Strony

poniedziałek, 1 lipca 2013

42. Wszyscy okularnicy są psychiczni.

Bardzo przepraszam, za to, że notki tak długo nie było. Napisałam już dawno swoją część, ale trzeba było ją ulepszyć. Świadectwa nie mam złego, jak na drugą gimnazjum. Dziękuję, że czekaliście. Co do tych "obiecanek-cacanek" - wcale nie robiłyśmy tego specjalnie, tak po prostu wyszło. Po prostu nie przewidujemy wszystkich wydarzeń, więc to, że notki nie było, mogło nie być naszą winą. 
Następny razem, powiem tylko, że notka pojawi się niedługo. Bez określania terminów, bo później nam jest źle, i Wam.
Miłego czytania, Lilka.

Więc tak, pragnę tylko powiedzieć, że przykro mi z powodu tych długich przerw między rozdziałami. Gdybym miała możliwość, wstawiałabym notki co tydzień. Ale niestety, kto sam piszę bloga (i traktuje to chociaż trochę poważanie, a nie tak "aby coś dodać") wie jak to jest w weną. Raz jest raz jej nie ma. I komentarze w stylu "Jestem wściekła" wcale NIE SĄ motywujące!
Już to kiedyś to pisałam, ale się powtórzę. Mogłabym tu wstawiać teksty pisane przeze mnie nawet i codziennie, ale tak się nie da. Nigdy tu nie dodaję, ani nawet nie wysyłam Lilce do "skonsultowania" czegoś co mnie nawet w najmniejszym stopniu nie satysfakcjonuje. Nigdy nie jest tak, że jestem zadowolona z tego co napisze tak bardzo jakbym chciała, ale musi mi się choć troszkę podobać. Bez tego, całe to prowadzenie bloga byłoby bezsensu dla mnie i dla Was również. 
Dziękuję wszystkim, którzy czekali na ten rozdział:) Miłej lektury (:
Kath.
____________________________________________________
                Dorcas kręciła się z boku na bok, nie potrafiąc zasnąć. Stękała niezadowolona, tysiąc razy przekręcała poduszę i wierzgała nogami jak wściekły Hipogryf. Miała wrażenie, że w jej głowie latają miliony małych słówek, każda z inną informacją, innym problemem.
                Część tych „małych perfidnych odbieraczy snu”, jak nazywała ich w myślach dziewczyna, dotyczyło nawału obowiązków. Nauka, dodatkowe zadania, koniec szkoły. To wszystko przytłaczało siedemnastoletnią Gryfonkę. Formułki zaklęć, składniki eliksirów, daty wojen mieszały się ze sobą i nie dawały Dorcas spokoju.
                Jednak zdecydowana większość myśli dziewczyny nosiła tytuł „Syriusz Black”. Meadowes miała świadomość tego, że łatwiej wynaleźć lek na smoczą ospę niż chociaż przez trochę utrzymać spokój w ich związku. Nie była z Blackiem od jakiegoś strasznie długiego czasu, ale mieli za sobą więcej perypetii niż nie jedna para z dłuższym stażem.
                Miewali różne powody do sporów, ale zazwyczaj wystarczało szczerze wygarnięcie tego, co obojgu leży na sercu. Teraz pojawiła się nowa sprawa, na pozór głupia i mało znacząca, jednak Dorcas kompletnie nie wiedziała, jak ją rozwiązać. Meadowes  naprawdę nie lubiła rozgrzebywać starych ran, a niestety ostatnio otrzymany list ją do tego zmusił. Przez długi czas musiała męczyć się z czymś beznadziejnym…  a raczej kimś beznadziejnym i za żadne skarby nie zamierzała do tego wracać.
                Sfrustrowana z głośnym jękiem schowała głowę pod poduszkę. Oczywiście mogła powiedzieć co nieco Syriuszowi, skoro tak bardzo chciał wiedzieć, ale znała go nie od dziś i wiedziała, że on nie da tej sprawie spokoju. Będzie chciał wiedzieć więcej, znać szczegóły, postanowi rozmówić się z dawnym „znajomym” Dorcas w sposób bardzo syriuszowy. A to było ostatnią rzeczą na jaką Dor miała ochotę.
                W pewnej chwili Gryfonka coś usłyszała. Szmer, potem kilka kroków. Ciężki kroków, zdecydowanie nienależących do mieszkanek jej dormitorium. Już miała sięgać po różdżkę, kiedy przypomniała sobie, że James został dzisiaj na noc u Lily.
