicho i pocałował ją w szyje. 
- Ale nie zaszkodzi – wyszeptała. Znowu poczuła jego usta na szyi, potem zaczął przesuwać się wyżej. Linia jej żuchwy, policzek i w końcu usta. Przygryzła delikatnie jego wargę, odpowiedział jej pomruk zadowolenia. Syriusz zaczął popychać ją delikatnie do tyłu, aż w końcu opierała się o ścianę. Black całkowicie zlikwidował odległość między nimi, przycisnął swoje ciało do jej ciała. Pomimo warstwy ubrań, była aż za bardzo świadoma każdego mięśnia na jego brzuchu, jego ud naciskających ja jej uda i smukłych bioder całkowicie zetkniętych z jej biodrami. Syriusz zaczął jeździć ręką po plecach Dorcas. Dziewczyna nie była z tego dumna, ale wydawało jej się, że krótki jęk wydobywa się z niej za każdym razem, kiedy Syriusz zahaczył o jej pośladki. Gdy znowu się od siebie oderwali, Black chciał się odsunąć, ale złapała go za krawat i zatrzymała przy sobie. 
- Nadal bez zmian? - zapytał cicho. 
Brunetka nie odpowiedziała, nie ufała własnemu głosowi. 
- A gdybym tak pocałował cię w trochę niższe partie ciała, czy to by coś zmieniło, hm? – Syriusz stał teraz oparty o ścianę z ręką nad jej głową. Podniosła na niego wzrok. 
- Musisz to sprawdzić – odpowiedziała, a bardziej wymruczała. 
Black wygiął usta w zabójczym uśmiechu i zaczął całować ją w obojczyk. Dorcas przygryzła dolną wargę, żeby nie jęczeć jak mały szczeniaczek. Nie miała wątpliwości, co to tego, że Syriuszowi by się to spodobało, ale nie chciała oddawać mu pełnego dowodzenia. Jego usta zsunęły się niżej, wepchnął rękę pomiędzy nich, żeby odpiąć jej szatę. Dorcas nie pamiętała, kiedy pozbyła się jej całkowicie. Pamiętała tylko ręce Blacka na swoim ciele, jego usta na brzuchu. No i jeszcze domaganie się każdego centymetra jej ciała, który pominął. W pewnej chwili Syriusz uniósł ją, Dorcas oplątała go nogami w biodrach. Zaniósł ją na profesorskie biurko i tam posadził. Jednak zanim to zrobił, zahaczył palcem o jej majtki i pociągnął je w dół. 
- Żadnych zmian? – zapytał. - Żadnych – usłyszał w odpowiedzi, kiedy zrzucał z siebie bokserki.


****


Zadowoleni uczniowie siedzieli w Wielkiej Sali pałaszując obiad. Dziewczyny paplały wesoło, co jakiś czas pośpieszając się nawzajem. Część uczniów już teraz była w wiosce i kupowała stroje na dzisiejszy wieczór, tylko one jeszcze się grzebały. W końcu po kilku minutach, gdy Dorcas znów zamarudziła, wstały i wyszły z Wielkiej Sali. Droga do Hogsmeade upłynęła im bardzo krótko, za pewne dlatego, iż znały ją już na pamięć.

- Będę przyjeżdżać tu w każdym tygodniu – stwierdziła Ann – Na Kremowe Piwo.

Dziewczyny w milczeniu kiwnęły twierdząco głowami. W końcu doszły do sklepu, który był dzisiaj wyjątkowo oblegany. Gdy wchodziły, na szczęście, większa grupa dziewczyn właśnie wychodziła. Rozeszły się po pomieszczeniu, szukając najlepszej sukienki. Lily uśmiechnęła się, gdy jej ręka dotknęła miłego materiału. Ściągnęła wieszak i zachwyciła się. Sukienka była długa do ziemi, fioletowa, a do kompletu był szal z błyszczącego materiału. Suknia nie była szeroka, tylko ściśle przylegała do ciała. Rudowłosa uśmiechnęła się, wyobrażając sobie minę Jamesa.