                - Na gacie cholernego, brodatego Merlina, James! – teoretycznie Dorcas szeptała, jednak był to szept w stylu tych, które i tak i tak słyszą wszyscy obecni – Stąpasz jak olbrzym! Co jest? Naśladujesz słonia? Na moje oko, to najłatwiej pójdzie ci z małpą, wiele nie musisz udawać.
                - Dori, nawet o 4 nad ranem jesteś taka wredna? Przebijasz Syriusza – odparował Potter, jakby w roztargnieniu.
                - A co ty właściwie robisz?
                - Szukam okularów, muszę iść do łazienki – Gdy James wypowiedział słowo „łazienka” Dorcas zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej pęcherz upomina się o swoje prawa. Była tak zajęta przygnębiającymi myślami, że nawet potrzeby fizjologiczne spadły na drugi plan.
                - Ja pierwsza! – krzyknęła i zerwała się z łóżka.
                - Co? Ale ja nie wytrzymam … - Dor już wygramoliła się zza kotar, wbiła spojrzenie w Rogacza. Przez chwili mierzyli się wzrokiem, a potem jak na komendę ruszyli do biegu w stronę łazienki. Dorcas miała przewagę, ponieważ James nadal nie miał na sobie okularów. Pierwsza dobiegła to drzwi, już zaczęła je otwierać, kiedy Potter zablokował je ręką.
                - Dorcas, no weź, ja nie żartuję, zaraz się zsikam!
                - Ja też! I byłam pierwsza!
                - Wcale ci się nie chce! Po prostu jesteś wredna z natury i chcesz iść do tego cholernego kibla tylko dlatego, że ci powiedziałem, że …
                - Możecie się wreszcie zamknąć?! – dobiegł ich pełen irytacji krzyk Evans.
                - Ale Liluś, przecież wiesz, że mój mały pęcherz ..
                - Zamknijcie się oboje, bo będziecie musieli powtarzać ze mną Historię Magii przez 4 godziny!
                - Lily, on jest facetem, więc powinien…
                - Cały piąty rok, Dorcas! Cały piąty rok! – Meadowes była uparta, ale wiedziała, że z wkurzoną Lily nie warto zadzierać. Westchnęła głośno i zeszła z drogi Rogaczowi.
***
                Otworzyła lekko oczy. Uśmiechnęła się delikatnie na widok śpiącego Remusa. Zsunęła się z łóżka i wzrokiem ogarnęła dormitorium Huncwotów.
                Jamesa nie było w swoim łóżku, zapewne spał u Lily. Syriusz chrapał głośno, mamrocząc coś pod nosem co brzmiało jak "Nie! Nie będę szczekać!". Petera również nie było u siebie.
                - Dzień Dobry – usłyszała zza pleców głos Lupina. Odwróciła się i posłała mu ciepły uśmiech.
                - Ja się spało? – zapytała, związując swoje lekko falowane włosy w koński ogon.
                - Świetnie – mruknął Remus, jednak unikał jej wzroku. Twarz miał jakąś poszarzałą, oczy smutne.
                - Co się dzieje, Remusie? – przyjrzała się mu uważnie.
                - Nic, Ann – po raz pierwszy skierował na nią swój wzrok – Wszystko układa się po mojej myśli, naprawdę, tylko…
                - Tylko?
                - Za 2 dni pełnia – wypowiedział te słowa jak najgorsze przekleństwo i spuścił wzrok. Gryfonka nie dziwiła mu się, w końcu to było jego najgorszym przekleństwem. Ann nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. Przygryzła dolną wargę i usiadła na łóżku obok swojego chłopaka. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka. Kciukiem delikatnie jeździła po drobnych bliznach. Po chwili Lunatyk przeciągnął jej rękę od swojego policzka do ust. Delikatnie musnął ustami opuszki jej palców.
                -Halo, halo, proszę się nie migdalić z samego rana – niczym wybuch łajnobomby rozległ się głos Syriusza – No chyba, że chcecie, żebym zwymiotował – uśmiechnął się szeroko tak jak to tylko Huncwoci potrafią.
                Remus puścił dłoń Ann. Chciał spojrzeć gniewnie na przyjaciela, lecz mimowolnie się uśmiechnął.
                - Och, Łapciu, ty to potrafisz zepsuć klimat dwoma słowami!
                - To jedna z moich zalet – Black podniósł się z łóżka i pełnym wdzięku krokiem ruszył do łazienki.

****
                - Proszę o uwagę! - zagrzmiał dyrektor, wstając ze swojego fotela. Wielka Sala zamilkła, a wszystkie głowy zwróciły się w stronę stołu nauczycielskiego - Z racji tego, że ciężko pracujecie, aby osiągać sukcesy, postanowiłem po egzaminach urządzić bal! Ostatni bal siódmoklasistów !
                Cała sala zatrzęsła się od oklasków i wiwatów.
                - Liluś, pójdziesz ze mną na bal?! - spytał James, puszczając do niej oczko. Kilka osób uśmiechnęło się na ten widok.
                - No nie wiem, Potter. A co z tego będę miała ? - spytała, podnosząc jedną brew.
                - Spędzisz wieczór z najpiękniejszym i najzdolniejszym uczniem Hogwartu! A do tego bardzo skromnym!
                - Potter, nie miałeś mówić o mnie, tylko o korzyściach płynących z pójścia z tobą na bal ! - uśmiechnęła się słodko, a James nie pozostał jej dłużny.
                - No cóż, skoro nie chcesz... - zrobił zamyśloną minę - Nie! Ty o tym marzysz! A więc spełnię twoje pragnienie i pójdę z tobą, tylko już mnie nie błagaj ! - pokazał jej język.
                - Może być całkiem fajnie – odezwała się Dorcas. Dzisiejsze relacje miedzy nią a Syriuszem były dość … napięte. Siedzieli naprzeciwko siebie prawie nie spuszczając z siebie wzroku. Obserwatorom ich zachowania zdawało się, że porozumiewają się ze sobą w myślach – Tylko nie wiem czy …  a zresztą nieważne.
                - No dokończ Dor. A możesz masz przede mną więcej tajemnic?
                - Jakich tajemnic Black?! Mógłbyś chociaż na chwilę odpuścić…
                - No jak dwie sklątki tylnowybuchowe! – Lily z impetem odstawiła kielich na stół.
                - Gorzej niż James i Syriusz w pierwszej klasie o ostatnie ciastko z Miodowego Królestwa – dorzucił Remus.
                - Oni po prostu potrzebują świeżego powietrza i chwili dla siebie – powiedział James głosem znawcy. Poniósł się z miejsca i pociągnął Blacka za szatę – No już ruszaj się! Ty też Dorcas! – prawie podniósł Syriusza z krzesła, zręcznym ruchem złapał torbę Meadowes, wiec ta też musiała z nim pójść.
                Odprowadzeni wzrokiem połowy uczniów Hogwartu opuścili Wielką Salę.

****
                - A więc przypominam, że owutemy, które piszecie już za kilka tygodni, są najważniejszym sprawdzianem w waszym całym życiu! To one zadecydują, co będziecie robić w przyszłości! - słuchali znudzeni, jak profesor Flitwick powtarza to po raz dwudziesty.
                James trzymał na kolanach planszę z boiskiem do Quidditcha, nad którą pochylali się razem z Syriuszem. Ann rysowała coś w dzienniku. Przypominało to układ planet, co chwilę pokazywała rysunek Remusowi. Peter, który pojawił się dopiero na pierwszej lekcji przysypiał siedząc w ławce z Penelope. Nie pojawienie się na śniadaniu było bardzo niepodobne do Glizdogona. Lily starała się słuchać profesora zaklęć, lecz z marnym skutkiem. Kątem oka obserwowała Dorcas, która wyglądała na bardzo zmartwioną. Z roztargnieniem skubała swoje pióro. Lily wiedziała, że przejmuje się tym listem. Jak ten okropny chłopak miał w ogóle czelność się do niej jeszcze odzywać! Martwiła się o przyjaciółkę i chciała z nią szczerze pogadać.
                - Dorcas? - szepnęła cicho Lily, szturchając Meadowes w żebra.
                - Hmm? - mruknęła.
                - Musimy w końcu pogadać o .. no wiesz o kim – Ruda wiedziała, że lepiej nie mówić niczego niepotrzebnego na głos, ponieważ Syriusz niby był pochłonięty czym innym, a tak naprawdę chłonął każde słowo.
                - Wiem Lily, bo z małej głupoty robi się wielka afera. Pogadamy po lekcjach, dobrze? W .. no w naszym tajnym miejscu. Nie byłyśmy tam chyba z dziesięć lat!
***
                - Jonathan River – przeczytał James sennym głosem.
                - Nie, to idiota – mruknął Syriusz machając lekceważąco ręką.
                - Przecież szukamy idioty!
                - Ale on jest w trzeciej klasie, ma pryszcze wielkości fasolek wszystkich smaków i ledwo wie, z której strony trzymać różdżkę! Wątpię, żeby był w stanie napisać chociaż jedno zdanie z tego przeklętego listu!
                - Och, no dobrze, wykreślamy pana Rivera – Potter już kompletnie znudzony wykreślił z kartki imię i nazwisko trzecioklasisty. Na tej kartce oprócz Jonathana znajdowali się wszyscy chłopcy uczący się w Hogwarcie, których imiona bądź nazwiska zaczynają się na literę R - Następny jest Sebastian Robbins.
                - Że kto? – Łapa podniósł na niego pytający wzrok.
                - No taki jeden, siódmoklasista, Krukon jeśli się nie mylę.
                - Nie znam gościa, ale muszę poznać. Jeszcze go nie wykreślaj – Syriusz zaczął się przechadzać po dormitorium. Siedzieli już tak od dobrej godziny. Lekcje już dawno się skończyły, a zdeterminowany Black postanowił dowiedzieć się kim jest tajemniczy „R” czy Dorcas tego chce czy nie.
                - Dalej jest Alex Rogerson.
                - No co ty, on jest z Gryffindoru, na pewno bym zauważył gdyby robił maślane oczka do Dor czy coś – James wykreślił Alexa.
                Dalej byli Edward Rush, Jeremy Roberts i George Ryley. Z nich Łapa postanowił nie wykreślać tylko Jeremy’ego.
                - Dobra z nazwisk to już wszyscy. Teraz imiona na R – James ziewnął potężnie – Pierwszy jest Ralph Hale.
                - On ma dziewczynę.
                - No tak. Dalej jest … o Regulus Black – Rogacz wpatrywał się w kartkę i mrugał kilkakrotnie, ale imię i nazwisko brata Syriusza wciąż tam było.
                - Co? Przecież to Ślizgon – wypowiedział te słowa z pogardą na jaką stać tylko Syriusza – Miało być bez Ślizgonów.
                - Może ten kto robił dla ciebie te listę, napisał twojego brata specjalnie – głośno myślał Potter.
                - Tym kimś był Glizdogon – sfrustrowany Łapa opadł na łóżko.
                - Dobra, mniejsza z tym, wykreślam go i koniec tematu. Następny jest Richard Wood.
                - Nie, on chyba nie. To obrońca Puchonów, trochę go znamy. Wykreślaj.
                - Robert Perry.
                - Kto?
                - Czwartoklasista z Ravenclawu.
                - Hm, sam nie wiem. Będę go musiał sobie zobaczyć, nie wykreślaj.
                - Ryan McKenzie.
                - Puchon, tak?
                - Tak, w naszym wieku.
                - Wydaję się lekko psychiczny z tymi swoimi okularkami. Na razie nie wykreślaj.
                - Ej, ja też noszę okulary! – James zrobił obrażoną minę.
                - No i co? Jesteś psychiczny, eksponat A tego, że okularnicy są psychiczni, można powiedzieć – Potter rzucił w Blacka butem należącym do Remus.