Dorcas już dawno miała wybraną kreację, specjalnie zamówioną i sprzedawczyni kilka miesięcy temu. Podeszła do lady.

- Witam, panienko Meadowes – starsza kobieta uśmiechnęła się uprzejmie.

- Dzień dobry! Przyszłam po swoją sukienkę – oparła się łokciami o ladę i zastukała palcami. Po chwili kobieta wróciła z pokrowcem na ramieniu. Ciemnowłosa dała jej należne pieniądze i prawie śmiejąc się ze szczęścia wzięła sukienkę i usiadła na środku sklepu, na wielkiej pufie, czekając, aż reszta wybierze swoje kreacje.

Nie musiała długo czekać. Ann już na początku wybrała pierwszą sukienkę, jaka trafiła jej się w ręce, ponieważ ujął ją jej kolor – bezchmurnego nieba.

Alicja miała największy problem, wciąż zerkała nerwowo na siedzące dziewczyny.

- Mogę w czymś pomóc? – usłyszała dobrotliwy głos sprzedawczyni.

- Tak – jęknęła – Coś eleganckiego, ale i…

- W sam raz dla mężczyzny? – kobieta pokiwała zamyślona głową – Mam coś dla ciebie.

Po kilku minutach wróciła z różową sukienką do kolan z dekoltem w kształcie serca i wstążką związaną w pasie w kokardę. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

Zadowolone z siebie wyszły na ciepłe powietrze. Uwielbiały ten czas, gdy mogły zakładać rzeczy odsłaniające ich ciało – bo te były najładniejsze – długie spódnice, topy, krótkie spodenki.

Wracając do zamku kupiły sobie po trzy gałki lodów i chwile później były już w Hogwarcie. Spojrzały na siebie smutno ze zrozumieniem. Ostatni raz wracały z Hogsmeade do zamku.


*****


W zamku panowała cisza. Nie było słychać żadnych wybuchów, tak często towarzyszących zamkowi odkąd pojawili się w nim Huncwoci. W ostatnim tygodniu naprawdę robili dużo kawałów, a McGonagall załamywała ręce, dobrze wiedząc, że to ich sprawka. Tak, jak reszta nauczycieli, przyzwyczaiła się już do obecności rozrabiaków i również czuła w jakiś sposób sentyment do nich. Dyrektor Hogwartu głośno wyjawiał swoje obawy, że od teraz w Hogwarcie będzie nudno, nie reagując na oburzone spojrzenia Filcha. O tak, on miał najgorzej. Huncwoci postanowili bardzo miło go pożegnać, rozbijając po jednej ubikacji w każdej łazience w szkole, oprócz tych w wieżach. Korytarze umazane były nieznanymi substancjami, a Ślizgonom poznikały ławki w Wielkiej Sali.

Zadowoleni ze swojej pracy mogli wreszcie odetchnąć pełną piersią. Żaden z nauczycieli nie dawał im już szlabanów, nie złościli się na nich. Lekcje były luźne, większość spędzali na rozmawianiu z profesorami o minionych latach. Raz nawet przy śniadaniu dosiadł się do nich Dumbledore. Po ostatniej pełni, gdy wylądowali w Skrzydle Szpitalnym, pani Pomfrey popłakała się i obiecała, że o nich nie zapomni, do tego wyznała im, że byli jej ulubionymi pacjentami. Dostała po niedźwiedzim uścisku od każdego i wygoniła ich, by nie ujrzeli jej łez.

Hagrid zaprosił ich na ostatnią herbatkę, jak jeszcze są uczniami, i on nie ukrywał swojego smutku, tylko wyciągnął wielką chustkę do nosa ( wielkości obrusa) i bezceremonialnie wysmarkał w nią nos. Dziewczyny tak się nad nim rozczuliły, że całe popołudnie zarzekały się, że będą go często widywać i jest mile widziany u nich.