***
                - A może jednak powinnaś do niego podejść i powiedzieć, żeby się odczepił? – zapytała Lily. Siedziały z Dorcas w swoim sekretnym miejscu. Wiał lekki wiaterek, a słońce przyjemnie grzało. Lily nadal nie mogła uwierzyć, że miała tyle szczęścia, żeby odnaleźć to miejsce.
                - Oszalałaś, to nic nie da, a tylko pogorszy sprawę – Dorcas siedziała po turecku z brodą opartą na dłoniach.
                - No, ale co mu się odmieniło, że po takim czasie się odezwał?
                - Mnie się pytasz? Gdyby potrafiła ogarnąć tok rozumowania kretynów, moje życie byłoby wręcz bezproblemowe.
                - I tak szczęście w nieszczęściu, że napisał tylko list, bo gdyby do ciebie podszedł albo odwalił coś w swoim stylu byłoby o wiele gorzej.
                - Pamiętasz jak polazł za mną do łazienki? Myślałam, że go wtedy rozszarpię.
                - Pamiętam, powiedziałam wtedy, że Potter  to przy nim pikuś.
                - Wtedy po raz pierwszy powiedziałaś, że James nie jest taki zły – powiedziała z uśmiechem Dorcas.
                - Nie taki zły w porównaniu do niego, oczywiście – sprostowała Lily, ale również się uśmiechała.
                - Myślę, że muszę przestać się tym przejmować. Przecie to takie głupie! Jakiś durny listy od jeszcze durniejszego kolesia!
                - Dobrze mówisz – pochwaliła przyjaciółkę Evans – Jak nie odezwie się drugi raz, to nie ma się czym przejmować.
                - Odezwie się drugi raz? Weź wypluj te słowa, Lilka!
                - Powiedziałabyś wtedy Syriuszowi?
                - Nie wiem – Meadowes wyciągała przed siebie długie nogi i westchnęła ciężko – Nie powiedziałam mu tylko dlatego, że chcę chwili spokoju. My ciągle mamy jakieś problemy, jakieś kryzysy, jak w jakieś mugolskiej telenoweli. A to serio głupia sprawa, o której starałam się zapomnieć, a jeśli powiem Syriuszowi to będzie niemożliwe.
                - Rozumiem cię, ale z drugiej strony  gdyby Syriusz pogadał z nim jak facet z facetem, tamten może ogarnąłby się raz na zawsze.
                - No nie mów mi, że nie wiesz co według Blacka oznacza pogadać jak facet z facetem.
                - W sumie racja, potrafię sobie to wyobrazić.