Hogwart wydawał im się tak wspaniały, jak nigdy. Spacerowali grupką lub osobno po jego korytarzach, przypominając sobie co śmieszniejsze sytuacje. Każde z nich chodziło na ostatnie randki w murach zamku, jak i na pięknych błoniach, gdzie wykwitły kwiaty, woda była przyjemnie orzeźwiająca.

Nie mogli pozbyć się wrażenia, że zostawiają coś ważnego, coś, co nigdy nie wróci.



„Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
 To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
 Chciałbym umrzeć przy tobie”



Lily i James często rozmawiali o czasie po szkole. Dla obojga były to ciężkie rozmowy, gdyż wiedzieli, że nie będą ze sobą często. Evans mieszkała pod Londynem, a Rogacz w Dolinie Godryka. Dzieliło ich tysiące mil. I tak nawet nie było pewne, czy Lily wróci do domu w Grecji, chociaż na chwilę. Miała zamiar zaprosić tam Jamesa, ale jeszcze go o tym nie poinformowała. Chłopak za to na planował, że na pewno będzie zapraszał ją na dłuższe okresy czasu, nie tylko na randki jednodniowe. Oboje chcieliby spędzać ze sobą tyle czasu, ile w Hogwarcie.

Dorcas i Syriusz nie mieli takich problemów. Znaczy, nie wiedzieli, czy mają, gdyż dziewczyna nie wiedziała, czy Syriusz mówił poważnie o jej przeprowadzce do Liverpool. A on? On też tego nie wiedział, bo od nie dawna stwierdził, że nie da sobie wejść na głowę. Kochał Dorcas, ale nie chciał, żeby zaczęli zachowywać się jak małżeństwo. Dorcas też to trochę przerażało, że zrobiło się tak poważnie. Mieli wiele spraw do wyjaśnienia, ale teraz korzystali z ostatnich dni w Hogwarcie całując się gdzie popadnie, w każdej najmniejszej komórce na miotły.

Ann i Remus byli najspokojniejsi. Co prawda, nie mieszkali blisko siebie, lecz Remus stwierdził, że będzie częstym gościem Syriusza, dzięki czemu mieli się często widywać. Oboje nie uważali, żeby zaczęli zachowywać się jak małżeństwo, ale traktowali swój związek poważnie. Zresztą, jeśli ich marzenia się spełnią, będą wspólnie żyć nad księgarnią nad Pokatną. I ten pomysł dawał im nadzieję.

Alicja i Frank za to już myśleli o ślubie. No dobra, Alicja myślała. Frank, jak tylko zaczynała o tym mówić, uciekał gdzie pieprz rośnie. Nie łapały go chwile zwątpienia, ale myślał, że dadzą sobie jeszcze czas. W końcu byli tacy młodzi! Nie można powiedzieć, że się nie cieszył – on był wniebowzięty, że udało mu się znaleźć miłość. Choć mieli tylko po osiemnaście lat, czuł, że to ona jest tą właściwą.

Penelopa i Peter byli chyba w najgorszej sytuacji. Byli ze sobą już dość długo, biorąc pod uwagę ich poprzednie związki. Nie powiedzieli sobie jeszcze, co ich tak naprawdę łączy, ale oboje chcieli to ciągnąć. Każde z nich miało plany na przyszłość, w połowie związane ze sobą nawzajem. Więc chyba nie było źle, prawda?



„Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić
 To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
 Chciałbym umrzeć z miłości”



To właśnie w tym miejscu zrodziły się wszystkie miłości,. To tu miały miejsce kłótnie, rozstania, chwile uniesień, najlepsze wspomnienia z ich życia… teraz czas żyć dalej, by były kolejne, jeszcze lepsze.


****


Na wcześniejszej kolacji nie obyło się bez podnieconych szeptów. Lily, rozglądając się po Sali, stwierdziła, że nie ma większości dziewczyn. Niby im się nie dziwiła, każda z nich chciała być piękna dzisiejszego wieczoru. Ona i przyjaciółki zdecydowały się jednak zjeść kolację, by później móc cały wieczór tańczyć.

O tak, perspektywa spędzenia całego wieczoru na zabawie w ukochanym miejscu, wśród przyjaciół, wydawała im się bardzo kusząca.

W końcu dziewczyny odmaszerowały do dormitorium, przy znaczących spojrzeniach chłopaków, który wyrażały jedno słowo: baby.

Odechce im się takich spojrzeń, jak nas zobaczą, pomyślała złośliwie Dorcas i przyśpieszyła kroku.

Godzinę później każda z nich była umyta i siedziały na swoich łóżkach malując paznokcie.

- Pamiętacie, jak.. kiedy to było… dwa lata temu Lily wyrzuciła bieliznę Rogacza do Pokoju Wspólnego?

Dormitorium wypełnił dziewczęcy śmiech.

- Wkurzył mnie! Kolejny raz oświadczył mi się na korytarzu! – burknęła Rudowłosa.

- Już wtedy go kochałaś, ściemniaro! – Alicja wytknęła palec.

- Wcale nie – zaprzeczyła – Zakochałam się w nim w szóstej klasie – wyznała. Przyjaciółki spojrzały na nią zdziwione.

- I nic nam nie powiedziałaś!? – krzyknęła Ann i zrobiła obrażoną minę.

- No bo – Lily zaczerwieniła się – Przez tyle lat go odpychałam, psioczyłam na niego i nagle się zakochałam, to było nie do przyjęcia. Bałam się tego, co powiecie – zrobiła przepraszającą minę, a motyle w jej brzuchu wzniosły się do góry – O Merlinie, taaak, zakochałam się w nim – uśmiechnęła się głupkowato – Ooo tak, kocham goo!

- No patrz, jeszcze nawet nic nie wypiłyśmy – parsknęła Alicja.

- Okazało się, że miłość nie boli, prawda? – westchnęła Ann.

- Właśnie, że boli – odezwała się Dorcas – Na początku bolała aż za bardzo. Teraz jest lepiej, ale gdy się kłócicie, gdy któreś wyjedzie… - zawiesiła głos.

- Masz rację – szepnęła Lily – Nie wiem, co teraz będzie. Ja i James mieszkamy od siebie bardzo daleko, będzie ciężko, będę tęsknić. Teraz zawsze mogłam do niego iść, nawet w nocy…

- Bez szczegółów! – wtrąciła się Alicja, a reszta roześmiała się.

- Zawsze był na wyciągnięcie ręki, zawsze, gdy go potrzebowałaś – dokończyła za nią Ann – Wiemy, jak to jest.

Przez chwilę zapadła cisza.

- A co z nami? Też nie będziemy się często widywać – zauważyła Ann.

- Zapomniałyście, że za dokładnie dwa dni będziemy w Paryżu? – krzyknęła niedowierzająco Meadowes.

Reszta spojrzała na nią zdziwiona. 

- Ale jak? – Alicja zmarszczyła czoło i zaczęła rysować kreskę na powiece.

- Zapomniałyście – jęknęła Brunetka – Zaplanowałam cały miesiąc. Cały bez chłopaków! – uśmiechnęła się.

- Przyda nam się taka wycieczka, ale dopiero co powiedziałam, że będę tęsknić, a ty mnie już na cały miesiąc wysyłasz w świat – burknęła Evans i założyła pończochy.

- Trzeba im powiedzieć wspólnie, może nie będą wtedy tacy źli – oznajmiła Ann.

Pokiwały twierdząco głowami i każda zajęła się sobą.


****


Panowie stali już w Pokoju Wspólnym.

- Nie ma to jak efektowne spóźnienie – mruknął Syriusz do Jamesa, gdy po piętnastu minutach czekania wreszcie usłyszeli szczęk zamka. Podnieśli oczy na schody i wmurowało ich w ziemię.


**********************